17 sierpnia, 2013

Rozdział XX "Inny kolor toż to oczywiście obraza majestatu…"

Aut:
Wreszcie się udało. Rozdział sprawił mi duże kłopoty, więc cieszę się, że po takim czasie pojawił się na stronie ;D
Brak jakichkolwiek błędów zawdzięczam MCaine, której jestem ogromnie wdzięczna, bo uratowała mi skórę.
A teraz bez przedłużania, zapraszam do czytania!


            Wieczorem Hermiona wyszła z Pokoju Wspólnego i skierowała się do lochów. Musiała koniecznie porozmawiać z Severusem. Była prawie pewna, że na żadną z tych wiadomości, które chciała mu przekazać, nie zareaguje pozytywnie, ale nie miała wyboru. Zapukała do drzwi i tym razem czekała, aż ją zaprosi.
- Wejść – głos miał słaby, co bardzo ją zdziwiło. Weszła niepewnie do gabinetu i rozejrzała się. Severus siedział na fotelu z Ognistą Whisky w ręce. Wzrok miał błędny i to wcale nie przez alkohol.
- Dobrze się czujesz? – zapytała niepewnie, podchodząc bliżej.
- Wprost wybornie… - mruknął bełkotliwie i wypił napój do końca.
            Hermiona zmarszczyła czoło, siadając na kanapie. Nie spuszczała wzroku z mężczyzny, który starał się na nią nie patrzeć. Nie wiedziała co się dzieje.
- Severusie…
- Zamilcz Granger  – warknął, odrobinę mocniejszym głosem – nic mi nie jest. Przestań interesować się rzeczami, które cię nie dotyczą.
            Jego słowa zraniły ją, ale nie dała tego po sobie poznać. Wstała z kanapy i uklękła obok jego fotela. Zagryzła wargę, a serce biło jej szybciej niż powinno. Pierwszy raz stanęła przed tak trudnym zadaniem jakim było pocieszenie wiecznie skwaszonego Severusa Snape’a.
- Byłeś u Vol…Voldemorta? – jego wymowne milczenie uznała za potaknięcie, więc kontynuowała  – co się stało?
- Przyszłaś tu po coś – przypomniał jej chłodnym tonem, dolewając sobie Ognistej Whisky. Od razu wziął dużego łyka i skrzywił się malowniczo.
- Przyszłam, ale do tej rozmowy musisz być trzeźwy i raczej nie powinieneś być zły. A teraz żadnej z tych rzeczy nie mamy – próbowała go jakoś rozśmieszyć, albo przynajmniej spowodować potok standardowej kpiny. Nic z tego.
- Jeśli nic ode mnie nie chcesz, to się wynoś. Nie mam najmniejszej ochoty niańczyć rozpieszczonej Gryfonki.
- Lepiej być rozpieszczoną Gryfonką, niż pijanym Ślizgonem. To do niczego dobrego nie prowadzi  – oznajmiła, starając się nie brać jego słów do serca – a teraz wstaaajemy – powiedziała jak do dziecka i podniosła się z klęczek. Złapała go za rękę i pociągnęła do góry.
- Idź do diabła – warknął, wlewając sobie trunek do ust.
- A to swoją drogą  – zabrała mu szklankę i postawiła ją na małym stoliku – rusz się, bo nie mam siły cię ciągnąć – pociągnęła go za szatę, ale tak jak poprzednio bez skutku.
- Co ty w ogóle we mnie widzisz?
- Słucham? – zdziwiła się i od razu poczuła, że robi jej się nienaturalnie gorąco. Rumieniec oblał jej policzki i usiadła na poręczy fotela.
- Dlaczego nadal tu jesteś? Kazałem ci wyjść, ale jak zwykle mnie nie posłuchałaś. Każdy inny uciekłby gdzie pieprz rośnie, aby tylko nie zajmować się mną po pijaku.
            Hermiona patrzyła na Severusa, nie wiedząc co odpowiedzieć. Po prostu czuła potrzebę, aby przy nim zostać. Żadnego głębszego sensu.
- To zadziwiające, że po wypiciu całej butelki Ognistej, jesteś w stanie jeszcze cokolwiek mówić, nie wspominając już o tak dociekliwych pytaniach. Zostawmy to na jutro – powiedziała tylko, chcąc jako tako wybrnąć z sytuacji.
