Aut:
Bez zbędnych komentarzy, zapraszam do czytania!
Hermiona
obudziła się wcześnie rano. Mimo że dopiero wybudziła się ze spokojnego snu,
zaczynała czuć pewnego rodzaju podekscytowanie i niepewność. Przewróciła się na
drugi bok i zacisnęła mocno powieki. Nastała chwilowa ciemność, niestety i ona
niewiele dała. Nie mogła pozbyć się ponurych myśli, które kołatały jej w
głowie. Otworzyła zirytowana oczy i podniosła się do pozycji siedzącej. Jeszcze
parę dni temu, była zadowolona z tego, że tę rozmowę przeprowadzi z Draconem.
Teraz nie była pewna, czy to taki dobry pomysł. Może nie powinna go tak
brutalnie wciągać w swoje życie? Miał przecież własne, które i tak mu się
waliło. Zresztą, oczywiście przez nią. Gdyby na początku roku, nie kazała mu
powiedzieć rodzicom o ich związku, prawdopodobnie teraz, nie żyłaby w
śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jak zwykle musiała być nadgorliwa i uparta.
Spuściła nogi z łóżka na ziemię i
ukryła twarz w dłoniach. Przy tej rozmowie powinien być obecny Severus. Był
odpowiedzialny… no prawie zawsze, a na pewno dorosły. Rodzice inaczej by na
niego spojrzeli. Pomijając fakt, że Snape był jej nauczycielem, to spokojnie
mógł o nią zadbać. Miał stałą pracę, był poważany w świecie magii. Oczywiście,
nikt by im nie powiedział, że jest również w połowie Śmierciożercą i gdyby ktoś
się o tym fakcie dowiedział, Severus od razu by zginął, prawdopodobnie w
wielkich męczarniach. Ten aspekt jego życia, zostałby taktownie pominięty.
Hermiona uśmiechnęła się blado,
uświadamiając sobie, że nie ma szczęścia w miłości. Jeden gorszy od drugiego.
- Trzeba było
zostać z Ronem… - mruknęła i pokręciła od razu głową. Przy nich dwóch, Ron
wydawał jej się zaledwie nic nieznaczącym dzieckiem. Oczywiście, był jej dobrym
przyjacielem, ale nikim więcej.
Zagryzła wargę i spojrzała na
zegarek. Dochodziła siódma rano. Zdecydowanie wolałaby pospać dłużej. W końcu trwały
ferie. Jednak nie potrafiłaby już
zasnąć, a nie lubiła leżeć bezczynnie. Tak więc wstała i poszła do łazienki,
wziąć gorący prysznic. Tak jak się spodziewała, relaksacyjna kąpiel pomogła.
Chociaż na chwilę przestała się denerwować. Ubrała się w zwykły dres i zeszła
na dół do kuchni, aby coś zjeść.
- Dzień dobry
– usłyszała głos taty. Zdziwiła się, bo lubił pospać. A więc co robił o tej
porze na nogach?
- Dobry. Już
nie śpisz?
- Ktoś musi
zjeść te wszystkie pyszności, przygotowane przez twoją matkę – odpowiedział,
szczerząc do niej zęby. Potem postawił przed nią kubek gorącej czekolady – a
ty? Również nie jesteś rannym ptaszkiem.
- Denerwuję
się przyjazdem Draco – powiedziała szczerze, biorąc łyk czekolady.
- Dlaczego?
- A co jeśli
się nie polubicie? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, podnosząc wzrok na
ojca.
- Skarbie, ja
już go lubię. Zależy ci na nim, więc ja nie mam nic do gadania. Skoro uważasz,
że się zmienił, to się zmienił. Znasz go o wiele dłużej. Zastanawia mnie tylko,
dlaczego nie jesteś z nami do końca szczera? – Hermiona nie odpowiedziała. Utkwiła
spojrzenie w kubku, milcząc – zmieniłaś się przez te parę miesięcy, od razu
zauważyłem to z matką. Jesteśmy po prostu ciekawi, co wywołało tę zmianę.
- Nic tato.
