Aut:
Ten rozdział chciałam dedykować wszystkim tym, którzy czytają jeszcze mojego bloga. Wiem, że tych osób jest coraz mniej. Pamiętam o wakacjach, dlatego nic nie mówię xd Haahah
Mimo wszystko nawet ta garstka jest dla mnie bardzo ważna, a komentarze dają kopa do pisania :D
Rozdział oczywiście poprawiony przez MCaine. Dzięki :D
- Uważam, że Draco Malfoy powinien zostać przyjęty do Zakonu Feniksa,
razem ze mną. Chcę walczyć…
- Co? – ton
Severusa był lodowato zimny, a jego spojrzenie ciskało błyskawicami. Chcąc nie
chcąc, Hermiona skurczyła się w sobie. Przełknęła głośno ślinę, zagryzając
wargę.
- Chcę walczyć – powtórzyła, poprawiając się
niespokojnie na krześle
- Czy tobie
zniwelowano zaklęciem mózg?! – krzyknął, tracąc nad sobą panowanie. Podejrzewała,
że wyprowadzi go z równowagi, więc była w miarę przygotowana na taką reakcję. –
nie ma takiej opcji! To jest niebezpieczne. Zapomniałaś już, że jesteś w
ciąży?!
- Błagam,
uspokój się. O niczym nie zapomniałam, ale to nie zmienia to faktu, że chcę
przystąpić do Zakonu. Robię to właśnie dla… naszego dziecka. Buduję mu spokojną
przyszłość – powiedziała łamiącym się głosem. Emocje wzięły nad nią górę.
- Wybij to
sobie z tej pustej łepetyny. Nikt się na to nie zgodzi, moja już w tym głowa. A
co do Malfoy’a, to nie wiem czy zostałaś uświadomiona, ale on jest
Śmierciożercą. Mówi ci to coś?
- Draco nie ma
mrocznego znaku na ręce. Tylko jego rodzice są po stronie Voldemorta. Jestem
pewna…
- Jesteś
pewna… – jego ton był skrajnie ironiczny, a każde słowo przesiąknięte jadem.
Mówił po to, aby ją zranić – nie masz pojęcia, jak to jest, gdy stajesz przed
obliczem Czarnego Pana. Nie trzeba być Śmierciożercą, aby wykonywać każdy jego
rozkaz. Nie wszyscy jego poplecznicy mają mroczny znak. Właściwie mają go tylko
ci najbardziej zaufani…
- Czyli jesteś
jednym z nich? Voldemort ci ufa? Gratuluję!
- Ty idiotko!
Gdyby mi nie ufał, nie wiedziałbym, że Czarny Pan wydał rozkaz zabicia cię!
Jeśli tylko natkniesz się na jakiegoś Śmierciożercę, możesz być pewna, że nie
przeżyjesz tego starcia! Dlatego nie możesz wejść do Zakonu! To za duże ryzyko…
Hermiona wstała z krzesła, a w jej
oczach błyszczały łzy. A więc dlatego chciał się upić. Wszystko zaczęło układać
się w logiczną całość. Została na nią nałożona groźba śmierci. To znaczy, od
zawsze groziło jej niebezpieczeństwo, bo przyjaźniła się z Harrym, ale teraz
oficjalnie miała zginąć. Nawet Harry był bezpieczniejszy od niej. Jego chciał
osobiście zabić Voldemort.
- Właśnie
dlatego powinnam przyłączyć się do Zakonu Feniksa. Nie rozumiesz jakie to dla
mnie ważne?! Nie mogę stać cały czas w cieniu. Trzeba go zabić, Severusie,
inaczej nigdy nikt nie będzie bezpieczny. A ja mam dla kogo walczyć!
- Nie ma mowy.
Nie pozwolę ci na to. Ani Draconowi. A teraz odejdź. Nie chcę cię więcej widzieć.