            Snape wzruszył ramionami i wstał z fotela. Zatoczył się lekko, ale niewzruszenie ruszył w stronę sypialni. Hermiona patrzyła na niego z podziwem. Szedł prawie całkowicie prosto, ale pomimo jego pewności siebie, szła tuż za nim, żeby w razie czego, zdążyć go złapać. Padł na łóżko i od razu zasnął. Westchnęła teatralnie,  zdjęła mu buty i wierzchnią szatę, po czym zajęła się spodniami. Zostawiła go w samej bluzce i w oczywiście czarnych bokserkach.
- Inny kolor toż to oczywiście obraza majestatu… - szepnęła rozbawiona do siebie i pochyliła się nad nim. Zawahała się, ale w końcu pocałowała go czule w policzek. Miała wielką ochotę położyć się obok niego na łóżku i po prostu się przytulić, ale przezwyciężyła w sobie tę potrzebę. Wyszła z pokoju, tylko raz się oglądając. Wyglądał tak spokojnie i niewinnie, gdy spał. W niczym nie przypominał sarkastycznego i wiecznie skwaszonego Mistrza Eliksirów, którego miała szansę poznać i, w którym miała okazję się zakochać …

            Szła przez lochy, zastanawiając się, co takiego stało się na „spotkaniu” Śmierciożerców, że Severus doprowadził się do takiego stanu. Już parę razy widziała go pijącego, ale zawsze to było parę łyków dla przysłowiowej odwagi. Teraz jednak wyglądało to tak, jakby chciał po prostu zapomnieć, wyprzeć z siebie jakieś przykre wspomnienia.
            Pokręciła głową i spojrzała na zegarek. Miała półtorej godziny do ciszy nocnej, więc stwierdziła, że przejdzie się do biblioteki. Już wcześniej miała pójść po książki, ale nie miała czasu, a potem najzwyczajniej w świecie zapomniała. Skierowała się do odpowiedniego działu i już po chwili wracała do Wieży Gryffindoru, lewitując książki obok siebie.
- Panno Granger! – usłyszała zasapany głos McGonagall. Odwróciła się i zobaczyła nauczycielkę spieszącą w jej stronę. Minę miała wyjątkowo przejętą, co uświadomiło Hermionę, że musiała się wreszcie dowiedzieć.
- Dzień dobry  pani profesor – przywitała kobietę, uśmiechając się do niej ciepło. Lubiła ją, pomimo tego, że była surowa i nie pozwala na zbyt wiele. Miała za to własne zasady i to właśnie one fascynowały Hermionę.
- Tak, tak, dobry… - odetchnęła głębiej, aby się uspokoić – dopiero się dowiedziałam. Profesor Dumbledore przed chwilą mi powiedział. Naprawdę jesteś w ciąży? – obrzuciła ją szybkim spojrzeniem, jakby spodziewała się zobaczyć coś dziwnego.
- Tak, jestem – powiedziała spokojnie, zdając sobie sprawę, że to musiał być dla niej szok.
- Ale jak to… w sensie wiem jak, ale… - pokręciła głową, wyrażając tym samym swoją frustrację.
- Pani profesor, stało się, a teraz z Draconem ponosimy konsekwencję zabawy – mówiąc to, spuściła wzrok. Pomimo radości chłopaka, nie mogła się przyzwyczaić do kłamania. Znała prawdę i nic nie mogła z tym zrobić.
- A twoja kariera? Profesor Snape wspominał coś, że chcesz zostać Magomedykiem?
            Hermiona spojrzała zdziwiona na McGonagall. Nie sadziła, że Severus rozmawia o niej z innymi nauczycielami.
- Nie rób takiej miny. Nawet on twierdzi, że jesteś utalentowana, chociaż nigdy w życiu się do tego nie przyzna na głos – uśmiechnęła się ledwie zauważalnie, przyglądając jej się z zaciekawieniem.
- Taaak, chciałam – mruknęła przeciągając niepewnie sylaby – ale wydaje mi się, że nic nie stoi na przeszkodzie. Profesor Snape zaoferował mi swoją pomoc – i znowu skłamała, ale tym razem była pewna, że ma rację. Severus jej pomoże, nie zostawi jej samej.  
