01 września, 2013

Rozdział XXIV "Zwierzę, nawet rodzaju kury, musi wiedzieć, gdzie jest jego miejsce."

Aut:
Bez zbędnych komentarzy, zapraszam do czytania!


Hermiona obudziła się wcześnie rano. Mimo że dopiero wybudziła się ze spokojnego snu, zaczynała czuć pewnego rodzaju podekscytowanie i niepewność. Przewróciła się na drugi bok i zacisnęła mocno powieki. Nastała chwilowa ciemność, niestety i ona niewiele dała. Nie mogła pozbyć się ponurych myśli, które kołatały jej w głowie. Otworzyła zirytowana oczy i podniosła się do pozycji siedzącej. Jeszcze parę dni temu, była zadowolona z tego, że tę rozmowę przeprowadzi z Draconem. Teraz nie była pewna, czy to taki dobry pomysł. Może nie powinna go tak brutalnie wciągać w swoje życie? Miał przecież własne, które i tak mu się waliło. Zresztą, oczywiście przez nią. Gdyby na początku roku, nie kazała mu powiedzieć rodzicom o ich związku, prawdopodobnie teraz, nie żyłaby w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jak zwykle musiała być nadgorliwa i uparta.
            Spuściła nogi z łóżka na ziemię i ukryła twarz w dłoniach. Przy tej rozmowie powinien być obecny Severus. Był odpowiedzialny… no prawie zawsze, a na pewno dorosły. Rodzice inaczej by na niego spojrzeli. Pomijając fakt, że Snape był jej nauczycielem, to spokojnie mógł o nią zadbać. Miał stałą pracę, był poważany w świecie magii. Oczywiście, nikt by im nie powiedział, że jest również w połowie Śmierciożercą i gdyby ktoś się o tym fakcie dowiedział, Severus od razu by zginął, prawdopodobnie w wielkich męczarniach. Ten aspekt jego życia, zostałby taktownie pominięty.
            Hermiona uśmiechnęła się blado, uświadamiając sobie, że nie ma szczęścia w miłości. Jeden gorszy od drugiego.
- Trzeba było zostać z Ronem… - mruknęła i pokręciła od razu głową. Przy nich dwóch, Ron wydawał jej się zaledwie nic nieznaczącym dzieckiem. Oczywiście, był jej dobrym przyjacielem, ale nikim więcej.
            Zagryzła wargę i spojrzała na zegarek. Dochodziła siódma rano. Zdecydowanie wolałaby pospać dłużej. W końcu trwały ferie. Jednak  nie potrafiłaby już zasnąć, a nie lubiła leżeć bezczynnie. Tak więc wstała i poszła do łazienki, wziąć gorący prysznic. Tak jak się spodziewała, relaksacyjna kąpiel pomogła. Chociaż na chwilę przestała się denerwować. Ubrała się w zwykły dres i zeszła na dół do kuchni, aby coś zjeść.
- Dzień dobry – usłyszała głos taty. Zdziwiła się, bo lubił pospać. A więc co robił o tej porze na nogach?
- Dobry. Już nie śpisz?
- Ktoś musi zjeść te wszystkie pyszności, przygotowane przez twoją matkę – odpowiedział, szczerząc do niej zęby. Potem postawił przed nią kubek gorącej czekolady – a ty? Również nie jesteś rannym ptaszkiem.
- Denerwuję się przyjazdem Draco – powiedziała szczerze, biorąc łyk czekolady.
- Dlaczego?
- A co jeśli się nie polubicie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, podnosząc wzrok na ojca.
- Skarbie, ja już go lubię. Zależy ci na nim, więc ja nie mam nic do gadania. Skoro uważasz, że się zmienił, to się zmienił. Znasz go o wiele dłużej. Zastanawia mnie tylko, dlaczego nie jesteś z nami do końca szczera? – Hermiona nie odpowiedziała. Utkwiła spojrzenie w kubku, milcząc – zmieniłaś się przez te parę miesięcy, od razu zauważyłem to z matką. Jesteśmy po prostu ciekawi, co wywołało tę zmianę.
- Nic tato. Nadal jestem waszą Hermioną – mruknęła, zdławionym głosem – może po prostu dorosłam?
- Może – mężczyzna uśmiechnął się – o której Draco przyjeżdża?
- Nie wiem – przyznała, dopiero teraz zdając sobie z tego sprawę.
- Nie szkodzi. Zrobi nam niespodziankę – powiedział i wstał od stołu, pozwalając Hermionie dojść do siebie. Odwrócił się do niej tyłem i zaczął nakładać ciasto na półmisek.
            Była mu wdzięczna. Próbował coś z niej wycisnąć, ale mu nie wyszło. Nie drążył, ani nie naciskał. Wiedziała, że mama nie pozwoliłaby sobie na tego typu zachowanie. Gdyby to ona zadawała pytania z pewnością nie miałaby możliwości ucieczki przed odpowiedzią.
- Co tam słychać u Harry’ego i Rona? – zagadnął ją po chwili ojciec, stawiając na stole talerz z makowcem.
- Nie narzekają bardzo. Co prawda mamy teraz dużo pracy, bo pod koniec roku są Owutemy i jeszcze te dodatkowe lekcje… - pokręciła głową. Nie to, żeby jej w czymś one przeszkadzały, ale chłopakom z pewnością. Jeśli prawdą jest to, co mówi Severus, to wcale ich nie oszczędza przez wzgląd na nią.
- Ten Snape bardzo cię męczy?
- Dużo wymaga – powiedziała powoli – ale jest bardziej wyrozumiały niż w zeszłym roku. Można powiedzieć, że w pewnym sensie chyba się wreszcie polubiliśmy. Obiecał mi pomóc w szukaniu pracy. To on mi właśnie zaproponował, abym została Magomedykiem – uśmiechnęła się lekko, zdając sobie sprawę, że to już drugi szok dla pana Granger’a. Najpierw Draco się zmienił, a teraz Severus.
- Czy w tej szkole robą pranie mózgu?
            Hermiona roześmiała się, kręcąc głową. Coś takiego mógł powiedzieć tylko jej tata.
- Nie, ale dużo osób chyba wreszcie… wydoroślało. Ludzie się zmieniają – powiedziała, patrząc mu w oczy. Mężczyzna pokiwał wolno głową, zgadzając się z córką.
- Dochodzi dziewiąta. Idę obudzić Jane, w końcu ile można spać? – zapytał, kręcąc przy tym głową. Zostawił ją samą w kuchni, pogrążoną w rozmyślaniach.
            Potem wiele rzeczy stało się jednocześnie. Hermiona usłyszała dźwięk teleportacji, dobiegający z drugiego pokoju. Zdziwiła się, bo nie sądziła, że Draco zachowa się tak niegrzecznie. Nie wypadało aportować się do czyjegoś domu, bez bezpośredniego uprzedzenia. Myślała, że zadzwoni do drzwi, jak kulturalny człowiek. Zsunęła się  krzesła i w tym samym momencie usłyszała jeszcze dwa pyknięcia. Zmarszczyła czoło i ruszyła ku drzwiom, wyciągając po drodze różdżkę.
Chciała zawołać ojca, ale usłyszała kobiecy głos, który znała. Włoski na karku stanęły jej dęba, bo skojarzyła głos z właścicielem.
- Macie mugoli zabić, ale mała szlama jest moja! – Bellatriks Lestarnge roześmiała się niczym wariatka.
- Daj spokój Bella – zimny i rzeczowy ton należał do Severusa Snape’a. Hermionie zrobiło się słabo. Podparła się ściany, nie wiedząc co robić. Jak ma uratować rodziców i prze okazji nie dać się zabić? I co do cholery robił tam Snape?!