Nadal jestem waszą Hermioną – mruknęła, zdławionym głosem – może po prostu
dorosłam?
- Może –
mężczyzna uśmiechnął się – o której Draco przyjeżdża?
- Nie wiem –
przyznała, dopiero teraz zdając sobie z tego sprawę.
- Nie szkodzi.
Zrobi nam niespodziankę – powiedział i wstał od stołu, pozwalając Hermionie
dojść do siebie. Odwrócił się do niej tyłem i zaczął nakładać ciasto na
półmisek.
Była mu wdzięczna. Próbował coś z
niej wycisnąć, ale mu nie wyszło. Nie drążył, ani nie naciskał. Wiedziała, że
mama nie pozwoliłaby sobie na tego typu zachowanie. Gdyby to ona zadawała
pytania z pewnością nie miałaby możliwości ucieczki przed odpowiedzią.
- Co tam
słychać u Harry’ego i Rona? – zagadnął ją po chwili ojciec, stawiając na stole
talerz z makowcem.
- Nie
narzekają bardzo. Co prawda mamy teraz dużo pracy, bo pod koniec roku są
Owutemy i jeszcze te dodatkowe lekcje… - pokręciła głową. Nie to, żeby jej w
czymś one przeszkadzały, ale chłopakom z pewnością. Jeśli prawdą jest to, co
mówi Severus, to wcale ich nie oszczędza przez wzgląd na nią.
- Ten Snape
bardzo cię męczy?
- Dużo wymaga
– powiedziała powoli – ale jest bardziej wyrozumiały niż w zeszłym roku. Można
powiedzieć, że w pewnym sensie chyba się wreszcie polubiliśmy. Obiecał mi pomóc
w szukaniu pracy. To on mi właśnie zaproponował, abym została Magomedykiem –
uśmiechnęła się lekko, zdając sobie sprawę, że to już drugi szok dla pana
Granger’a. Najpierw Draco się zmienił, a teraz Severus.
- Czy w tej
szkole robą pranie mózgu?
Hermiona roześmiała się, kręcąc
głową. Coś takiego mógł powiedzieć tylko jej tata.
- Nie, ale
dużo osób chyba wreszcie… wydoroślało. Ludzie się zmieniają – powiedziała,
patrząc mu w oczy. Mężczyzna pokiwał wolno głową, zgadzając się z córką.
- Dochodzi dziewiąta.
Idę obudzić Jane, w końcu ile można spać? – zapytał, kręcąc przy tym głową.
Zostawił ją samą w kuchni, pogrążoną w rozmyślaniach.
Potem wiele rzeczy stało się
jednocześnie. Hermiona usłyszała dźwięk teleportacji, dobiegający z drugiego
pokoju. Zdziwiła się, bo nie sądziła, że Draco zachowa się tak niegrzecznie.
Nie wypadało aportować się do czyjegoś domu, bez bezpośredniego uprzedzenia.
Myślała, że zadzwoni do drzwi, jak kulturalny człowiek. Zsunęła się krzesła i w tym samym momencie usłyszała
jeszcze dwa pyknięcia. Zmarszczyła czoło i ruszyła ku drzwiom, wyciągając po
drodze różdżkę.
Chciała
zawołać ojca, ale usłyszała kobiecy głos, który znała. Włoski na karku stanęły
jej dęba, bo skojarzyła głos z właścicielem.
- Macie mugoli
zabić, ale mała szlama jest moja! – Bellatriks Lestarnge roześmiała się niczym
wariatka.
- Daj spokój
Bella – zimny i rzeczowy ton należał do Severusa Snape’a. Hermionie zrobiło się
słabo. Podparła się ściany, nie wiedząc co robić. Jak ma uratować rodziców i
prze okazji nie dać się zabić? I co do cholery robił tam Snape?!
Rodzice prawdopodobnie nawet nie
słyszeli, że w mieszkaniu są nieproszeni goście. Ich sypialnia znajdowała się w
drugiej części domu, a więc jak miała do nich dotrzeć? Hermiona ścisnęła
mocniej różdżkę w dłoni. Pchnęła drzwi na korytarz i stanęła oko w oko z
Severusem. Serce biło jej jak oszalałe, a nóg nie czuła. Nie mogła się
poruszyć, nic zrobić. Potrafiła się tylko na niego patrzeć i czekać.
