30 sierpnia, 2013

Rozdział XXIII "To jest ten okropny chłopak ze Slytherinu?"

Aut:
Rozdział jest mega krótki i niestety mało w nim akcji. Podzieliłam go na dwa, bo jakoś nie mogłam się zebrać, aby był lepszy. Następny powinien być ciekawy ;D



- Masz mi obiecać, że pójdziesz na świąteczną ucztę. Nie możesz całych świąt przesiedzieć w lochach. To jest niezdrowe –  poprosiła Severusa, wychodząc  z jego sypialni. Nie chciała iść, ale musiała pokazać się na śniadaniu. Nikt od wczorajszego popołudnia jej nie widział, a nie chciała, aby po zamku zaczęły krążyć jakieś głupie plotki.
- Nie matkuj – mruknął, zamykając za nią drzwi od swoich prywatnych komnat. Machnął różdżką i powiedział jakieś zaklęcie, którego niestety niedosłyszała.
- Nie matkuję, tylko dbam – odpowiedziała, zakładając torbę na ramię. Potem podeszła do Severusa i spojrzała na niego, kręcąc głową – więc co zrobisz dwudziestego czwartego grudnia…?
- Pójdę na ucztę… - powiedział zirytowany – ale wyjdę przy najbliższej okazji. Nie zamierzam długo siedzieć przy jednym stole z bandą imbecyli, szczerzących się do siebie i gadających bzdury. Dumbledore pewnie będzie opowiadać idiotyczne kawały i otwierać cukierki – niespodzianki. Czy on w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że w jego wieku nie wypada robić niektórych rzeczy? – warknął zgorzkniały. Nadal nie potrafił wybaczyć dyrektorowi wtargnięcia do jego komnat.
- Cieszę się, że będziesz się dobrze bawić – stanęła na palcach i pocałowała go. Przez następny tydzień go nie zobaczy, a to wydawało jej się wiecznością. W dodatku była pewna, że choćby nie wiadomo jak tęsknił, nie odpisze jej na żaden list. W końcu miał swoją dumę!
-  Teraz nie będzie nawet Pottera. Tak to przynajmniej miałbym się na kim wyżywać…
- Jakoś będziesz musiał to przeżyć – odsunęła się od niego i wyszła z gabinetu. Nim jednak drzwi zamknęły się do końca, zajrzała ponownie  – wesołych świąt, Severusie – uśmiechnęła się szeroko i zniknęła.