- No skoro tak. Jakbyś czegoś potrzebowała, możesz od razu do mnie przyjść.
- Dziękuję. Wiem, że z macierzyństwem wiąże się duża odpowiedzialność, ale postaram się wytrzymać presję, zdać Owutemy najlepiej jak tylko mogę, a później… rozpocząć dorosłe życie – wzruszyła ramionami, zdając sobie sprawę, że naprawdę chciała temu podołać. Nie była przecież sama. Miała przyjaciół, rodziców, nauczycieli i Dracona do pomocy. Da radę.
- Wierzę w ciebie. Nawet najlepszym zdarzają się potknięcia – położyła jej dłoń na ramieniu, w geście pocieszenia, po czym zostawiła ją samą. Cóż, teraz pewnie wszyscy nauczyciele się dowiedzą, a już w niedługim czasie reszta szkoły. Już teraz krążyły plotki, po tym jak popisała się na eliksirach. Westchnęła i ruszyła do Pokoju Wspólnego.
            Weszła do dormitorium i usiadła na łóżku. Zaciągnęła kotary i wzięła pierwszą książkę, którą wypożyczyła z biblioteki. Zerknęła na tytuł i uśmiechnęła się lekko „Ciąża, czyli najczarniejsza Czarna Magia”. Otworzyła ją i zabrała się do czytania.

- Hermiono, mama prosiła mnie, abym ci przekazała, że oczywiście jesteś zaproszona do Nory na święta – powiedziała wesoło Ginny, idąc obok niej na lekcje. Miały w tą samą stronę, wiec kawałek szły razem.
- Podziękuj jej ode mnie, ale chyba powinnam pojechać do rodziców. No wiesz, jeszcze im nie powiedziałam… - zagryzła wargę, wiedząc, że zareagują prawdopodobnie najgorzej z nich wszystkich. Nawet Snape przyjął ciążę jako tako, ale u nich nie przejdzie to tak łatwo.
- Ah… no tak. Nie zazdroszczę ci tej rozmowy. Mnie mama ukatrupiłaby gołymi rękami. Nawet tata by się wściekł.
- No właśnie – westchnęła i pożegnała się z przyjaciółką. Razem z Harrym i Ronem, którzy szli parę kroków za nią, weszli do sali od zaklęć. Hermiona usiadła w ławce obok Dracona, który obdarzył ją szczerym uśmiechem.
- Cześć Granger.
- Cześć Malfoy – przywitała go, nie mając pojęcia czego może się po nim spodziewać. Chyba dalej był szczęśliwy z takiego obrotu sprawy, ale to był Malfoy. U nich humory zmieniały się bardzo szybko. – Draco… powiedziałeś już rodzicom? – zapytała z wahaniem.
- Nie żartuj! Nie powiem im, dopóki sprawa sama nie wypłynie. Nie popełnię tego samego błędu, co ostatnio. Im mniej wiedzą, tym lepiej.
- Rozumiem. Ja moim powiem na święta. Tak się właśnie zastanawiałam, czy nie chciałbyś pójść ze mną? No wiesz, jeśli będziemy razem, rodzice pomyślą, że jesteś odpowiedzialny i nie zostawisz mnie samej z dzieckiem. To mugole, inaczej podchodzą do pewnych spraw…
- Byłbym zaszczycony – od razu się zgodził, łapiąc ją za rękę pod ławką.
            Hermiona uśmiechnęła się i spojrzała na profesora Flitwick’a, który właśnie rozpoczął lekcję. Może jednak nie będzie tak źle jak się obawiała? 

            Czas do piątku upłynął jej w zadziwiająco krótkim tempie. Nadal pamiętała o tym, że musi porozmawiać z Severusem, ale nie mogła tego załatwić od tak na przerwie. Idealny moment to dodatkowe lekcje. Mogą być sami przez parę godzin i nikt nie będzie niczego podejrzewać. Tak więc wieczorem w piątek wraz z Harrym, który uparł się aby ją odprowadzić do lochów, wyszli z Pokoju Wspólnego. Przez jakiś czas szli w milczeniu, ale w końcu chłopak nie wytrzymał.
- Snape nie dręczy cię za bardzo? Na mnie i na Ronie wyżywa się za każdym razem. Chyba sprawia mu tą jakąś chorą satysfakcję…
- Trochę. Jak to Snape – wzruszyła ramionami. Nie miała ochoty drążyć tego tematu.