- Drętwota! – krzyknął, celując w nią
różdżką. W ostatnim momencie odskoczyła na bok i wysapała „immobilus”. Chybiła o parę centymetrów – znajdźcie jej rodziców! –
powiedział do Bellatriks i jakiegoś mężczyzny, którzy właśnie przebiegali obok
nich.
- Oni ich
zabiją!
- Nie mazgaj
się. Musisz stąd uciekać! – mruknął półgębkiem, znowu podnosząc na nią różdżkę.
Tym razem nie dała się zaskoczyć.
- Petrificus Totalus!
- Protego! – odparował zaklęcie leniwym
ruchem ręki. Hermiona jęknęła i ruszyła w stronę przeciwległych drzwi. Musi
dotrzeć do rodziców!
- Relashio! – warknęła, zatrzymując się
ponownie. Dlaczego on jej nie pomagał?!
- Granger skup
się! Po co cię uczyłem zaklęć niewerbalnych?
Hermiona zacisnęła mocniej pięść.
Wiedziała, że jeśli on nie pozwoli jej wygrać, to nie ma żadnych szans. Był na
nią za dobry. Teraz patrzyła na mężczyznę, który śmiał się w okrutny sposób i
ponownie celował w nią różdżką.
- Rictusempra! – siła zaklęcia odepchnęła ją z impetem na ścianę. Osunęła się po niej
na ziemię i jęknęła. Severus w tym samym momencie pobiegł pomóc pozostałym
Śmierciożercom, zostawiając ją samą na przedpokoju.
Słyszała krzyki i wrzaski,
dochodzące z sypialni rodziców, ale nie była w stanie się ruszyć. Siła
uderzenia była tak mocna, że dalej nie mogła złapać tchu. Wiedziała, że jeśli
się nie pośpieszy, będzie za późno. Musiała pokonać własne bariery i pomóc
rodzicom.
Z wielkim wysiłkiem podniosła się na
nogi i podniosła z ziemi różdżkę, która wypadła jej z ręki. Z bijącym sercem
pobiegła do pokoju rodziców. Krzyki, które wcześniej rozdzierały cisze, ustały.
Wiedziała, co to znaczy, ale nie potrafiła w to uwierzyć. Dopiero, gdy
zobaczyła ich ciała, leżące na ziemi, uświadomiła sobie prawdę. Jej rodzice nie
żyli. Zostali zabici.
- Nie zabiłeś
jej Snape? – usłyszała głos Bellatriks, jakby zza mgły. Nie obchodziło jej, co
teraz się stanie. Mogła ją zabić. Mógł tego nawet dokonać Severus. Nie miało to
najmniejszego znaczenia. Jej rodzice nie żyli. Już nigdy nie mieli jej
powiedzieć, jak bardzo ją kochają. Została całkiem sama…
- Walnęła o
ścianę. Jest twardsza niż przypuszczałem – roześmiał się ironicznie, po czym
spojrzał na Hermionę. W jego oczach nie było śladu po spojrzeniu, jakim
obdarowywał ją wczoraj. Patrzył na nią z odrazą - Wave, zabij ją. W ten sposób
przejdziesz etap wtajemniczenia. Czarny Pan nagrodzi cię za to Mrocznym
Znakiem.
Hermiona oderwała wreszcie
spojrzenie od ciała matki i spojrzała na Severusa. On ją chciał naprawdę zabić.
Wolał ją poświęcić, niż przyznać się, że jest szpiegiem!
- Ty zdrajco!
– krzyknęła i rzuciła się na niego, okładając go pięściami. Zaczęła drapać,
szarpać i płakać. Snape w tym samym czasie dał znak reszcie, aby powstrzymali
się z działaniem.
- Zabiję tę
brudną szlamę! Niech zazna takiego samego bólu, jak jej brudni rodzice! –
krzyczała Bella, celując w nią różdżką, ale Severus dalej ją powstrzymywał.