            Hermiona poszła na śniadanie do Wielkiej Sali. Jedzenie nie smakowało tak, jak powinno. Smutno jej było, że zostawia w ten sposób Seveusa, ale wiedziała, że nie było innej możliwości. Nie mogli spędzić razem świąt, niezależnie od tego, jak bardzo chcieli. Albo ona chciała…
            Gdy zjadła, poszła po kufer do dormitorium i chwilę później szła już przez ośnieżone błonia. Wbrew pozorom, na dworze było całkiem sporo osób. Większość z nich urządzała sobie bitwę na śnieżki, dlatego kierując się do bramy, starała się nie oberwać mokrą breją. Zdecydowanie wystarczało jej to, że na dworze jest zimno. Nie musiała być cała w śniegu. Hermiona otworzyła furtkę i wyszła poza teren szkoły. Ostatni raz się odwróciła, aby rzucić okiem na zamek. Wiedziała, że zachowuje się jak sentymentalna idiotka, ale nie miała ochoty wyjeżdżać. Severus był irytujący, ale to z nim chciała spędzić tegoroczne święta.
- Ogarnij się! – warknęła i chwyciła mocniej kufer, aby podczas teleportacji nie wyślizgnął jej się z ręki. Nie przepadała za tym środkiem transportu, ale nie rozwodziła się nad tym tak bardzo jak Harry. On ewidentnie jej nie znosił.
            Okręciła się w miejscu, poczuła szarpnięcie w okolicy pępka i już po chwili stała na małej Londyńskiej uliczce. Specjalnie wybrała tę, kawałek od domu, bo była pewna, że nikt nie będzie tamtędy przechodził. Uśmiechnęła się na samą myśl, że jakiś mugol jest świadkiem jej aportacji.
            Poprawiła włosy, aby układały się tyle o ile i ruszyła w stronę domu. Nie miała daleko, ale ciągnąc wyjątkowo ciężki kufer, nim dotarła na miejsce, porządnie się zasapała. Zastukała do drzwi, w których chwilę później zobaczyła kobietę jej wzrostu o brązowych włosach, ale całkiem niepodobną do niej.
- Mamo! – krzyknęła i rzuciła się rodzicielce na szyję.
- Hermiono, już zaczynałam się martwić. Pisałaś, że będziesz wcześniej! – mruknęła kobieta z wyrzutem, wpuszczając córkę do domu i zamykając za nią drzwi frontowe.
- Wiem, przepraszam, ale zasiedziałam się… na śniadaniu – wymyśliła na poczekaniu, płonąc przy tym rumieńcem. Ta, na śniadaniu… chyba raczej w łóżku nauczyciela, przemknęło jej przez myśl, ale szybko zmieniła tok myślenia – gdzie tata?
- W pracy. To jego ostatni dzień, później bierze urlop – weszły do kuchni, w której przyjemnie pachniało przeróżnymi ciastami.
- A ty? – zagadnęła ją Hermiona, siadając na wysokim stołku barowym – mogę herbaty? Zmarzłam na dworze.
- Oczywiście – Jane Granger włączyła czajnik – a mi, twój ojciec dał wcześniej wolne – no tak. Rodzice mieli własną firmę, a więc rządzili się własnymi prawami. - w końcu to są nasze ostatnie wspólne święta. Zaraz kończysz szkołę, wyjdziesz za mąż, dzieci…
            Hermiona słysząc ostatnie słowo, straciła równowagę i zsunęła się ze stołka. Kto by pomyślał, że ostatni punkt na liście mamy, będzie pierwszy?
- Hermiono nic ci nie jest? – kobieta podbiegła do niej i pomogła  jej się podnieść.
- Nie, skąd. Po prostu straciłam równowagę… - mruknęła nieprzekonywująco, opierając się o blat kuchenny – może ja pójdę się rozpakować, żeby później mieć to z głowy?
- Świetny pomysł. Chodź, pomogę ci wnieść ten kufer po schodach.
            Razem, po długich staraniach, wreszcie udało im się wtaszczyć walizkę na górę. Hermiona była mocno zdziwiona tym, że tyle waży, w końcu nie brała wszystkich rzeczy, wręcz miała sporo luzu.
            Weszła do swojego pokoju i rozejrzała się. Królowało złoto i czerwień. Miała jedenaście lat, gdy dekorowała pokój, a wtedy była ogromną fanką Gryffindoru. Nie żeby teraz straciła serce dla domu lwa, ale pomału dostrzegała zalety innych. Kiedyś, była święcie przekonana, że wszyscy Ślizgoni są źli. Zresztą, wszyscy ją w tym przekonaniu utwierdzali! Draco Malfoy, Severus Snape i nawet sam Voldemort! Nie było jej dane poznać uczciwego, miłego i niedbającego tylko o siebie Ślizgona. Z czasem okazało się, że po prostu była uprzedzona. Draco okazał się czułym i troskliwym chłopcem z zadatkami na prawego mężczyznę, jeśli oczywiście wyrzeknie się teraźniejszej drogi życia. Seveurs też miał plusy, tylko o wiele za głęboko ukryte dla przeciętnego człowieka. Większość rezygnowała na wstępie. Nie twierdziła, że wszyscy są dobrzy. Voldemort nadal był psychodelicznym socjopatą, a Pansy Parkinson wredna, ale uważała, że należy dać im szansę. Kiedyś nawet przez myśl by jej to nie przeszło.
            Usiadła na łóżku, obejmując nogi rękami. Bała się rozmowy z rodzicami. Jej mama była wspaniałą kobietą, ale o surowych zasadach. Hermiona zresztą odziedziczyła to po niej. Wszystko musi być poukładane i chodzić jak w zegarku. Jednak jej córka widziała o wiele więcej w życiu od matki i wiedziała w którym momencie odpuścić. Jane Granger niestety nie. Jeśli chodziło o jej ojca,  Davida Grangera, to dla córki zrobiłby wszystko i na wszystko by się zgodził. Był w niej zakochany po uszy. Hermiona była jego małą córeczką, o którą trzeba się troszczyć. Była jego oczkiem w głowie. Nie miała jednak pojęcia, jak przyjmie wiadomość o ciąży, dlatego cieszyła się, że tę rozmowę przeprowadzi z Draco. On jej pomoże, zadba. Przerażało ją tylko to, że miała ona nastąpić już jutro, bo dwudziestego trzeciego grudnia.
            Hermiona odetchnęła głębiej, zamykając na chwilę oczy. Musiała się uspokoić, nie mogła wpadać w panikę. W końcu ciąża w wieku siedemnastu lat to nie koniec świata… wiedziała jednak, że  w przekonaniu jej rodziców – tak.