- On w tym roku jest milszy dla ciebie, prawda? – nie dawał za wygraną.
- Nie zauważyłam. Zachowuje się jak co roku.
- Ale…
- Harry, o co ci chodzi? – przerwała mu, zatrzymując się. Spojrzała na przyjaciela, który  ewidentnie się speszył.
- No dobrze. Czasami wydaje mi się, że on patrzy na ciebie jak na… nie powinien w ten sposób patrzeć na uczennicę.
- Może sobie patrzeć na mnie jak tylko mu się żywnie podoba. To jego problem, nie mój – przypomniała mu chłodno. Znowu wracają do starej rozmowy.
- Ale będziesz z nim tyle godzin sama… nie boisz się, że on może…
- Daj spokój! – ucięła i ruszyła szybko przed siebie, nie oglądając się na niego – to nauczyciel! Przestań wyobrażać sobie różne rzeczy, bo nie masz racji.
- Czyli nic cię z nim nie łączy? – zapytał podchwytliwie.
            Hermiona westchnęła i ponownie się zatrzymała. Spojrzała na Harry’ego i uśmiechnęła się delikatnie, ze zrozumieniem.
- Mam do Snape’a ogromny szacunek. Jest naprawdę świetnym nauczycielem, tylko ma trochę… trudny charakter. Do niego trzeba dotrzeć i chyba mi się to udało. Rozumiem go w pewnym sensie i to wszystko. Nic więcej. Wierzysz mi?
- Ja… no chyba tak. Dzięki za szczerość – stwierdził i odszedł. Hermiona zdziwiła się, że zostawił ją samą tak po prostu, ale po chwili zorientowała się, że są już pod gabinetem Severusa. Odetchnęła głębiej i weszła do pokoju.
- Dzień dobry.
            Snape siedział przy biurku i sprawdzał wypracowania Na jej zwykłe „dzień dobry” zaintrygowany podniósł głowę. Zazwyczaj, gdy wchodziła do gabinetu, rzucała jakąś kąśliwą uwagę, albo zwykłe cześć lub hej. Westchnął ciężko, bo przypomniał sobie o jej prośbie. Chciała porozmawiać. Rozmowa nie była wskazana, bo wiązało się to z trudnymi pytaniami, których chciał uniknąć.
- Sprawdziłem twój esej o pokrzywie sierpowatej. Dostałaś powyżej oczekiwań – odezwał się w końcu, wskazując głową na kartkę, leżącą na brzegu stołu. Jednak ona nie wzięła wypracowania, tylko usiadła na krześle, kiwając głową. A więc to pewne. Skoro nie zainteresowała się nauką, czekała ich długa rozmowa – powinnaś wreszcie wrócić do Eliksirów. Nie zostaniesz Uzdrowicielką, bez ćwiczeń, a już któryś raz z rzędu, nic nie robisz – przypomniał jej, wracając do sprawdzania esejów.
- Wiem – burknęła, wiercąc się – ale chciałam…
- Porozmawiamy po zajęciach. Zrobisz eliksir, a potem spróbujemy się nie pokłócić.
            Hermiona uśmiechnęła się do niego szeroko i wstała. Przeszli do pracowni eliksirów. Zajęła stolik z przodu. Rozpaliła ogień pod kociołkiem i nalała do niego letniej wody. Potem spojrzała wyczekująco na Severusa.
- Chciałbym, abyś uwarzyła coś, co przyda się bardziej, niż tylko leczenie kataru dzieciakom ze szkoły. Zrobisz eliksir dla Zakonu. Dumbledore mnie prosił, abym go uwarzył, ale równie dobrze możesz zrobić to ty.
- Co to ma być? – zapytała z bijącym sercem. Jeszcze nigdy wcześniej nie robiła nic dla Zakonu Feniksa, ale to się akurat dobrze składa. W końcu o tym chciała z nim porozmawiać.
- Eliksir, dzięki któremu, nie jesteśmy tak bardzo podatni na zranienia. Trudniej komuś, na przykład Śmierciożercy, trafić w osobę, która go zażyła. Przydatny, ale krótko działa, bo tylko do pół godziny. Ale w gruncie rzeczy dłużej nie potrzeba. Zwykły pojedynek trwa kilkanaście minut. Wtedy ty, albo twój przeciwnik zostanie wyeliminowany – Severus popatrzył na nią surowo, jakby ją oceniając. Hermiona przełknęła cicho ślinę, zdając sobie sprawę, jak ważne jest teraz, to co ma zrobić. Jeden błąd, może kosztować życie jej przyjaciół.
- Ale… ktoś z Zakonu będzie walczyć? Przecież nie szykuje się na razie żadna wojna.
- Członkowie Zakonu Feniksa są cały czas narażeni na niebezpieczeństwo, dlatego każdy z nich powinien mieć taką fiolkę ze sobą. Zabieraj się do roboty.
            Machnął różdżką i na tablicy pojawiły się instrukcje, odnośnie receptury. Gdy machnął nią drugi raz poczuła chłodny i rześki powiew powietrza. Spojrzała na niego zdziwiona, na co Snape wzruszył tylko ramionami.
- Wolę zapobiegać. Nie chciałbym, abyś mi tu zasłabła. W ten sposób masz przynajmniej świeże powietrze.
- Ja… dziękuję  – powiedziała szczerze zdziwiona jego troską i zabrała się do pracy.
            Severus od czasu do czasu zaglądał jej przez ramię, aby sprawdzić jak sobie radzi i czy aby na pewno nie pomyliła żadnych składników. Nigdy nic nie komentował, ale również nie chwalił. W ogóle się nie odzywał, ale tym się akurat nie martwiła. Nie lubiła mówić, gdy próbowała się skupić i on chyba doskonale o tym wiedział. Czasami się jej wydawało, że zna ją o wiele lepiej niż powinien.
            Po dwóch godzinach, zmniejszyła ogień pod cynowym kociołkiem i opadła wyczerpana na krzesło. Teraz wystarczyło co cztery godziny zamieszać trzy razy zgodnie ze wskazówkami zegara.
- Jak mi poszło? – zapytała w końcu, decydując się na tą łatwiejszą rozmowę.
- Standardowo znośnie – mruknął, skreślając coś gwałtownie na pergaminie. Hermiona wstała z krzesła i podeszła do niego. Nie mogła się powstrzymać i zajrzała mu przez ramię. Sprawdzał właśnie wypracowanie jakiegoś piątoklasisty, który pisał wyjątkowe głupoty. Roześmiała się, czytając wypociny chłopaka.
- Nie śmiej się. Gdyby nie ty, to te głąby, Potter i Weasley pisaliby dokładnie to samo. To jest tragiczne, można ewentualnie płakać.
- Nie przesadzaj. Może trochę… wspierają się mną, ale oni za to, pomagają mi w innych dziedzinach nauki.
- Podaj jakiś przykład – powiedział chytrze, wiedząc, że nie będzie potrafiła wymyśleć ani jednego.
- Tak na poczekaniu niczego nie wykombinuję – Severus uśmiechnął się ironicznie pod nosem. Hermiona westchnęła i po chwili ponownie się odezwała – Harry jest bardzo odważny. Nie znam drugiej takiej osoby…
- Mylisz odwagę z głupotą – wpadł jej w słowo Snape.
- Trochę może tak, ale on to wszystko robi dla innych, także dla mnie. Fakt, czasami robi głupie rzeczy, działając impulsywnie, ale on już taki jest. Ron za to, gra świetnie w szachy. Jestem pewna, że wygrałby z tobą bez problemu.
- Nie bądź taka pewna siebie. Weasley to kretyn. Nie wiem jakim cudem zdaje z klasy do klasy.
- Dzięki mnie – Hermiona roześmiała się głośno i szczerze. Severus spojrzał na nią, przez chwilę się jej przypatrując. W jego oczach dojrzała chyba coś na kształt zafascynowania. Speszyła się trochę, pod wpływem tego spojrzenia i usiadła ponownie na krześle. Zdecydowanie nie mogła za długo przebywać w bliskim towarzystwie Snape’a. To źle na nią działało. Musieli mieć przynajmniej parę metrów odstępu. – Ale nie powiedziałeś nic na temat mojej dzisiejszej pracy. – przypomniała mu, nabierając więcej powietrza i patrząc na niego z napięciem.
- Powiedziałem, że poszło ci znośnie. Nie wymagaj cudów.
- Daj spokój…
- No dobrze… - przewrócił teatralnie oczami – twoje eliksiry, większość w każdym razie, są naprawdę na wysokim poziomie. Rzadko można spotkać taki zapał u tak młodej osoby.
- Dziękuję – odetchnęła głębiej, po czym zapytała o to, co ją już od jakiegoś czasu nurtowało. – Myślisz, że mogłabym zostać Mistrzynią Eliksirów?
            Severus, który akurat maczał pióro w atramencie, wylał całą zawartość kałamarza na siebie. Zaklął głośno, po czym wyczyścił sobie szatę. W gabinecie zapadła głucha cisza, słychać było tylko ich przyśpieszone oddechy. Hermiona dała mu chwilę na ogarnięcie sytuacji, aby mógł się spokojnie zastanowić, przetrawić to, co przed chwilą usłyszał. Jednak gdy upłynęło pięć minut, a on dalej nie odpowiadał, zaczęła się niecierpliwić. Jej palce zaczęły wybijać rytm na blacie jego biurka.
- Przestań to robić, jeśli nie chcesz stracić ręki – warknął, a ona momentalnie ścisnęła dłoń w pięść – myślę, że masz zadatki na Mistrzynię Eliksirów. Jak już mówiłem, masz duży potencjał, choć trochę ograniczony umysł.
- Profesor Trelawney mówiła to samo… - burknęła, ale ucieszyła się, słysząc, że ma szansę – mogłabym u ciebie praktykować?
- Może w przyszłości tak, ale teraz stanowczo nie. Jesteś w ciąży, nie dasz rady – odpowiedział powoli, dając sobie spokój z wypracowaniami. Nie ukrywał tym razem swojej ciekawości. Jawnie się jej przyglądał, co zaczynało ją skrajnie irytować.
- Świetnie. Zawsze o tym marzyłam.
- Doprawy? Zawsze? – zapytał z powątpiewaniem – mnie się wydaje, że dopiero od całkiem niedawna marzy ci się ten tytuł. Nigdy wcześniej nie sprawiałaś wrażenia, aby Eliksiry jakoś bardziej cię fascynowały.
- Cóż… możesz uznać to za swój prywatny wkład.
            Severus pokręcił głową. Wiedziała, że nie uznawał czegoś takiego. Albo wierzymy w coś od początku, albo wcale. Pewnie uważał, że ma słomiany zapał, ale mylił się. Zostanie taką Mistrzynią Eliksirów, że mu jeszcze w pięty pójdzie!
- A druga sprawa, z którą do mnie przyszłaś?
- Ach tak  – Hermiona wstała z krzesła i zaczęła chodzić po pokoju, starając się zebrać w sobie i wypowiedzieć to krótkie, proste zdanie. Była jednak przekonana, że Severus zareaguje o stokroć bardziej nerwowo, niż teraz  – uważam, że Draco Malfoy powinien zostać przyjęty do Zakonu Feniksa, razem ze mną. Chcę walczyć…


4 komentarze:

  1. No już Ci wspominałam, że Snape po paru kieliszkach Ognistej to cudo same w sobie. :-) Nie wiem dlaczego, ale wtedy wydaje się być taki do przytulenia. No ale już koniec tych rozczulań. Chce jak najszybciej się dowiedzieć co tak wpłynęło na humor Severusa. Mam nadzieję, że Voldemort nie wymyślił czegoś głupiego. No, a Hermiona ma trudną misję... powiadomić rodziców o ciąży to nie łatwa sprawa. Ale i tak ma lepiej... no bo chyba lepiej przyjmą to, że ojcem jest chłopak w jej wieku, a nie starszy od niej dwadzieścia lat nauczyciel. :-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Musiałaś przerwać w takim momencie? xD
    Po co w ogóle Malfoy w Zakonie, to tylko pokomplikuje sprawy ;D już sie nie moge doczekać, aż cała prawda wyjdzie na jaw, bo Harry robi się coraz bardziej podejżliwy i nie zdziwiłby mnie fakt, jakby to on odkrył tajemnice Hermiony i Severusa ;)
    czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam sedecznie ;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. W tym rozdziale Severus był taki cudowny <3 strasznie mi się podoba tą cała fabuła! lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Obserwuję Nie Spamuję