- Jeśli nie
chcesz, abym wam pomagała, to dlaczego pozwoliłeś mi dzisiaj uwarzyć ten
eliksir? – zapytała cicho, obejmując się rękami
- To co
innego. Do cholery, to tylko eliksir! – odetchnął głębiej, aby się uspokoić – słuchaj.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego nie możesz mieć nic wspólnego z tym
przeklętym Zakonem. Jeśli zostaniesz członkiem, Potter też będzie chciał! On
jest głównym celem Czarnego Pana i nie chcę tego mówić, bo to zazwyczaj
powtarza Dumbledore, ale on jest… zbyt ważny. Wie więcej niż powinien, a nie
opanował Oklumencji! Będzie łatwym celem, a my nie możemy sobie pozwolić na to,
aby go stracić.
- On nie musi o
niczym wiedzieć – stwierdziła drżącym głosem
- I
twierdzisz, że się nie dowie? – prychnął ironicznie – nie ma mowy
- Ale…
- Wyjdź –
usłyszała jego suchy głos. Łzy, które wcześniej starała się stłumić, popłynęły.
Spływały po jej policzkach. Chcąc nie chcąc, ruszyła do drzwi.
- A i Granger…
Masz się jutro tutaj pojawić o dwudziestej. Nie zapomniałem o naszej
Oklumencji. A teraz się wynoś – nim zdążył powiedzieć coś więcej wybiegła na
korytarz, ocierając łzy rękawem szaty.
- Dupek! –
wydarła się na cały korytarz, dając w ten sposób upust emocjom. – nieczuły,
pozbawiony serca nietoperz! – powtarzała po nosem, cały czas ocierając zły. Nie
potrafiła nad sobą zapanować.
Weszła do najbliższej łazienki w
lochach i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Zobaczyła dziewczynę średniego
wzrostu, o dużych, czerwonych oczach i szopie brązowych włosów na głowie. Parę
kosmyków przykleiło jej się do mokrych policzków. Była czerwona i spuchnięta.
Zdecydowanie nie wyglądała atrakcyjnie. Prychnęła zła do swojego odbicia w
lustrze i stanęła tyłem, opierając się plecami o umywalkę. Objęła się rękami i
zagryzła mocno wargę, aby znowu się nie rozpłakać. Niestety ból niewiele
pomógł, bo po chwili znowu zaczęła szlochać.
Nienawidziła tego jakim Snape bywał
dupkiem, tego, że nie potrafił lub nie chciał jej zrozumieć. Wcale nie ułatwiał
sprawy, udając, że nic go nie obchodzi to, że była w ciąży. Praktycznie rzecz
biorąc zostawił ją samą z chłopakiem, który miał wielki entuzjazm, ale nic poza
tym. Potrzebowała go, a on tego nie widział. Chciała czuć się potrzebna. Aby od
czasu do czasu po prostu ją przytulił, nie wymagając nic w zamian.
- Hermiona? To
ty? – do łazienki wszedł, ku jej wielkiemu zdziwieniu, Ron. Szybko otarła łzy,
nie chcąc aby chłopak zobaczył chwilę jej słabości.
- Oh, cześć –
mruknęła piskliwym głosem i uśmiechnęła się sztucznie
- Wszystko
gra? – chłopak zatrzymał się parę metrów przed Hermioną, lustrując ją wzrokiem
- Jasne, a
czemu miało by nie? Wszystko gra i buczy, jak w zegarku… - Ron nic więcej nie
powiedział, tylko przytulił ją do siebie, ucinając tym samym potok nieskładnych
zdań, wyrzucanych na poczekaniu – chcesz pogadać?
- Ja…
- Spoko. Nic
na siłę. – uśmiechnął się i puścił ją, odsuwając się, aby jej się przyjrzeć.
Potem pokręcił głową i zacmokał cicho – nie płacz. Chodź, pójdziemy do kuchni.
Dostaniesz kubek kakao i odetchniesz. Okej?
Hermiona kiwnęła tylko głową, nie
ufając swojemu głosowi. Ron objął ją ramieniem i wyprowadził z łazienki. Nie
miała pojęcia, co o tej porze robił w lochach i skąd wiedział, że jest w
łazience, ale cieszyła się, że ją znalazł. Od kiedy zerwali mieli o wiele
słabszy kontakt, nad czym bardzo ubolewała. Harry był fajny, ale czasami zbyt
dużo rzeczy się dopatrywał. Ron był po prostu przyjacielem.
Po jakimś czasie weszli do kuchni.