            Gdy rozpakowała się na tyle, że nie musiała szukać własnych rzeczy, zeszła na dół. Swoją drogą, bardzo nie lubiła się pakować lub rozpakowywać. Denerwowało ją to. Po prostu nie miała do tego cierpliwości. Wolała zdecydowanie spędzić cały wyjazd na walizkach. Teraz jednak przyjechała do domu. To co innego. Zeszła po schodach na dół i udała się do salonu. Usiadła na wysłużonej sofie, obok mamy. W telewizji leciały właśnie wiadomości.
- Jak tam ci idzie nauka? To bardzo ważny rok. Zdajesz Owutemy, prawda? – zagadnęła ją matka.
- Tak, ale mam jeszcze trochę czasu do egzaminów.
- Liczę, że się przyłożysz. Od nich zależy twoja przyszła kariera – upomniała ją, wyłączając telewizję i spoglądając surowo na córkę.
- Wiem, mamo – odpowiedziała smętnie, uświadamiając sobie, że tak naprawdę w tym roku dużo mówiła, a mało robiła. Cały czas przypominała chłopakom o testach, ale nigdy nie przysiadała do roboty.
            W tym samym momencie usłyszały, że ktoś wchodzi do domu. Rozległ się zwykły raban, przy rozbieraniu się i chwilę później do salonu wszedł wysoki mężczyzna w średnim wieku.
- Hermiona! – zawołał, widząc córkę siedzącą na kanapie. Podszedł szybko i chwilę później przytulał ją już do siebie – ale wydoroślałaś! Zmieniłaś się w ciągu tych paru miesięcy, skarbie!
            Hermiona roześmiała się. Wiedziała, że ojciec kłamał, aby poprawić jej humor i właśnie dlatego mieli taki dobry kontakt. Zawsze się dogadywali.
- Cześć tato – powiedziała wesoło, puszczając go.
- Jane, może spróbujemy tego twojego pysznego ciasta, które wczoraj piekłaś pół nocy?
- David, ono miało być na święta… - pokręciła głową nad głupotą męża.
- Ależ kochanie, przecież już są święta! Hermiona przyjechała, czego chcesz więcej?
- Mamo, zgódź się! – zawołała, śmiejąc się. Obydwoje z ojcem zaczęli głośno tupać i prosić. I w końcu pani Granger uległa.
- Niech wam będzie. Ale tylko kawałeczek!
            Poszła do kuchni, aby nałożyć ciasta na talerze, a w tym czasie Hermiona i pan Granger usiedli na kanapie. Obydwoje byli z siebie dumni i uśmiechnięci.
- Co tam u ciebie, skarbie? Poznałaś jakiegoś przystojnego młodego mężczyznę?
- Ee… - na szczęście w tym samym momencie wróciła jej mama i musiała pomóc jej przynieść talerze. Potem wszyscy zaczęli jeść ciasto, a Hermiona z ojcem prześcigali się, kto powie lepszy komplement. Dopiero wieczorem, gdy sennie oglądali telewizje i jednym okiem przyglądali się głównemu bohaterowi w filmie, postanowiła im powiedzieć.
- Zawsze chcieliście poznać moich znajomych, prawda?
- Oczywiście. Wiemy o nich tylko tyle, co nam opowiadałaś – zgodziła się z nią matka.
- No właśnie… - Hermiona pokiwała głową, po czym dodała – zaprosiłam na święta, mojego dobrego przyjaciela. Mam nadzieję, że nie będziecie źli…
- Masz na myśli Harry’ego lub Rona? – zapytał wesoło ojciec, przyglądając się córce z mieszaniną rozbawienia i troski.
- Nie. Oni spędzają święta w Norze. Mi chodzi o kogoś całkiem innego – zaczęła nerwowo wyłamywać sobie palce – zaprosiłam Dracona Malfoy’a.
            Pan Granger, który właśnie brał łyka herbaty, prawie się nią udławił. Odstawił szybko kubek na stolik i spojrzał z niedowierzaniem na Hermionę.
- Co?! To jest ten okropny chłopak ze Slytherinu?
- Tak, ten sam, ale nie jest okropny – wytłumaczyła spokojnie, zagryzając wargę. Skoro tę wiadomość przyjęli średnio, to ciekawe co będzie z następną…?
-  Chodzisz z nim? – zapytała Jane, zakładając ręce na piersi.
- Nie. Znaczy… już nie. Zerwaliśmy parę miesięcy temu, ale zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi. Draco się bardzo zmienił. Stał się miły i troskliwy… i nie nazywa mnie już szlamą.
- To, że cię nie obraża, nie znaczy, że powinnaś się z nim wiązać, skarbie – powiedział spokojnie ojciec.
- Wiem tato, ale… jutro go poznacie i zobaczycie, że nie jest już tym samym chłopakiem o którym opowiadałam wam w zeszłym roku. Dajcie mu szansę, dobrze?
            Rodzice spojrzeli po sobie, ewidentnie nie wiedząc co zrobić. Przez tyle lat słyszeli, że Malfoy jest zły i jest jej największym wrogiem w szkole. A teraz co? Przyjeżdżał do nich na święta i dowiadują się, że ich mała córeczka, chodziła z tym chłopakiem.
- Dobrze. Jednak musi udowodnić, że zasługuje na drugą szansę – odezwał się po chwili ojciec, a matka przytaknęła niechętnie głową. Martwili się o Hermionę, było to widać jak na dłoni.
- Oczywiście, że tak! Polubicie go – uściskała rodziców i poszła na górę. Położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Tak dużo zmieniło się do zeszłego roku!

9 komentarzy:

  1. Rozdział super :-)

    mojeminiopowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeeeeeeeeeeej! Czuje niedosyt i nieźle się uśmiałam z Pani Granger ;D
    Biedny Dracuś teście go nie lubią xD
    czekam na kolejny rozdział bo strasznie jestem ciekawa ich reakcji.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;*;*
    Avad Ka ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Draco, chyba czeka go ciężka przeprawa z "teściami". Czekam na kolejny rozdział i reakcję Grangerów na radosną nowinę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozmowa z teściami z pewnością nie będzie łatwa. Zwłaszcza z matką Granger bo ona wydaje się taka bardziej restrykcyjna. Severus spędzi święta sam... biedaczek. Choć w sumie on pewnie nie narzeka. Zaszyje się w swoim gabinecie, otworzy Ognistą i zatopi się w rozmyślaniach. Nie będzie narzekał, chociaż kto wie, co go tam zżera od środka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział cudowny tak jak wszystkie. Nie mogę się doczekać rozmowy z rodzicami Hermiony. Zżera mnie ciekawość jak zareagują na tak "szczęśliwą" wiadomość.
    Severus został sam. Teraz będzie na pewno rozmyślać o swoim związku z Hermi, może nawet dojdzie do jakiś zwariowanych wniosków, ale kto to wie.
    Życzę Nieskończonego Pokładu Weny ! ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. och... strasznie mi się spodobało to opowiadanie. przeczytałam je jednym tchem.
    Rozmowa z rodzicami Hermiony na pewno przebiegnie w napiętej atmosferze. tak czuję.
    Strasznie mi szkoda, że Sev spędzi samotne święta, gdybym mogła to z chęcią bym mu towarzyszyła :)
    pozdrawiam, a jak masz ochotę to zapraszam do mnie : http://sevmione-milosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Strasznie przepraszam za takie opóźnienie w komentowaniu, ale miałam wyjątkowo mało czasu ;/
    Już się boję, co się stanie, kiedy jej rodzice dowiedzą się, że Hermiona jest na dodatek w ciąży z Draco xD Znaczy... niby z Severusem, ale w końcu oni mają myśleć, że to Draco. Naprawdę ten cały pomysł jest świetny :D Ale ubolewam, że Severus i Hermajni nie spędzają jednak razem świąt ;_; Lecę czytać nn :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Więcej więcej, przeczytałam wszystkie rodziały jednego dnia, pragnę więcej :D

    OdpowiedzUsuń

Obserwuję Nie Spamuję