            Rodzice prawdopodobnie nawet nie słyszeli, że w mieszkaniu są nieproszeni goście. Ich sypialnia znajdowała się w drugiej części domu, a więc jak miała do nich dotrzeć? Hermiona ścisnęła mocniej różdżkę w dłoni. Pchnęła drzwi na korytarz i stanęła oko w oko z Severusem. Serce biło jej jak oszalałe, a nóg nie czuła. Nie mogła się poruszyć, nic zrobić. Potrafiła się tylko na niego patrzeć i czekać.
- Drętwota! – krzyknął, celując w nią różdżką. W ostatnim momencie odskoczyła na bok i wysapała „immobilus”. Chybiła o parę centymetrów – znajdźcie jej rodziców! – powiedział do Bellatriks i jakiegoś mężczyzny, którzy właśnie przebiegali obok nich.
- Oni ich zabiją!
- Nie mazgaj się. Musisz stąd uciekać! – mruknął półgębkiem, znowu podnosząc na nią różdżkę. Tym razem nie dała się zaskoczyć.
- Petrificus Totalus!
- Protego! – odparował zaklęcie leniwym ruchem ręki. Hermiona jęknęła i ruszyła w stronę przeciwległych drzwi. Musi dotrzeć do rodziców!
- Relashio! – warknęła, zatrzymując się ponownie. Dlaczego on jej nie pomagał?!
- Granger skup się! Po co cię uczyłem zaklęć niewerbalnych?
            Hermiona zacisnęła mocniej pięść. Wiedziała, że jeśli on nie pozwoli jej wygrać, to nie ma żadnych szans. Był na nią za dobry. Teraz patrzyła na mężczyznę, który śmiał się w okrutny sposób i ponownie celował w nią różdżką.
- Rictusempra! – siła zaklęcia odepchnęła ją z impetem na ścianę. Osunęła się po niej na ziemię i jęknęła. Severus w tym samym momencie pobiegł pomóc pozostałym Śmierciożercom, zostawiając ją samą na przedpokoju.
            Słyszała krzyki i wrzaski, dochodzące z sypialni rodziców, ale nie była w stanie się ruszyć. Siła uderzenia była tak mocna, że dalej nie mogła złapać tchu. Wiedziała, że jeśli się nie pośpieszy, będzie za późno. Musiała pokonać własne bariery i pomóc rodzicom.
            Z wielkim wysiłkiem podniosła się na nogi i podniosła z ziemi różdżkę, która wypadła jej z ręki. Z bijącym sercem pobiegła do pokoju rodziców. Krzyki, które wcześniej rozdzierały cisze, ustały. Wiedziała, co to znaczy, ale nie potrafiła w to uwierzyć. Dopiero, gdy zobaczyła ich ciała, leżące na ziemi, uświadomiła sobie prawdę. Jej rodzice nie żyli. Zostali zabici.
- Nie zabiłeś jej Snape? – usłyszała głos Bellatriks, jakby zza mgły. Nie obchodziło jej, co teraz się stanie. Mogła ją zabić. Mógł tego nawet dokonać Severus. Nie miało to najmniejszego znaczenia. Jej rodzice nie żyli. Już nigdy nie mieli jej powiedzieć, jak bardzo ją kochają. Została całkiem sama…
- Walnęła o ścianę. Jest twardsza niż przypuszczałem – roześmiał się ironicznie, po czym spojrzał na Hermionę. W jego oczach nie było śladu po spojrzeniu, jakim obdarowywał ją wczoraj. Patrzył na nią z odrazą - Wave, zabij ją. W ten sposób przejdziesz etap wtajemniczenia. Czarny Pan nagrodzi cię za to Mrocznym Znakiem.
            Hermiona oderwała wreszcie spojrzenie od ciała matki i spojrzała na Severusa. On ją chciał naprawdę zabić. Wolał ją poświęcić, niż przyznać się, że jest szpiegiem!
- Ty zdrajco! – krzyknęła i rzuciła się na niego, okładając go pięściami. Zaczęła drapać, szarpać i płakać. Snape w tym samym czasie dał znak reszcie, aby powstrzymali się z działaniem.
- Zabiję tę brudną szlamę! Niech zazna takiego samego bólu, jak jej brudni rodzice! – krzyczała Bella, celując w nią różdżką, ale Severus dalej ją powstrzymywał.
- Granger zginie w walce, a jej zmasakrowane ciało wyślemy do Nory – odepchnął Hermionę od siebie i sam uniósł różdżkę – walcz!
- Nie będę z tobą walczyć, Snape.
- Crucio! – wrzasnęła Bellatriks. Hermiona krzyknęła z bólu i upadła na podłogę. Chciała umrzeć, ale nie z ręki Lestrange. Ona za długo bawi się swoimi ofiarami.
 - NIE! – Snape przekrzyczał jęki Hermiony, piorunując swoją podwładną wzrokiem. Ból nagle ustał, prawie tam samo szybko jak się pojawił.
- Zrób to, Snape – zamknęła oczy. Wszystko ją bolało i miała już dosyć. Za długo trwała ta zabawa – no dalej. Przecież znasz zaklęcie…
            Hermiona nagle poczuła na ramieniu czyjeś palce. Szybko otworzyła oczy i zorientowała się, że należały one do Severusa. Wzdrygnęła się z odrazą, ale pozwoliła się podnieść. Czyli naprawdę miała walczyć. Skoro tak bardzo tego chciał, proszę bardzo!
- Expelliarmus!
- Avada Kedavra!
- Drętwota! – tym razem Snape dostał. Zaskoczyło ją to, więc dopiero po chwili uświadomiła sobie, że o to dał jej szansę na ucieczkę. Serce biło jej jak oszalałe. Ostatni raz rzuciła okiem na ciała rodziców i wybiegła z pokoju. Ledwo uchyliła się przed zielonym płomieniem. Gdy skręciła za róg, okręciła się w biegu i teleportowała się.

            Hermiona wylądowała na twardej ziemi. Siła aportacji zbiła ją z nóg. Upadła na kolana prosto w śnieg. Była bezpieczna. Udało jej się uciec. Rodzice nie żyją. Nim zdążyła cokolwiek zrobić, łzy zaczęły płynąć strumieniem po jej policzkach. Nie umiała ich zatrzymać, a tym bardziej opanować. Pozwoliła sobie wypłakać się. Nie ocierała ich, bo wiedziała, że to bez sensu. Mogła zrobić więcej. Miała szansę ich uratować, ale zmarnowała ją, na walkę ze Snape’em. To on do tego wszystkiego doprowadził. Przez niego tak naprawdę zginęli. Nie obchodziło jej to, że później uratował jej życie. To nie było ważne, jeśli pozwolił zginąć Jane i Davidowi Granger!
- Hermiono, kochanie, co ty tutaj robisz? – usłyszała ciepły głos pani Weasley – na Merlina, ty płaczesz? Co się stało? – spokojny ton zamienił się na pełen strachu. Kobieta musiała zniknąć, bo nie słyszała obok siebie nikogo. I dobrze. Nie miała ochoty nikogo widzieć. Niech ją wszyscy zostawią w spokoju.
- Tutaj, jest cała roztrzęsiona! Arturze, weź ją na ręce i połóż na kanapie w salonie. Przeziębi się, jeśli długo będzie siedzieć w tym śniegu – potem poczuła delikatne ręce pana Weasley’a, który podniósł ją z ziemi. Zachwiał się lekko, czując jej ciężar, ale po chwili szedł już szybko do domu. Położył ją na kanapie. Słyszała podekscytowane szepty reszty rodziny.
- Skarbie, co się stało? – Hermiona zacisnęła mocniej powieki, przypominając sobie, że w ten sposób zawsze zwracał się do niej tata.
- Hermiona… musisz nam powiedzieć – tym razem poczuła zapach polnych kwiatów. Takich perfum używała Ginny. Chwilę później usiadła obok niej na kanapie, chwytając ją za rękę. Musiała im powiedzieć. Wszyscy muszą wiedzieć, że Snape to zdrajca.
- Oni nie żyją – zaczęła zachrypniętym głosem. – Snape tam był. I Bellatrix Lestrange z jakimś rekrutem.
- Kto nie żyje? -  ton pani Weasley świadczył o tym, że była przerażona.
- Moi rodzice. Zostali zamordowani.

            Severus Snape okręcił się w miejscu i zniknął. Poczuł ledwie wyczuwalne szarpnięcie w okolicy pępka. Pamiętał, że gdy zaczynał swoją przygodę z teleportacją, uczucie było mocno nieprzyjemne. Teraz ledwo zauważał ścisk na żołądku. Pod nogami wyczuł twardy grunt, co oznajmiło mu, że wylądował na miejscu. Podniósł wzrok na wysoki, mocno przechylony na lewo dom. Nie miał pojęcia, jak można mieszkać w takiej ruderze. Gdyby mu nawet płacili z własnej woli jego noga by w nim nigdy nie stanęła. Teraz jednak musiał przełknąć dumę, a okazać trochę serca. Skrzywił się na samą myśl o tym, że ma być miły. On i bycie miłym?! Przecież to nie szło w parze. Z Granger dobrze się dogadywał, dlatego, że ona nie wymagała od niego sztucznego uśmiechu. Akceptowała go takim jakim jest i właśnie dlatego teraz powinien jej pokazać, że było warto.
            Minął zwisającą smętnie na jednym zawiasie, tabliczkę z napisem zrobionym odręcznie „NORA”. Spod nóg uskakiwały mu kurczaki. Aby się wyżyć specjalnie kopnął jednego lub dwa. Przecież i tak nikt nie zauważy, a wchodziły mu po nogi! Zwierzę, nawet rodzaju kury, musi wiedzieć, gdzie jest jego miejsce. Powinny siedzieć w kurniku i znosić jajka!
            Stanął przed drzwiami i zapukał dwa razy. Lubił mieć wielkie wejścia, dlatego zawsze wchodził bez uprzedzenia, otwierając zamaszyście drzwi. Teraz jednak miał być grzeczny… splunął pod nogi, okazując tym samym wielką irytację. Ile ma jeszcze czekać?!
- Snape… - drzwi się otworzyły i zobaczył łysiejącą głowę Artura Weasley’a. Jego mina nie świadczyła o tym, aby miał z nim ochotę rozmawiać, jednak odsunął się, aby zrobić mu miejsce. Severus wyminął go bez jakiegokolwiek przywitania. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Wszystkie pary oczu bezczelnie się na niego gapiły. Czy on był jakimś wyjątkowo ciekawym okazem w ZOO, czy jak?
- Muszę zobaczyć się z Granger – powiedział w końcu, kierując swoją prośbę w stronę Molly Weasley.
- Obawiam się, że to nie możliwe – odparła chłodno, wracając jak gdyby nigdy nic do robótki na drutach – Hermiona śpi.
            Severus westchnął, okazując tym samym swoje wyjątkowe zniecierpliwienie. Ta banda idiotów naprawdę sądziła, że to przez niego zginęli jej rodzice. Prawdopodobnie mogli myśleć, że wiedział wcześniej i specjalnie namówił ją na pobyt u rodziców, aby mogli za jednym zamachem wykończyć całą rodzinę. Banda skretyniałych Gryfonów!
- To będę zmuszony ją obudzić. Natychmiast muszę z nią porozmawiać – starał się przybrać najbardziej uprzejmy ton, na jaki było go stać w zaistniałej sytuacji.
- Severusie, ona wiele przeszła. Miała koszmary. Dopiero parę godzin wcześniej udało jej się wreszcie spokojnie zasnąć. Nie możesz do niej pójść – powtórzyła jak mantrę, nawet na niego nie patrząc. Zaczynał się coraz bardziej niecierpliwić. A miał być grzeczny!
- Powiedziała wam, że to ja ich zabiłem, tak?
- Nie. Powiedziała tylko, że tam byłeś… - ton Artura był bardzo wymowny.
- A więc dowiedźcie się, że nie zrobiłem tego. Bella mnie wyręczyła, jednak gdybym musiał, zrobiłbym to, bez zastanowienia. Uratowałem zamiast tego pannie Granger życie. A teraz, Potter, masz mnie natychmiast do niej zaprowadzić! – jego ton nie znosił sprzeciwu, dlatego nie zdziwił się, gdy chłopak posłusznie wstał z miejsca – jeszcze jedno. Ma jakieś obrażenia?
- Na szczęście, nie. Poppy ją zbadała, prawie od razu, gdy tutaj przybyła. Mogło to się skończyć o wiele gorzej. Cud, że nie poroniła – Molly pokręciła głową.
- Wspaniale. Potter, prowadź!
            Harry skrzywił się, ale posłuchał rozkazu Snape’a bez słowa. Nie ufał mu, to było widać jak na dłoni, jednak autorytet jaki od niego emanował, działał na tyle, że nie umiał się sprzeciwić.
            Po milionie schodków, dotarli na miejsce. Harry zostawił go przed drzwiami z napisem „Ginewra”. Litery były ładnie i zgrabnie napisane, nie to co napis przed domem. Severus odetchnął głębiej i otworzył drzwi, najciszej jak potrafił.
            Jego oczom ukazał się ładny, chociaż mały pokoik. Na ziemi leżał materac z rozkopaną pościelą, a na ścianach wisiały plakaty z drużynami Quidditcha. Pod ścianą, przy oknie stało jednoosobowe łóżko, a w nim leżała skulona Hermiona. Serce Severusa, gdy tylko ją zobaczył, ścisnęło się gwałtownie. Wyglądała tragicznie, gorzej niż kiedykolwiek wcześniej. Oczy podkrążone, wręcz sine. Włosy potargane, przypominały bardziej ptasie gniazdo niż ludzką głowę. Na policzkach widniały świeże ślady po łzach. Wargi miała suche i popękane od ciągłego zagryzania. Po prostu kupka nieszczęścia.
            Chciał podejść i po prostu ją przytulić, ale wiedział, że to nie był najlepszy pomysł. Gdy tylko go zobaczy, zapragnie się na niego rzucić, tego był pewien. Podejrzewał, że całą winę przelewała na niego. Zresztą co tu się dużo dziwić. Nie zareagował przecież w żaden sposób. Był winny w równym stopniu co Bella.
- Granger – powiedział głośno. Stał na środku pokoju, w miarę daleko od niej. Może się nie przestraszy.
            Hermiona spała na tyle lekkim snem, że od razu otworzyła oczy. Spojrzała na niego, bez jakiegokolwiek wyrazu. Severusowi serce podjechało do gardła. Takie spojrzenie było gorsze od wszystkich cruciatusów, które przeżył. A było ich sporo. Potem, dziewczyna jakby oprzytomniała. Zrozumiała, na kogo patrzy, bo jej oczy zrobiły się duże i zdumione. Poderwała się do pozycji siedzącej i przykryła po szyję kołdrą. Przybrała pozycję obronną. Chciała tym sposobem odgrodzić się od niego.
- Nic ci nie zrobię – w tym samym momencie rzucił jej swoją różdżkę. Złapała ją, ku własnemu zdziwieniu. Chyba nie sądziła, że będzie zdolna do jakiekolwiek gwałtownego ruchu. Było z nią gorzej, niż w pierwszym momencie sądził.
- Czego ode mnie chcesz, Snape? – zapytała cicho, nie odrywając spojrzenia od jego różdżki. Trzymała ją kurczowo w prawej ręce i wpatrywała się w nią, jakby to ona miała odpowiedzieć na pytanie.
- Porozmawiać – wzruszył ramionami i powoli przysunął sobie krzesło. Gdy na nim usiadł, dopadło go niemiłe porównanie z pacjentem w szpitalu na psychicznie chorych i odwiedzającym. Odepchnął do siebie tę myśl. Ona była po prostu załamana, a nie chora!
- Nie mam ochoty – powiedziała głosem wypranym ze wszelkich emocji. Podniosła na niego wzrok i czekała.
- W takim razie, może się trochę ogarniesz? Mycie zębów i rozczesanie włosów z pewnością pomoże.
- Daruj sobie, Snape. Moja osoba cię nie interesuje – ścisnęła palce mocniej na różdżce.
- Oczywiście, że interesuje. Mógłbym się wręcz pokusić o stwierdzenie, że cię kocham – Hermiona milczała, a minę miała obojętną. Pierwsze wyznanie miłości przez Severusa nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. A przecież była nastolatką! Powinna zacząć piszczeć ze szczęścia! Cholera! – nie był dobry w przeprowadzaniu takich rozmów.
- Coś jeszcze, Snape?
- Po pierwsze, dla ciebie albo jestem „panem profesorem”, albo „Severusem”, ale na pewno nie „Snape’em” – powiedział spokojnie, ale zaczynał czuć panikę. Ta rozmowa do niczego nie prowadziła. Musiał zacząć działać.
            Hermiona ponownie nie odpowiedziała. Siedziała niczym posąg i nie zwracała na niego uwagi. Znowu. Nie lubił być ignorowany!
- Granger…
- Jakim prawem wymagasz ode mnie, abym nie zwracała się do ciebie po nazwisku, a do mnie nie mówisz po imieniu? – zapytała, otulając się szczelniej kołdrą.
- Przepraszam. Masz rację. Hermiono…
- Dlaczego mnie wtedy powstrzymałeś? Zacząłeś walczyć, a mogłam ich uratować – ponownie mu przerwała. Jej oczy zaszły mgłą. Coraz bardziej przypominała Bellę. Pomimo całego bólu wypisanego na twarzy, jej ton był wręcz obojętny.
- Gdybym cię nie powstrzymał, zginęłabyś. Jesteś dla mnie o wiele cenniejsza, niż twoi rodzice – słysząc to, Hermiona skuliła się bardziej pod kołdrą. Severus miał ogromną ochotę ją przytulić. Pokazać, że jest bezpieczna.
- Wiedziałeś wcześniej o tym zamachu?
- Nie. Dowiedziałem się, dopiero na spotkaniu z Czarnym Panem, czyli parę godzin przed pojawieniem się w twoim domu – pokiwała lekko głową, rozumiejąc.
- Czy to ty ich zabiłeś? – pytanie było tak ciche, że z powodzeniem mógłby udać, że go nie słyszał, jednak nie był wstanie kazać jej powtórzyć go. Widział jakie to było dla niej ciężkie.
- Nie. Bella zrobiła to za mnie – powtórzył te same słowa, co powiedział Weasley’om na dole. Chciał dodać jeszcze, że gdyby musiał, sam by to zrobił, ale te słowa nie chciały mu przejść przez gardło. I tak go już nienawidziła. Nie musiał się pogrążać.
- Rozumiem – wyszeptała, a w jej oczach zaszkliły się łzy. Tym razem nie potrafił zdusić w sobie potrzeby pocieszenia jej. Wstał z krzesła i powoli podszedł. Usiadł na łóżku, obok niej. Hermiona zaczęła szlochać. Obejmowała się rękami, ale ewidentnie potrzebowała innego dotyku. Severus przyciągnął ją łagodnie do siebie, ale nim zdarzył zareagować, odskoczyła od niego. Zaczęła jeszcze głośniej płakać, popadała w histerię.
- To twoja wina! – wrzasnęła i zaczęła okładać go pięściami. Paznokciami przejechała po jego policzku, zostawiając głębokie zadrapanie. Severus złapał ją za nadgarstki, unieruchamiając. Pomimo tego, wyrywała się dalej. Wierzgała nogami, aby tylko się od niego uwolnić. Im bardziej ona walczyła, tym mocniej on ją trzymał. Obejmował ją w żelaznym uścisku, przytulając do siebie. Po jakimś czasie, zamarła. Spazmy płaczu, targały nią zadziwiająco mocno, ale przestała się szamotać.
- Spokojnie. Już dobrze… - powiedział łagodnie, luzując uścisk, ale nie wypuszczając jej z objęć. Patrzył na nią z ogromnym bólem serca. Taka mała, bezbronna istotka, a przeżywająca tak duży ból. Przez niego. Wiążąc się z nią, nie wprowadził do jej życia niczego dobrego.
- Nie zostawiaj mnie – wyszeptała, zdławionym głosem – nie puszczaj.
- Zostanę. Zostanę tak długo jak będziesz chciała – powiedział, przytulając ja mocniej do siebie. Przykrył ich kołdrą. Hermiona zamknęła oczy i wtuliła się w jego tors. Wszystko mu wybaczyła…
               


10 komentarzy:

  1. No takiego zwrotu akcji to ja się nie spodziewałam!
    Zaskoczyłaś mnie całkowicie!
    Ciekawe co z Draconem, przybędzie tam a zastanie tylko martwe ciała rodziców Hermiony.
    Jestem zła na Snape'a, może jednak mógł jakoś powstrzymać Bellę, żeby nie zabijała jej rodziców. To na prawdę smutne :(
    czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;D
    Twój blog jest dla mnie jak narkotyk.
    Pozdrawiam Avad Ka;*

    OdpowiedzUsuń
  2. No powtórzę drugi raz, że spodziewałam się kolacyjki rodzinnej, przedstawienia " ojca" dziecka i ogłoszenia tej świetnej nowiny, a tu taka niespodzianka. Och och... pojawił się tu zły i zirytowany Snape... plujący pod drzwi Weasleyów i kopiący kurczaki. No nie ładnie. Ale piękne jest to, że mu wybaczyła.. myślałam, że będzie mieć do niego pretensje, że nie będzie chciała z nim rozmawiać, że wyrzuci go za drzwi i przeklnie parę razy, a tu nic... przyjęła jego przeprosiny bardzo dojrzale. No cóż w końcu wiedziała jakim człowiekiem jest. Podobał mi się bardzo fragment z tym, jak dał jej swoją różdżkę. Niby nic takiego, ale jakoś tak pozytywnie to odebrałam. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz... Hermiona go chyba po prostu kocha. Poza tym powiedział jej wcześniej, o tym jakę przydzielił mu Dumbledore. Mogła się czegoś takiego spodziewać prędzej czy później...
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  3. Jest naprawdę super :3

    Zajrzysz ? http://syriuszjaczasyhuncwotow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. hoho nowy rozdzialik <3 Cud, miód i orzeszki.
    Czegoś takiego chyba się nikt nie spodziewał, ja tym bardziej. Baardzo pomysłowe, Snape taki kochany i to wyznanie miłości <33 Jak ja przeżyje do następnego rozdziału to nie wiem, ale na pewno bd tu zaglądać i sprawdzać :D
    DUŻO WENY ! I trzymaj tak dalej bo to co tworzysz uzależnia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialne!!! Wspaniały rozdział !!
    Czekam na następny :-)


    mojeminiopowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. O Merlinie :c Smutny ten rozdział. Pięknie opisujesz emocje! Tylko pogratulować ;**
    A ja tak chciałam wiedzieć jak rozdzice panny Granger zareagują na to, że będą dziadkami a to nic... Och szkoda ;.;
    Kim jest ten rekrut? Będzie miał jakiś wpływ na opowiadanie czy raczej nie? xd Oj... czy teraz Sev nie będzie miał kłopotów? Pojawił się w Norze... oj oby nie ^.^
    Po prostu rozdział super ;**

    Jazz ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, przysiadłam trochę nad tym rozdziałem, więc cieszę się, że widać moją pracę :D
      Co do rekruta, to nie przewiduję dla niego światowej kariery xd Był wątkiem epizodycznym :D
      Co do Severusa, wszystko wyjaśni się z czasem.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. O rety, tego się nie spodziewałam! Ale dobrze, że się tyle dzieje, nalot Śmierciożerców, śmierć rodziców Hermiony.. Końcówka była taka słodka :3 Lecę czytać dalej! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Obserwuję Nie Spamuję