- Granger
zginie w walce, a jej zmasakrowane ciało wyślemy do Nory – odepchnął Hermionę
od siebie i sam uniósł różdżkę – walcz!
- Nie będę z
tobą walczyć, Snape.
- Crucio! – wrzasnęła Bellatriks. Hermiona
krzyknęła z bólu i upadła na podłogę. Chciała umrzeć, ale nie z ręki Lestrange.
Ona za długo bawi się swoimi ofiarami.
- NIE! – Snape przekrzyczał jęki Hermiony,
piorunując swoją podwładną wzrokiem. Ból nagle ustał, prawie tam samo szybko
jak się pojawił.
- Zrób to,
Snape – zamknęła oczy. Wszystko ją bolało i miała już dosyć. Za długo trwała ta
zabawa – no dalej. Przecież znasz zaklęcie…
Hermiona nagle poczuła na ramieniu
czyjeś palce. Szybko otworzyła oczy i zorientowała się, że należały one do
Severusa. Wzdrygnęła się z odrazą, ale pozwoliła się podnieść. Czyli naprawdę
miała walczyć. Skoro tak bardzo tego chciał, proszę bardzo!
- Expelliarmus!
- Avada Kedavra!
- Drętwota! – tym razem Snape dostał. Zaskoczyło ją to, więc dopiero po chwili
uświadomiła sobie, że o to dał jej szansę na ucieczkę. Serce biło jej jak
oszalałe. Ostatni raz rzuciła okiem na ciała rodziców i wybiegła z pokoju.
Ledwo uchyliła się przed zielonym płomieniem. Gdy skręciła za róg, okręciła się
w biegu i teleportowała się.
Hermiona wylądowała na twardej
ziemi. Siła aportacji zbiła ją z nóg. Upadła na kolana prosto w śnieg. Była
bezpieczna. Udało jej się uciec. Rodzice nie żyją. Nim zdążyła cokolwiek zrobić,
łzy zaczęły płynąć strumieniem po jej policzkach. Nie umiała ich zatrzymać, a
tym bardziej opanować. Pozwoliła sobie wypłakać się. Nie ocierała ich, bo
wiedziała, że to bez sensu. Mogła zrobić więcej. Miała szansę ich uratować, ale
zmarnowała ją, na walkę ze Snape’em. To on do tego wszystkiego doprowadził.
Przez niego tak naprawdę zginęli. Nie obchodziło jej to, że później uratował
jej życie. To nie było ważne, jeśli pozwolił zginąć Jane i Davidowi Granger!
- Hermiono,
kochanie, co ty tutaj robisz? – usłyszała ciepły głos pani Weasley – na
Merlina, ty płaczesz? Co się stało? – spokojny ton zamienił się na pełen
strachu. Kobieta musiała zniknąć, bo nie słyszała obok siebie nikogo. I dobrze.
Nie miała ochoty nikogo widzieć. Niech ją wszyscy zostawią w spokoju.
- Tutaj, jest
cała roztrzęsiona! Arturze, weź ją na ręce i połóż na kanapie w salonie.
Przeziębi się, jeśli długo będzie siedzieć w tym śniegu – potem poczuła
delikatne ręce pana Weasley’a, który podniósł ją z ziemi. Zachwiał się lekko,
czując jej ciężar, ale po chwili szedł już szybko do domu. Położył ją na
kanapie. Słyszała podekscytowane szepty reszty rodziny.
- Skarbie, co
się stało? – Hermiona zacisnęła mocniej powieki, przypominając sobie, że w ten
sposób zawsze zwracał się do niej tata.
- Hermiona…
musisz nam powiedzieć – tym razem poczuła zapach polnych kwiatów. Takich perfum
używała Ginny. Chwilę później usiadła obok niej na kanapie, chwytając ją za
rękę. Musiała im powiedzieć. Wszyscy muszą wiedzieć, że Snape to zdrajca.
- Oni nie żyją
– zaczęła zachrypniętym głosem. – Snape tam był. I Bellatrix Lestrange z jakimś
rekrutem.