Zewsząd otoczyły ich Skrzaty, przekrzykując się aby ich obsłużyć. Hermiona
zmarszczyła czoło, ale nic nie powiedziała. Ron uśmiechnął się tylko pod nosem
i poprosił je o kakao dla swojej przyjaciółki. Usiedli na małych stołeczkach.
Żadne z nich nic nie mówiło, siedzieli w milczeniu.
- Proszę
panienko – kubek podał jej Zgredek, uśmiechając się z wyższością, gdy tylko
jakiś inny skrzat na niego spojrzał.
- Dziękuję ci,
Zgredku – Hermiona wzięła kakao z wdzięcznością i wypiła parę łyków, po czym
spojrzała na Rona, który bawił rąbkiem szaty – tobie też chciałam podziękować.
Gdybyś nie znalazł mnie w łazience, prawdopodobnie dalej bym… no wiesz, dzięki.
- Nie ma
sprawy. Od czego ma się przyjaciół – wyszczerzył do niej zęby.
Hermiona uśmiechnęła się i objęła
kubek dłońmi, oddychając głęboko. Miała tyle szczęścia, że posiadała tak
wspaniałych przyjaciół, a bardzo często tego nie doceniała. A powinna.
- Kiedy tak
wydoroślałeś? – zapytała w końcu, podnosząc na niego spojrzenie.
- W między
czasie – Ron wzruszył ramionami – możesz
mi przypomnieć dlaczego zerwaliśmy?
- Zdradziłeś
mnie.
- Ach, tak…
dupek ze mnie.
- To prawda – wybuchli
śmiechem w tym samym momencie. Tak po prostu, bez przyczyny. Skrzaty patrzyły
na nich z mieszaniną zdziwienia i radości. Gdy się wreszcie uspokoili, Hermiona
podziękowała za napój i wyszli z kuchni.
- Jak cię ten
Malfoy traktuje? Sprawdzi się jako ojciec?
Hermiona przytuliła się do Weasley’a,
na co on obdarzył ją tylko spokojnym uśmiechem. Obydwoje znali granice. Byli
tylko przyjaciółmi, a ona czując czyjąś bliskość, była spokojniejsza.
- Nawet nie
uwierzysz, jak się cieszy. Jak dziecko… - pokręciła głową, okazując tym samym,
że całkowicie go nie rozumie.
- A ty? Jak
się czujesz w nowej roli?
Spojrzała na niego zdziwiona.
Jeszcze nikt nie zapytał się, jak ona się z tym czuje. Wszyscy stawiali ją
przed faktem dokonanym. Ron naprawdę się zmienił, a ona tego nawet nie
zauważyła. W tym roku była tylko zajęta uganianiem się to za Draconem, to za
Severusem. Była żałosna.
- Szczerze
mówiąc, boję się. Czuję się przytłoczona, a to przecież dopiero początek.
- Spokojnie,
jestem pewien, że dasz radę. Jak zawsze. Zaweźmiesz się i będziesz najlepsza.
Prawdopodobnie strasznie nadopiekuńcza, ale najlepsza.
- Dzięki, Ron.
Stanęli w Pokoju Wspólnym. Musieli
się rozstać. Każde z nich powinno pójść do swojego dormitorium, jednak ani Ron,
ani Hermiona nie mieli na to ochoty.
- Może
partyjka szachów? – zapytała w końcu dziewczyna, kapitulując.
- Jasne! –
zawołał z entuzjazmem Ron, siadając przy stoliku i wyciągając pudełko z
magicznymi szachami czarodziejów.
- Tylko daj mi
fory… wiesz, że nie potrafię w to grać
- Nie ma mowy!
Tylko uczciwa wygrana sprawia przyjemność! – Ron roześmiał się, patrząc na jej
oburzoną minę – zaczynasz, masz białe.
- Tyle to ja
wiem… - mruknęła i skoncentrowała się na grze.
- Hej, nie za
wygodnie wam?
Hermionę obudził donośny głos Ginny.
Jęknęła i przewróciła się na drugi bok i nagle… ŁUP!
- Co do…? –
otworzyła szeroko oczy i zorientowała się, że wcale nie leży na łóżku w swoim
dormitorium, tylko na kanapie, a właściwie już na ziemi w Pokoju Wspólnym. Na
drugiej, obok niej, spał Ron – o nie… - jęknęła i rzuciła w chłopaka poduszką. Ten
przeciągnął się i spojrzał na nią.
- Chyba
zasnęliśmy. Która to była partia szachów? Szósta?
- Siódma –
poprawiła go i usiadła na swojej kanapie. Obok niej pojawiła się Ginny, nie
przestając trząść się ze śmiechu – bardzo śmieszne…
- Gdybym
chociaż zastała was na jednej kanapie, przytulonych do siebie, to okej. Ale na
dwóch oddzielnie i to jeszcze w ubraniach? Jesteście żałośni – nie wytrzymała i
zaczęła się pokładać ze śmiechu. Hermiona rozdarta pomiędzy złością na Ginny, a
rozbawieniem sytuacją, zrzuciła ją z sofy. Dopiero wtedy przestała się śmiać.
- Jesteśmy
przyjaciółmi – stwierdził Ron, wzruszając ramionami i wstał – idę się w coś
przebrać. Potem zgarnę Harry’ego i spotkamy się na śniadaniu – uśmiechnął się
do Hermiony i zniknął.
- Między wami
coś zaszło? – zapytała po chwili Ginny, przenosząc wzrok z drzwi w których
zniknął jej brat, na Hermionę.
- Jesteśmy
przyjaciółmi – powtórzyła jego słowa, ucinając tym samym domysły przyjaciółki.
Potem poszła w ślady Rona i również skierowała się do Dormitorium.
- Jej,
Hermiona patrz! – wykrzyknęła w pewnym momencie Ginny, wskazując na zaczarowane
sklepienie.
- Śnieg –
stwierdziła sucho, wracając do śniadania.
- Nie lubisz
go? – zdziwiła się Ginny, spoglądając na nią zdziwiona.
- Jasne, że
lubię, ale za oknem. Wszystko wtedy wygląda naprawdę pięknie, co nie znaczy, że
mam ochotę wychodzić na dwór – wzruszyła ramionami i ponownie spojrzała na
niebo. Świeciło ładne zimowe słońce.
- Dziwna
jesteś – skomentowała jej przyjaciółka, kręcąc głową.
- Kto jest
dziwny? – wtrącił się Harry, przysuwając się do nich, razem z Ronem, który
wcinał kiełbaskę.
- Hermiona.
Nie lubi śniegu – poskarżyła się Ginny. Chłopcy tylko się roześmiali. Doskonale
zdawali sobie z tego sprawę, bo co roku marudziła im, że wszyscy podniecają się
białym puchem, tylko ona nie widzi w tym żadnej frajdy.
-
Skończyliście już? – warknęła sama zainteresowana, kończąc śniadanie. Dopiła resztki
soku dyniowego i wstała – jak sądzę, nie ćwiczyliście zaklęć prawda? Profesor
Flitwick urwie wam głowy, że nie potraficie zwykłego zaklęcia lewitującego
- No bo ono
jest bezsensu! Po co używać tego, skoro istnieje Wingardium Leviosa? – mruknął Ron, przewracając oczami. On miał
szczególne problemy z opanowaniem tego zaklęcia.
- Choćby po to
Ron, że Wingardium Leviosa działa
tylko w danej chwili, a Levitation
Effercio unosi rzeczy dopóty, dopóki nie powiesz przeciw zaklęcia. Ułatwia
życie, prawda?
Ron burknął jakąś odpowiedź, ale
wstał wraz z Harrym i skierowali się za bardzo z siebie zadowoloną Hermioną, do
biblioteki. Zajęli stolik w głębi pomieszczenia, aby nikt im nie przeszkadzał.
Hermiona wyszukała im parę książek, aby najpierw przeczytali teorię i przypomniała
im, że dopiero gdy ją opanują, zaczną uczyć się zaklęcia w praktyce. Tak jak
się spodziewała, samo wertowanie przez nich ksiąg zajęło sporo czasu. Nie byli
przyzwyczajeni do wyszukiwania najważniejszych informacji, więc w czasie
wolnym, napisała list do rodziców, w którym informowała ich, że przyjeżdża na
święta. Wspomniała również, że pojawi się z przyjacielem, ale on zabawi tylko
parę dni. Miała nadzieję, że nie wezmą go od razu za jej chłopaka, chociaż z
drugiej strony może to ułatwiłoby nieco
sprawę.
- Pokażesz nam
to teraz w praktyce? – po dwóch godzinach odezwał się zachrypnięty Harry. Wreszcie
skończyli uczyć się teorii i mogli przejść do przyjemniejszej części.
- Oczywiście.
Hermiona wyciągnęła różdżkę z
wewnętrznej kieszeni szaty i cicho chrząknęła. Potem powiedziała głośno i
wyraźnie akcentując każde słowo, zaklęcie „Levitation
Effercio!”. Wytłumaczyła im, że ruch ręki jest bardzo podobny do tego od Wingardium Leviosa, tylko bardziej
dynamiczny.
- Możecie mi
powiedzieć, dlaczego nie słuchaliście na lekcji? Oszczędziłoby to nam o wiele
więcej czasu…
- Słuchaliśmy…
ale jakoś tak wyszło – Ron wzruszył ramionami i skupił się na wymachiwaniu
różdżką.
Hermiona roześmiała się, cofając się
w ostatnim momencie, bo dostałaby ręką po głowie. Przez następne parę godzin
poprawiała ich, jeżeli robili coś źle. Cieszyła się, że spędzali razem czas,
nawet jeśli to było przy nauce. Zaniedbywała ich i było jej z tym źle. Chciała
nadrobić stracony czas…
Rozdział świetny, choć czuje niedosyt za mało kochanego Snape'a! Ron na prawdę zachował się jak prawdziwy przyjaciel. ;)
OdpowiedzUsuńPo prostu cudowne!
czekam z niecierpliwością na kolejny i dużo weny Ci życzę kochanie!
pozdrawiam Avad ka ;*
Tak niedosyt to ja też czuję :-) W każdym bądź razie Hermiona powinna troszkę popatrzeć na decyzję Snape'a z drugiej strony. Przecież on się o nią martwi.. trochę inaczej niż inni to okazuje, ale to wyraz jego troski. Ron mnie zaskoczył..zachował się jak przystało na prawdziwego przyjaciela. Ha.. wychodzą teraz problemy z wyszukiwaniem informacji z książek. Och ci chłopcy... dobrze, że Hermiona ich pilnuje
OdpowiedzUsuńHermiona działa trochę pod wpływem uczuć. Jestem pewna, że gdy przemyśli nieco sprawę, spojrzy na to wszystko z innej perspektywy. W końcu jest Hermioną :D
UsuńTak, wyszukiwanie informacji nie należy do łatwych rzeczy, szczególnie gdy nie posiada się internetu i Wikipedii. Hahah ;D
Ron zachował się tak cudownie! Przynajmniej nie naciskał tak jak Harry :> i zdecydowanie za mało Severusa! xD ogólnie chyba najlepszy rozdział jak dla mnie, chociaż poprzednie też nieziemskie (mam nadzieję, że przeczytasz moje komentarze)! Hm.. jak już wcześniej napisałam, mam już twojego bloga w linkach i... zapraszam do siebie! ;>
OdpowiedzUsuńsevmione-prawdziwa-historia.blogspot.com
Dziękuję za te wszystkie komentarze! Podziwiam Cię na prawdę, że chciało Ci się tyle pisać. Serio. :D
UsuńCo do Twojego bloga, to z pewnością wpadnę, chociaż nie wiem czy dzisiaj zdążę, jednak zrobię to na pewno :D
Co do Severusa... niestety muszę Was zmartwić. W następnym rozdziale się pojawi, ale nie będzie to rozdział z nim w roli głównej. Będziecie musiały uzbroić się w cierpliwość. :)
Co do Rona, to chciałam pokazać go inaczej, niż wszystkie blogerki, chociaż muszę przyznać, nie przepadam za tą postacią. No cóż, czasem trzeba się poświęcić. :D
Za mało Severusa !!! Choć on powinien okazać jej trochę uczucia :-/ Super rozdział :-)
OdpowiedzUsuńmojeminiopowiadania.blogspot.com
Ciekawe opowiadanie. Podoba mi się troskliwa postawa Rona, za to Severusa trzeba by kopnąć w cztery litery ;) za takie zachowanie. Czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń