Rozdział jest mega krótki i niestety mało w nim akcji. Podzieliłam go na dwa, bo jakoś nie mogłam się zebrać, aby był lepszy. Następny powinien być ciekawy ;D
- Masz mi obiecać, że pójdziesz na świąteczną ucztę.
Nie możesz całych świąt przesiedzieć w lochach. To jest niezdrowe – poprosiła Severusa, wychodząc z jego sypialni. Nie chciała iść, ale musiała
pokazać się na śniadaniu. Nikt od wczorajszego popołudnia jej nie widział, a
nie chciała, aby po zamku zaczęły krążyć jakieś głupie plotki.
- Nie matkuj – mruknął, zamykając za nią drzwi od
swoich prywatnych komnat. Machnął różdżką i powiedział jakieś zaklęcie, którego
niestety niedosłyszała.
- Nie matkuję, tylko dbam – odpowiedziała,
zakładając torbę na ramię. Potem podeszła do Severusa i spojrzała na niego,
kręcąc głową – więc co zrobisz dwudziestego czwartego grudnia…?
- Pójdę na ucztę… - powiedział zirytowany – ale
wyjdę przy najbliższej okazji. Nie zamierzam długo siedzieć przy jednym stole z
bandą imbecyli, szczerzących się do siebie i gadających bzdury. Dumbledore
pewnie będzie opowiadać idiotyczne kawały i otwierać cukierki – niespodzianki.
Czy on w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że w jego wieku nie wypada robić
niektórych rzeczy? – warknął zgorzkniały. Nadal nie potrafił wybaczyć
dyrektorowi wtargnięcia do jego komnat.
- Cieszę się, że będziesz się dobrze bawić – stanęła
na palcach i pocałowała go. Przez następny tydzień go nie zobaczy, a to
wydawało jej się wiecznością. W dodatku była pewna, że choćby nie wiadomo jak
tęsknił, nie odpisze jej na żaden list. W końcu miał swoją dumę!
- Teraz nie
będzie nawet Pottera. Tak to przynajmniej miałbym się na kim wyżywać…
- Jakoś będziesz musiał to przeżyć – odsunęła się od
niego i wyszła z gabinetu. Nim jednak drzwi zamknęły się do końca, zajrzała
ponownie – wesołych świąt, Severusie –
uśmiechnęła się szeroko i zniknęła.
Hermiona
poszła na śniadanie do Wielkiej Sali. Jedzenie nie smakowało tak, jak powinno.
Smutno jej było, że zostawia w ten sposób Seveusa, ale wiedziała, że nie było
innej możliwości. Nie mogli spędzić razem świąt, niezależnie od tego, jak
bardzo chcieli. Albo ona chciała…
Gdy
zjadła, poszła po kufer do dormitorium i chwilę później szła już przez
ośnieżone błonia. Wbrew pozorom, na dworze było całkiem sporo osób. Większość z
nich urządzała sobie bitwę na śnieżki, dlatego kierując się do bramy, starała
się nie oberwać mokrą breją. Zdecydowanie wystarczało jej to, że na dworze jest
zimno. Nie musiała być cała w śniegu. Hermiona otworzyła furtkę i wyszła poza
teren szkoły. Ostatni raz się odwróciła, aby rzucić okiem na zamek. Wiedziała,
że zachowuje się jak sentymentalna idiotka, ale nie miała ochoty wyjeżdżać.
Severus był irytujący, ale to z nim chciała spędzić tegoroczne święta.
- Ogarnij się! – warknęła i chwyciła mocniej kufer,
aby podczas teleportacji nie wyślizgnął jej się z ręki. Nie przepadała za tym
środkiem transportu, ale nie rozwodziła się nad tym tak bardzo jak Harry. On
ewidentnie jej nie znosił.
Okręciła
się w miejscu, poczuła szarpnięcie w okolicy pępka i już po chwili stała na
małej Londyńskiej uliczce. Specjalnie wybrała tę, kawałek od domu, bo była
pewna, że nikt nie będzie tamtędy przechodził. Uśmiechnęła się na samą myśl, że
jakiś mugol jest świadkiem jej aportacji.
Poprawiła
włosy, aby układały się tyle o ile i ruszyła w stronę domu. Nie miała daleko,
ale ciągnąc wyjątkowo ciężki kufer, nim dotarła na miejsce, porządnie się
zasapała. Zastukała do drzwi, w których chwilę później zobaczyła kobietę jej
wzrostu o brązowych włosach, ale całkiem niepodobną do niej.
- Mamo! – krzyknęła i rzuciła się rodzicielce na
szyję.
- Hermiono, już zaczynałam się martwić. Pisałaś, że
będziesz wcześniej! – mruknęła kobieta z wyrzutem, wpuszczając córkę do domu i
zamykając za nią drzwi frontowe.
- Wiem, przepraszam, ale zasiedziałam się… na
śniadaniu – wymyśliła na poczekaniu, płonąc przy tym rumieńcem. Ta, na śniadaniu… chyba raczej w łóżku
nauczyciela, przemknęło jej przez myśl, ale szybko zmieniła tok myślenia – gdzie
tata?
- W pracy. To jego ostatni dzień, później bierze urlop
– weszły do kuchni, w której przyjemnie pachniało przeróżnymi ciastami.
- A ty? – zagadnęła ją Hermiona, siadając na wysokim
stołku barowym – mogę herbaty? Zmarzłam na dworze.
- Oczywiście – Jane Granger włączyła czajnik – a mi,
twój ojciec dał wcześniej wolne – no tak. Rodzice mieli własną firmę, a więc
rządzili się własnymi prawami. - w końcu to są nasze ostatnie wspólne święta.
Zaraz kończysz szkołę, wyjdziesz za mąż, dzieci…
Hermiona
słysząc ostatnie słowo, straciła równowagę i zsunęła się ze stołka. Kto by
pomyślał, że ostatni punkt na liście mamy, będzie pierwszy?
- Hermiono nic ci nie jest? – kobieta podbiegła do
niej i pomogła jej się podnieść.
- Nie, skąd. Po prostu straciłam równowagę… -
mruknęła nieprzekonywująco, opierając się o blat kuchenny – może ja pójdę się
rozpakować, żeby później mieć to z głowy?
- Świetny pomysł. Chodź, pomogę ci wnieść ten kufer
po schodach.
Razem,
po długich staraniach, wreszcie udało im się wtaszczyć walizkę na górę.
Hermiona była mocno zdziwiona tym, że tyle waży, w końcu nie brała wszystkich
rzeczy, wręcz miała sporo luzu.
Weszła
do swojego pokoju i rozejrzała się. Królowało złoto i czerwień. Miała
jedenaście lat, gdy dekorowała pokój, a wtedy była ogromną fanką Gryffindoru.
Nie żeby teraz straciła serce dla domu lwa, ale pomału dostrzegała zalety
innych. Kiedyś, była święcie przekonana, że wszyscy Ślizgoni są źli. Zresztą,
wszyscy ją w tym przekonaniu utwierdzali! Draco Malfoy, Severus Snape i nawet
sam Voldemort! Nie było jej dane poznać uczciwego, miłego i niedbającego tylko
o siebie Ślizgona. Z czasem okazało się, że po prostu była uprzedzona. Draco
okazał się czułym i troskliwym chłopcem z zadatkami na prawego mężczyznę, jeśli
oczywiście wyrzeknie się teraźniejszej drogi życia. Seveurs też miał plusy,
tylko o wiele za głęboko ukryte dla przeciętnego człowieka. Większość
rezygnowała na wstępie. Nie twierdziła, że wszyscy są dobrzy. Voldemort nadal
był psychodelicznym socjopatą, a Pansy Parkinson wredna, ale uważała, że należy
dać im szansę. Kiedyś nawet przez myśl by jej to nie przeszło.
Usiadła
na łóżku, obejmując nogi rękami. Bała się rozmowy z rodzicami. Jej mama była
wspaniałą kobietą, ale o surowych zasadach. Hermiona zresztą odziedziczyła to
po niej. Wszystko musi być poukładane i chodzić jak w zegarku. Jednak jej córka
widziała o wiele więcej w życiu od matki i wiedziała w którym momencie
odpuścić. Jane Granger niestety nie. Jeśli chodziło o jej ojca, Davida Grangera, to dla córki zrobiłby
wszystko i na wszystko by się zgodził. Był w niej zakochany po uszy. Hermiona
była jego małą córeczką, o którą trzeba się troszczyć. Była jego oczkiem w
głowie. Nie miała jednak pojęcia, jak przyjmie wiadomość o ciąży, dlatego
cieszyła się, że tę rozmowę przeprowadzi z Draco. On jej pomoże, zadba.
Przerażało ją tylko to, że miała ona nastąpić już jutro, bo dwudziestego
trzeciego grudnia.
Hermiona
odetchnęła głębiej, zamykając na chwilę oczy. Musiała się uspokoić, nie mogła
wpadać w panikę. W końcu ciąża w wieku siedemnastu lat to nie koniec świata…
wiedziała jednak, że w przekonaniu jej
rodziców – tak.
Gdy
rozpakowała się na tyle, że nie musiała szukać własnych rzeczy, zeszła na dół.
Swoją drogą, bardzo nie lubiła się pakować lub rozpakowywać. Denerwowało ją to.
Po prostu nie miała do tego cierpliwości. Wolała zdecydowanie spędzić cały
wyjazd na walizkach. Teraz jednak przyjechała do domu. To co innego. Zeszła po
schodach na dół i udała się do salonu. Usiadła na wysłużonej sofie, obok mamy.
W telewizji leciały właśnie wiadomości.
- Jak tam ci idzie nauka? To bardzo ważny rok.
Zdajesz Owutemy, prawda? – zagadnęła ją matka.
- Tak, ale mam jeszcze trochę czasu do egzaminów.
- Liczę, że się przyłożysz. Od nich zależy twoja
przyszła kariera – upomniała ją, wyłączając telewizję i spoglądając surowo na
córkę.
- Wiem, mamo – odpowiedziała smętnie, uświadamiając
sobie, że tak naprawdę w tym roku dużo mówiła, a mało robiła. Cały czas
przypominała chłopakom o testach, ale nigdy nie przysiadała do roboty.
W
tym samym momencie usłyszały, że ktoś wchodzi do domu. Rozległ się zwykły
raban, przy rozbieraniu się i chwilę później do salonu wszedł wysoki mężczyzna
w średnim wieku.
- Hermiona! – zawołał, widząc córkę siedzącą na
kanapie. Podszedł szybko i chwilę później przytulał ją już do siebie – ale
wydoroślałaś! Zmieniłaś się w ciągu tych paru miesięcy, skarbie!
Hermiona
roześmiała się. Wiedziała, że ojciec kłamał, aby poprawić jej humor i właśnie
dlatego mieli taki dobry kontakt. Zawsze się dogadywali.
- Cześć tato – powiedziała wesoło, puszczając go.
- Jane, może spróbujemy tego twojego pysznego
ciasta, które wczoraj piekłaś pół nocy?
- David, ono miało być na święta… - pokręciła głową
nad głupotą męża.
- Ależ kochanie, przecież już są święta! Hermiona
przyjechała, czego chcesz więcej?
- Mamo, zgódź się! – zawołała, śmiejąc się. Obydwoje
z ojcem zaczęli głośno tupać i prosić. I w końcu pani Granger uległa.
- Niech wam będzie. Ale tylko kawałeczek!
Poszła
do kuchni, aby nałożyć ciasta na talerze, a w tym czasie Hermiona i pan Granger
usiedli na kanapie. Obydwoje byli z siebie dumni i uśmiechnięci.
- Co tam u ciebie, skarbie? Poznałaś jakiegoś przystojnego
młodego mężczyznę?
- Ee… - na szczęście w tym samym momencie wróciła
jej mama i musiała pomóc jej przynieść talerze. Potem wszyscy zaczęli jeść
ciasto, a Hermiona z ojcem prześcigali się, kto powie lepszy komplement.
Dopiero wieczorem, gdy sennie oglądali telewizje i jednym okiem przyglądali się
głównemu bohaterowi w filmie, postanowiła im powiedzieć.
- Zawsze chcieliście poznać moich znajomych, prawda?
- Oczywiście. Wiemy o nich tylko tyle, co nam
opowiadałaś – zgodziła się z nią matka.
- No właśnie… - Hermiona pokiwała głową, po czym
dodała – zaprosiłam na święta, mojego dobrego przyjaciela. Mam nadzieję, że nie
będziecie źli…
- Masz na myśli Harry’ego lub Rona? – zapytał wesoło
ojciec, przyglądając się córce z mieszaniną rozbawienia i troski.
- Nie. Oni spędzają święta w Norze. Mi chodzi o
kogoś całkiem innego – zaczęła nerwowo wyłamywać sobie palce – zaprosiłam
Dracona Malfoy’a.
Pan
Granger, który właśnie brał łyka herbaty, prawie się nią udławił. Odstawił
szybko kubek na stolik i spojrzał z niedowierzaniem na Hermionę.
- Co?! To jest ten okropny chłopak ze Slytherinu?
- Tak, ten sam, ale nie jest okropny – wytłumaczyła
spokojnie, zagryzając wargę. Skoro tę wiadomość przyjęli średnio, to ciekawe co
będzie z następną…?
- Chodzisz z
nim? – zapytała Jane, zakładając ręce na piersi.
- Nie. Znaczy… już nie. Zerwaliśmy parę miesięcy
temu, ale zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi. Draco się bardzo zmienił. Stał się
miły i troskliwy… i nie nazywa mnie już szlamą.
- To, że cię nie obraża, nie znaczy, że powinnaś się
z nim wiązać, skarbie – powiedział spokojnie ojciec.
- Wiem tato, ale… jutro go poznacie i zobaczycie, że
nie jest już tym samym chłopakiem o którym opowiadałam wam w zeszłym roku.
Dajcie mu szansę, dobrze?
Rodzice
spojrzeli po sobie, ewidentnie nie wiedząc co zrobić. Przez tyle lat słyszeli,
że Malfoy jest zły i jest jej największym wrogiem w szkole. A teraz co?
Przyjeżdżał do nich na święta i dowiadują się, że ich mała córeczka, chodziła z
tym chłopakiem.
- Dobrze. Jednak musi udowodnić, że zasługuje na
drugą szansę – odezwał się po chwili ojciec, a matka przytaknęła niechętnie
głową. Martwili się o Hermionę, było to widać jak na dłoni.
- Oczywiście, że tak! Polubicie go – uściskała
rodziców i poszła na górę. Położyła się na łóżku i zamknęła oczy. Tak dużo
zmieniło się do zeszłego roku!
Rozdział super :-)
OdpowiedzUsuńmojeminiopowiadania.blogspot.com
Jeeeeeeeeeeeej! Czuje niedosyt i nieźle się uśmiałam z Pani Granger ;D
OdpowiedzUsuńBiedny Dracuś teście go nie lubią xD
czekam na kolejny rozdział bo strasznie jestem ciekawa ich reakcji.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;*;*
Avad Ka ;*
Biedny Draco, chyba czeka go ciężka przeprawa z "teściami". Czekam na kolejny rozdział i reakcję Grangerów na radosną nowinę ;)
OdpowiedzUsuńRozmowa z teściami z pewnością nie będzie łatwa. Zwłaszcza z matką Granger bo ona wydaje się taka bardziej restrykcyjna. Severus spędzi święta sam... biedaczek. Choć w sumie on pewnie nie narzeka. Zaszyje się w swoim gabinecie, otworzy Ognistą i zatopi się w rozmyślaniach. Nie będzie narzekał, chociaż kto wie, co go tam zżera od środka.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny tak jak wszystkie. Nie mogę się doczekać rozmowy z rodzicami Hermiony. Zżera mnie ciekawość jak zareagują na tak "szczęśliwą" wiadomość.
OdpowiedzUsuńSeverus został sam. Teraz będzie na pewno rozmyślać o swoim związku z Hermi, może nawet dojdzie do jakiś zwariowanych wniosków, ale kto to wie.
Życzę Nieskończonego Pokładu Weny ! ;3
och... strasznie mi się spodobało to opowiadanie. przeczytałam je jednym tchem.
OdpowiedzUsuńRozmowa z rodzicami Hermiony na pewno przebiegnie w napiętej atmosferze. tak czuję.
Strasznie mi szkoda, że Sev spędzi samotne święta, gdybym mogła to z chęcią bym mu towarzyszyła :)
pozdrawiam, a jak masz ochotę to zapraszam do mnie : http://sevmione-milosc.blogspot.com/
Strasznie przepraszam za takie opóźnienie w komentowaniu, ale miałam wyjątkowo mało czasu ;/
OdpowiedzUsuńJuż się boję, co się stanie, kiedy jej rodzice dowiedzą się, że Hermiona jest na dodatek w ciąży z Draco xD Znaczy... niby z Severusem, ale w końcu oni mają myśleć, że to Draco. Naprawdę ten cały pomysł jest świetny :D Ale ubolewam, że Severus i Hermajni nie spędzają jednak razem świąt ;_; Lecę czytać nn :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWięcej więcej, przeczytałam wszystkie rodziały jednego dnia, pragnę więcej :D
OdpowiedzUsuń