- Kto nie
żyje? - ton pani Weasley świadczył o
tym, że była przerażona.
- Moi rodzice.
Zostali zamordowani.
Severus Snape okręcił się w miejscu
i zniknął. Poczuł ledwie wyczuwalne szarpnięcie w okolicy pępka. Pamiętał, że
gdy zaczynał swoją przygodę z teleportacją, uczucie było mocno nieprzyjemne.
Teraz ledwo zauważał ścisk na żołądku. Pod nogami wyczuł twardy grunt, co oznajmiło
mu, że wylądował na miejscu. Podniósł wzrok na wysoki, mocno przechylony na
lewo dom. Nie miał pojęcia, jak można mieszkać w takiej ruderze. Gdyby mu nawet
płacili z własnej woli jego noga by w nim nigdy nie stanęła. Teraz jednak
musiał przełknąć dumę, a okazać trochę serca. Skrzywił się na samą myśl o tym,
że ma być miły. On i bycie miłym?! Przecież to nie szło w parze. Z Granger
dobrze się dogadywał, dlatego, że ona nie wymagała od niego sztucznego
uśmiechu. Akceptowała go takim jakim jest i właśnie dlatego teraz powinien jej
pokazać, że było warto.
Minął zwisającą smętnie na jednym
zawiasie, tabliczkę z napisem zrobionym odręcznie „NORA”. Spod nóg uskakiwały
mu kurczaki. Aby się wyżyć specjalnie kopnął jednego lub dwa. Przecież i tak
nikt nie zauważy, a wchodziły mu po nogi! Zwierzę, nawet rodzaju kury, musi
wiedzieć, gdzie jest jego miejsce. Powinny siedzieć w kurniku i znosić jajka!
Stanął przed drzwiami i zapukał dwa
razy. Lubił mieć wielkie wejścia, dlatego zawsze wchodził bez uprzedzenia,
otwierając zamaszyście drzwi. Teraz jednak miał być grzeczny… splunął pod nogi,
okazując tym samym wielką irytację. Ile ma jeszcze czekać?!
- Snape… -
drzwi się otworzyły i zobaczył łysiejącą głowę Artura Weasley’a. Jego mina nie
świadczyła o tym, aby miał z nim ochotę rozmawiać, jednak odsunął się, aby
zrobić mu miejsce. Severus wyminął go bez jakiegokolwiek przywitania. Rozejrzał
się po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Wszystkie pary oczu bezczelnie
się na niego gapiły. Czy on był jakimś wyjątkowo ciekawym okazem w ZOO, czy
jak?
- Muszę
zobaczyć się z Granger – powiedział w końcu, kierując swoją prośbę w stronę
Molly Weasley.
- Obawiam się,
że to nie możliwe – odparła chłodno, wracając jak gdyby nigdy nic do robótki na
drutach – Hermiona śpi.
Severus westchnął, okazując tym
samym swoje wyjątkowe zniecierpliwienie. Ta banda idiotów naprawdę sądziła, że
to przez niego zginęli jej rodzice. Prawdopodobnie mogli myśleć, że wiedział
wcześniej i specjalnie namówił ją na pobyt u rodziców, aby mogli za jednym
zamachem wykończyć całą rodzinę. Banda skretyniałych Gryfonów!
- To będę
zmuszony ją obudzić. Natychmiast muszę z nią porozmawiać – starał się przybrać
najbardziej uprzejmy ton, na jaki było go stać w zaistniałej sytuacji.
- Severusie,
ona wiele przeszła. Miała koszmary. Dopiero parę godzin wcześniej udało jej się
wreszcie spokojnie zasnąć. Nie możesz do niej pójść – powtórzyła jak mantrę,
nawet na niego nie patrząc. Zaczynał się coraz bardziej niecierpliwić. A miał
być grzeczny!
- Powiedziała
wam, że to ja ich zabiłem, tak?
- Nie.
Powiedziała tylko, że tam byłeś… - ton Artura był bardzo wymowny.
- A więc
dowiedźcie się, że nie zrobiłem tego. Bella mnie wyręczyła, jednak gdybym
musiał, zrobiłbym to, bez zastanowienia. Uratowałem zamiast tego pannie Granger
życie. A teraz, Potter, masz mnie natychmiast do niej zaprowadzić! – jego ton
nie znosił sprzeciwu, dlatego nie zdziwił się, gdy chłopak posłusznie wstał z
miejsca – jeszcze jedno. Ma jakieś obrażenia?
- Na
szczęście, nie. Poppy ją zbadała, prawie od razu, gdy tutaj przybyła. Mogło to
się skończyć o wiele gorzej. Cud, że nie poroniła – Molly pokręciła głową.
- Wspaniale.
Potter, prowadź!
Harry skrzywił się, ale posłuchał
rozkazu Snape’a bez słowa. Nie ufał mu, to było widać jak na dłoni, jednak
autorytet jaki od niego emanował, działał na tyle, że nie umiał się sprzeciwić.
Po milionie schodków, dotarli na
miejsce. Harry zostawił go przed drzwiami z napisem „Ginewra”. Litery były ładnie i zgrabnie napisane, nie to co napis
przed domem. Severus odetchnął głębiej i otworzył drzwi, najciszej jak
potrafił.
Jego oczom ukazał się ładny, chociaż
mały pokoik. Na ziemi leżał materac z rozkopaną pościelą, a na ścianach wisiały
plakaty z drużynami Quidditcha. Pod ścianą, przy oknie stało jednoosobowe
łóżko, a w nim leżała skulona Hermiona. Serce Severusa, gdy tylko ją zobaczył,
ścisnęło się gwałtownie. Wyglądała tragicznie, gorzej niż kiedykolwiek
wcześniej. Oczy podkrążone, wręcz sine. Włosy potargane, przypominały bardziej
ptasie gniazdo niż ludzką głowę. Na policzkach widniały świeże ślady po łzach.
Wargi miała suche i popękane od ciągłego zagryzania. Po prostu kupka
nieszczęścia.
Chciał podejść i po prostu ją
przytulić, ale wiedział, że to nie był najlepszy pomysł. Gdy tylko go zobaczy,
zapragnie się na niego rzucić, tego był pewien. Podejrzewał, że całą winę
przelewała na niego. Zresztą co tu się dużo dziwić. Nie zareagował przecież w
żaden sposób. Był winny w równym stopniu co Bella.
- Granger –
powiedział głośno. Stał na środku pokoju, w miarę daleko od niej. Może się nie
przestraszy.
Hermiona spała na tyle lekkim snem,
że od razu otworzyła oczy. Spojrzała na niego, bez jakiegokolwiek wyrazu.
Severusowi serce podjechało do gardła. Takie spojrzenie było gorsze od
wszystkich cruciatusów, które przeżył. A było ich sporo. Potem, dziewczyna
jakby oprzytomniała. Zrozumiała, na kogo patrzy, bo jej oczy zrobiły się duże i
zdumione. Poderwała się do pozycji siedzącej i przykryła po szyję kołdrą.
Przybrała pozycję obronną. Chciała tym sposobem odgrodzić się od niego.
- Nic ci nie
zrobię – w tym samym momencie rzucił jej swoją różdżkę. Złapała ją, ku własnemu
zdziwieniu. Chyba nie sądziła, że będzie zdolna do jakiekolwiek gwałtownego
ruchu. Było z nią gorzej, niż w pierwszym momencie sądził.
- Czego ode
mnie chcesz, Snape? – zapytała cicho, nie odrywając spojrzenia od jego różdżki.
Trzymała ją kurczowo w prawej ręce i wpatrywała się w nią, jakby to ona miała
odpowiedzieć na pytanie.
- Porozmawiać
– wzruszył ramionami i powoli przysunął sobie krzesło. Gdy na nim usiadł,
dopadło go niemiłe porównanie z pacjentem w szpitalu na psychicznie chorych i
odwiedzającym. Odepchnął do siebie tę myśl. Ona była po prostu załamana, a nie
chora!
- Nie mam
ochoty – powiedziała głosem wypranym ze wszelkich emocji. Podniosła na niego
wzrok i czekała.
- W takim
razie, może się trochę ogarniesz? Mycie zębów i rozczesanie włosów z pewnością
pomoże.
- Daruj sobie,
Snape. Moja osoba cię nie interesuje – ścisnęła palce mocniej na różdżce.
- Oczywiście,
że interesuje. Mógłbym się wręcz pokusić o stwierdzenie, że cię kocham –
Hermiona milczała, a minę miała obojętną. Pierwsze wyznanie miłości przez
Severusa nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. A przecież była nastolatką!
Powinna zacząć piszczeć ze szczęścia! Cholera!
– nie był dobry w przeprowadzaniu takich rozmów.
- Coś jeszcze,
Snape?
- Po pierwsze,
dla ciebie albo jestem „panem profesorem”, albo „Severusem”, ale na pewno nie
„Snape’em” – powiedział spokojnie, ale zaczynał czuć panikę. Ta rozmowa do
niczego nie prowadziła. Musiał zacząć działać.
Hermiona ponownie nie odpowiedziała.
Siedziała niczym posąg i nie zwracała na niego uwagi. Znowu. Nie lubił być
ignorowany!
- Granger…
- Jakim prawem
wymagasz ode mnie, abym nie zwracała się do ciebie po nazwisku, a do mnie nie
mówisz po imieniu? – zapytała, otulając się szczelniej kołdrą.
- Przepraszam.
Masz rację. Hermiono…
- Dlaczego
mnie wtedy powstrzymałeś? Zacząłeś walczyć, a mogłam ich uratować – ponownie mu
przerwała. Jej oczy zaszły mgłą. Coraz bardziej przypominała Bellę. Pomimo
całego bólu wypisanego na twarzy, jej ton był wręcz obojętny.
- Gdybym cię
nie powstrzymał, zginęłabyś. Jesteś dla mnie o wiele cenniejsza, niż twoi
rodzice – słysząc to, Hermiona skuliła się bardziej pod kołdrą. Severus miał
ogromną ochotę ją przytulić. Pokazać, że jest bezpieczna.
- Wiedziałeś
wcześniej o tym zamachu?
- Nie.
Dowiedziałem się, dopiero na spotkaniu z Czarnym Panem, czyli parę godzin przed
pojawieniem się w twoim domu – pokiwała lekko głową, rozumiejąc.
- Czy to ty
ich zabiłeś? – pytanie było tak ciche, że z powodzeniem mógłby udać, że go nie
słyszał, jednak nie był wstanie kazać jej powtórzyć go. Widział jakie to było
dla niej ciężkie.
- Nie. Bella
zrobiła to za mnie – powtórzył te same słowa, co powiedział Weasley’om na dole.
Chciał dodać jeszcze, że gdyby musiał, sam by to zrobił, ale te słowa nie
chciały mu przejść przez gardło. I tak go już nienawidziła. Nie musiał się
pogrążać.
- Rozumiem –
wyszeptała, a w jej oczach zaszkliły się łzy. Tym razem nie potrafił zdusić w
sobie potrzeby pocieszenia jej. Wstał z krzesła i powoli podszedł. Usiadł na
łóżku, obok niej. Hermiona zaczęła szlochać. Obejmowała się rękami, ale
ewidentnie potrzebowała innego dotyku. Severus przyciągnął ją łagodnie do siebie,
ale nim zdarzył zareagować, odskoczyła od niego. Zaczęła jeszcze głośniej
płakać, popadała w histerię.
- To twoja
wina! – wrzasnęła i zaczęła okładać go pięściami. Paznokciami przejechała po
jego policzku, zostawiając głębokie zadrapanie. Severus złapał ją za
nadgarstki, unieruchamiając. Pomimo tego, wyrywała się dalej. Wierzgała nogami,
aby tylko się od niego uwolnić. Im bardziej ona walczyła, tym mocniej on ją
trzymał. Obejmował ją w żelaznym uścisku, przytulając do siebie. Po jakimś
czasie, zamarła. Spazmy płaczu, targały nią zadziwiająco mocno, ale przestała
się szamotać.
- Spokojnie.
Już dobrze… - powiedział łagodnie, luzując uścisk, ale nie wypuszczając jej z
objęć. Patrzył na nią z ogromnym bólem serca. Taka mała, bezbronna istotka, a
przeżywająca tak duży ból. Przez niego. Wiążąc się z nią, nie wprowadził do jej
życia niczego dobrego.
- Nie
zostawiaj mnie – wyszeptała, zdławionym głosem – nie puszczaj.
- Zostanę.
Zostanę tak długo jak będziesz chciała – powiedział, przytulając ja mocniej do
siebie. Przykrył ich kołdrą. Hermiona zamknęła oczy i wtuliła się w jego tors.
Wszystko mu wybaczyła…
No takiego zwrotu akcji to ja się nie spodziewałam!
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie całkowicie!
Ciekawe co z Draconem, przybędzie tam a zastanie tylko martwe ciała rodziców Hermiony.
Jestem zła na Snape'a, może jednak mógł jakoś powstrzymać Bellę, żeby nie zabijała jej rodziców. To na prawdę smutne :(
czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ;D
Twój blog jest dla mnie jak narkotyk.
Pozdrawiam Avad Ka;*
No powtórzę drugi raz, że spodziewałam się kolacyjki rodzinnej, przedstawienia " ojca" dziecka i ogłoszenia tej świetnej nowiny, a tu taka niespodzianka. Och och... pojawił się tu zły i zirytowany Snape... plujący pod drzwi Weasleyów i kopiący kurczaki. No nie ładnie. Ale piękne jest to, że mu wybaczyła.. myślałam, że będzie mieć do niego pretensje, że nie będzie chciała z nim rozmawiać, że wyrzuci go za drzwi i przeklnie parę razy, a tu nic... przyjęła jego przeprosiny bardzo dojrzale. No cóż w końcu wiedziała jakim człowiekiem jest. Podobał mi się bardzo fragment z tym, jak dał jej swoją różdżkę. Niby nic takiego, ale jakoś tak pozytywnie to odebrałam. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWiesz... Hermiona go chyba po prostu kocha. Poza tym powiedział jej wcześniej, o tym jakę przydzielił mu Dumbledore. Mogła się czegoś takiego spodziewać prędzej czy później...
UsuńPozdrawiam :D
Jest naprawdę super :3
OdpowiedzUsuńZajrzysz ? http://syriuszjaczasyhuncwotow.blogspot.com/
hoho nowy rozdzialik <3 Cud, miód i orzeszki.
OdpowiedzUsuńCzegoś takiego chyba się nikt nie spodziewał, ja tym bardziej. Baardzo pomysłowe, Snape taki kochany i to wyznanie miłości <33 Jak ja przeżyje do następnego rozdziału to nie wiem, ale na pewno bd tu zaglądać i sprawdzać :D
DUŻO WENY ! I trzymaj tak dalej bo to co tworzysz uzależnia.
Genialne!!! Wspaniały rozdział !!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :-)
mojeminiopowiadania.blogspot.com
O Merlinie :c Smutny ten rozdział. Pięknie opisujesz emocje! Tylko pogratulować ;**
OdpowiedzUsuńA ja tak chciałam wiedzieć jak rozdzice panny Granger zareagują na to, że będą dziadkami a to nic... Och szkoda ;.;
Kim jest ten rekrut? Będzie miał jakiś wpływ na opowiadanie czy raczej nie? xd Oj... czy teraz Sev nie będzie miał kłopotów? Pojawił się w Norze... oj oby nie ^.^
Po prostu rozdział super ;**
Jazz ♥
Dziękuje, przysiadłam trochę nad tym rozdziałem, więc cieszę się, że widać moją pracę :D
UsuńCo do rekruta, to nie przewiduję dla niego światowej kariery xd Był wątkiem epizodycznym :D
Co do Severusa, wszystko wyjaśni się z czasem.
Pozdrawiam :)
O rety, tego się nie spodziewałam! Ale dobrze, że się tyle dzieje, nalot Śmierciożerców, śmierć rodziców Hermiony.. Końcówka była taka słodka :3 Lecę czytać dalej! :*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń