Chyba pobiłam swój rekord, jeśli chodzi o długość rozdziału! Ten tutaj ma aż 14 stron! Pod koniec pisania, miałam już absolutnie dość, ale zaparłam się. Obiecałam sobie, że go dzisiaj umieszczę i to zrobiłam :D
Jeśli chodzi o treść rozdziału, to natchnęła mnie piosenka Sylwii Grzeszczak - Księżniczka, która możecie znaleźć tu. Hermiona jest w nim pewnego rodzaju księżniczką... dobra nie ważne xd
Zapraszam do rozdziału :D
Dwa tygodnie
dzielące ich od Balu Karnawałowego minęły zadziwiająco szybko. Im bliżej, tym Hermiona
coraz bardziej była rozdrażniona. Całkowicie straciła ochotę iść na niego po
rozmowie z Ronem. Draco i Severus również nie poprawiali sytuacji.
Malfoy już następnego dnia ją zaprosił,
ale i tak musiała delikatnie odmówić. Chłopak nie zirytował się tak bardzo jak
Ron, bo podejrzewał, że zostanie odrzucony, jednak chciał wiedzieć kto będzie
jej parą. Nie mógł zrozumieć, że Hermiona w ogóle nie ma ochoty nigdzie iść.
Severus natomiast praktycznie się na
nią wydarł, gdy oznajmiła mu, że odrzuciła Rona i Dracona.
- Z kim zamierzasz pójść? Zgaduję, że Draco już cię
zaprosił? – odezwał się Severus, przeglądając wypracowania, które leżały na
jego biurku. Hermiona siedziała natomiast na fotelu. Machała nogami i
ewidentnie się nudziła. Miała serdecznie dość tego, że Severus przez cały dzień
siedział z nosem w papierach.
- Z nikim – stwierdziła wesoło, podejrzewając, że
Severus będzie zadowolony. Nie musi być przynajmniej zazdrosny.
- Jak to z nikim? – odłożył wypracowanie na biurko,
podnosząc na nią wzrok.
- Zwyczajnie. Odrzuciłam i Rona, i Dracona. W ogóle
nie mam ochoty iść na ten cały teatrzyk. Może zostalibyśmy przez ten czas w
twoich komnatach…?
- Dumbledore wymaga mojej obecności jako opiekuna i
nie mam możliwości się nie pojawić – powiedział chłodno, wracając do
wypracowania – ty również powinnaś iść.
Dobrze ci to zrobi.
- Mam żałobę… - odezwała się nieśmiało po chwili,
bawiąc się włosami. Severus zamarł na moment, po czym ponownie odrzucił od
siebie kartkę, która wylądowała na biurku. Hermiona przełknęła ślinę, świadoma,
że ta odpowiedź mu się nie spodobała.
- Wiesz, że minęło już prawie półtora miesiąca? –
zapytał zadziwiająco łagodnie, podchodząc do niej. Hermiona zdziwiła się jego
zachowaniem, ale przytaknęła.
- Nie musisz tańczyć. Wystarczy twoja obecność.
- Wiem Severusie, ale jakoś tak… Ron wyrzucił mi, że
pewnie znowu pójdę z Wiktorem Krumem, jak podczas Turnieju Trójmagicznego i
może poszłabym z nim, aby zrobić mu na złość, ale Wiktor już przecież dawno
skończył szkołę.
- Nie słyszałaś…?
- O czym?
- Krum został nauczycielem w Durmstrangu. Zgadnij
czego uczy…
- Obrony Przed Czarną Magią – powiedziała od razu,
przewracając oczami.
- Nie… ale ciekawe, że o tym pomyślałaś. Uczy
sportu, tak jak Hooch.
- Och, no tak – Hermiona pokręciła głową i
westchnęła – tak czy inaczej i tak nie mam szans, żeby z nim iść.
- No nie wiem… słyszałem, że bardzo chciał tu
przyjechać ze swoimi uczniami, jako opiekun.
Hermiona
zamyśliła się, bawiąc się bezwiednie swoimi włosami. Wiktor był zawsze dla niej
miły i z pewnością w czwartej klasie była w nim zauroczona, ale czy na pewno aż
tak, aby teraz iść z nim na Bal?
- A nie mogę zostać po prostu w Pokoju Wspólnym? –
zapytała cicho.
- Nie. Chciałbym, abyś uczestniczyła w grupowych
zabawach, zintegrowała się z przyjaciółmi, poznała nowych ludzi.
- Jestem w ciąży, Severusie! – jęknęła głośno,
patrząc na niego z zirytowaniem – a poza tym, potrzebna mi jest sukienka, a
przecież nie pojedziesz ze mną znowu na drugi koniec świata, abym ją kupiła. No
i nie mam partnera…
- Na własne życzenie – mruknął, siadając na
podłokietniku fotela – sukienka to nie problem, a co do ciąży… to jeszcze nic
po tobie nie widać. Nie widzę przeciwskazań.
- Widać, widać – warknęła pod nosem, zakładając ręce
na piersi.
- Daj mi święty spokój. Masz się pojawić na Balu, w
przeciwnym razie, mogę ci obiecać, że w szkole pojawią się plotki.
- Jakby teraz ich nie było…
- Granger! – skarcił ją ostrym tonem, gromiąc ją
spojrzeniem – nie będę więcej o tym dyskutował. Chcę cię widzieć na Balu,
choćby w dresie, jest mi to obojętne. Ważne, żebyś była!
- Tak jest, panie profesorze!
Dokładnie w przed dzień Balu
Karnawałowego, wszyscy stracili jakiekolwiek zahamowania. Hermiona czuła się,
jakby cofnęła się w czasie do czwartej klasy. Lekcje straciły sens, bo i tak
nikt nie słuchał. Wszyscy dyskutowali tylko o jednym. Dziewczyny prześcigały
się w idealnych kreacjach, a chłopcy w partnerkach. To stawało się nie do
wytrzymania.
- Ugh! Ginny,
ty też?! – jęknęła Hermiona, rozcierając sobie skronie.
Siedzieli całą czwórką na kolacji.
Dumbledore ogłosił przed chwilą, że zagraniczni goście przybędą w porze ich
śniadania, aby mieli cały dzień na przygotowania. Lekcje natomiast będą
oczywiście odwołane, co Wielka Sala przyjęła gromkimi oklaskami.
- Nie rozumiem
cię, Hermiono – przyznała, nakładając sobie na talerz dużą porcję surówki
warzywnej – dlaczego nie chcesz iść?
- Nie mam
ochoty dyskutować o tym po raz milionowy. Dobrze wiesz, że nie mam ani
partnera, ani sukienki!
- Rozumiem, że
wolałabyś iść z kimś innym – szepnęła, wskazując dyskretnie głową na stół
nauczycielski – ale powinnaś się zadowolić tym czym możesz!
- Ginny,
cholera jasna. Miałyśmy o tym nie rozmawiać!
- Oczywiście –
uśmiechnęła się uspokajająco, poklepując ją po ręce.
Tej nocy Hermiona nie spała dobrze.
Długo nie mogła zasnąć, a gdy już zasnęła, dręczyły ją koszmary. Śniło jej się,
że przyszła na Bal w rozciągniętym swetrze i wszyscy się z niej śmiali. Rano
obudziła się stosunkowo wcześnie, co przyjęła wręcz ulgą. Nie miała ochoty, na
powtórkę z rozrywki.
Ubrała się szybko w szkolny
mundurek. Pomimo tego, że był teoretycznie dzień wolny, bo odwołano lekcje,
profesor McGonagall kazała im się ubrać w szkole szaty. Oczywiście po to, aby
zrobić wrażenie.
Wymknęła się z dormitorium na
palcach, aby nikogo nie obudzić. W Salonie było pusto, także niezauważona
wyszła się z Wieży Gryffindoru. Na korytarzach były spore przeciągi, dlatego
pogratulowała sobie rozsądku, że wzięła pelerynę. Owinęła się nią szczelniej i
zeszła na śniadanie.
Nie dziwiła się specjalnie, gdy
zobaczyła pustki w Wielkiej Sali. Przy stole Ślizgonów było pusto, u Krukonów i
Gryfonów była zaledwie jedna osoba, a u Puchonów były aż trzy. Usiadła przy
swoim stole i rozejrzała się ponownie. Jej wzrok spoczął na stole profesorskim,
przy którym zobaczyła Severusa, który przyglądał jej się bez krztyny zażenowania.
- Dzień dobry,
profesorze Snape! – zawołała, machając mu ręką. Widziała kontem oka, jak
uczniowie z innych domów, zamierają, czekając na to, co zaraz nastąpi.
- Dzień dobry,
panno Granger – odpowiedział na tyle chłodno, na ile potrafił. – skąd w tobie
taki dobry humor z samego rana?
- To pański
widok tak na mnie działa – uśmiechnęła się, jednocześnie zdając sobie sprawę,
że przegięła. Jego usta wygięły się w okropny grymas, który nie wróżył nic
dobrego, jednak początkowy szok na twarzy Severusa, powiedział jej, że było warto.
- Właśnie
straciła pani dwadzieścia punktów, panno Granger. Smacznego.
Zły humor, który towarzyszył jej
nieprzerwanie od dwóch tygodni, wyparował. Rozejrzała się z delikatnym
uśmiechem po Wielkiej Sali. Może dzisiejszy dzień jednak nie miał być tak zły,
jak przypuszczała? Przecież nie musi mieć partnera. Mogła przyjść po prostu z
przyjaciółmi i dobrze się bawić.
Ponownie podniosła wzrok na
Severusa, który tym razem spojrzenie miał utkwione w swoim talerzu, bo kończył
śniadanie. Odgarnęła włosy na plecy i sama zabrała się za jedzenie. Gdy
skończyła, postanowiła wybrać się na przechadzkę po błoniach. Nie chciała się
do tego przyznać, nawet przed sobą, ale była podekscytowana przyjazdem gości.
Szczególnie interesował ją Wiktor Krum. Była ciekawa, czy zmienił się przez te
trzy lata. Hermiona mogła śmiało powiedzieć, że ona tak. W końcu wtedy była
zaledwie czternastoletnią dziewczynką, teraz natomiast była siedemnastoletnią
kobietą. W świecie czarodziei była już pełnoletnia. Zdawała sobie jednak
sprawę, że nie wszyscy jej znajomi z klasy, byli dorośli. Większość z nich
zachowywała się, jakby ledwie ukończyli drugi rok… Ale ona zawsze się
wyróżniała. Była o wiele poważniejsza od swoich rówieśników. Szukała zajęcia w
książkach, a nie głupich kawałach. Była stała w uczuciach i przeważnie
odpowiedzialna. Przeważnie, jest tu słowem kluczowym.
Hermiona wyszła z Wielkiej Sali,
zawiązując pelerynę pod szyją. Na dworze na szczęście nie padał śnieg. Poranne
słońce przyjemnie przygrzewało, sprawiało wręcz wrażenie, że jest cieplej niż
było w rzeczywistości. I wtedy go zobaczyła. Był w obszernym, czerwonym futrze,
dokładnie takim samym, jakim go zapamiętała z przed paru lat. Jego kaczkowaty
chód sprawił, że na jej twarzy pojawił się uśmiech. Szedł pierwszy, a za nim
biegli truchcikiem uczniowie.
-
Hiermi-ją-nina! – zawołał, gdy tylko ją zauważył. Jego gęste, krzaczaste brwi
uniosły się do góry w geście zdumienia, a później radości.
- Wiktor! –
uśmiechnęła się jeszcze szerzej, uświadamiając sobie, że pomimo upływu czasu,
nadal ją poznaje i pamięta - nadal nie
umiesz poprawnie wymawiać mojego imienia! – skarciła go, śmiejąc się. Chwilę
później znalazła się w jego potężnych ramionach.
- Nu, tak się
cieszy, że cię widzę! – powiedział łamanym angielskim, stawiając ją ponownie na
ziemi. Hermiona widziała kontem oka, jak uczniowie Wiktora patrzą na nią
zazdrośnie. No tak, nie mogli wiedzieć, że nic ich nie łączy, poza przyjaźnią.
- Ja ciebie
również. Nic się nie zmieniłeś – dodała, klepiąc go po ramieniu.
- Ty zmienić
się bardzo. Hiermi-ją-nina, jesteś piękna – mężczyzna spojrzał na nią, ciepło
się uśmiechając. Ewidentnie był z siebie dumny, że powiedział jej komplement.
- Nie
przesadzaj… - speszyła się, rumieniąc się lekko – chodź, zaprowadzę cię do
zamku.
Wiktor wziął ją pod rękę, nie
przejmując się uczniami, którzy, ruszyli za nimi. Wszyscy rozglądali się
dookoła. Hermiona pamiętała, że Durmstrang to również zamek, ale nie tak duży
jak Hogwart. I z pewnością nie tak… idealny.
- Nie pisałeś
mi, że zostałeś nauczycielem. Ani, że przyjeżdżasz! – mruknęła z wyrzutem,
kręcąc głową.
- Nu, chciał
ci zrobić niespodziankę. Ja przyjechał tu dla ciebie, Hiermi-ją-nina.
- Ymm… to
bardzo miło z twojej strony – odpowiedziała, zagryzając wargę. Nie miała
pojęcia, jak mu powiedzieć, że nici z ich wspólnego balu. Mogą iść jako
przyjaciele, ale na pewno nie para. W tym samym momencie zobaczyła idących w
ich stronę Severusa. Próbowała się wyszarpnąć z uścisku Wiktora, nie raniąc
prze okazji jego uczuć, ale na próżno. Jęknęła w duchu i uśmiechnęła się w
sposób, który miał znaczyć tyle co uprzejme zainteresowanie.
- Tu
jesteście. Mieliście od razu przyjść do zamku! – warknął Snape, zezując na
Kruma i ich ręce – Granger, co ty tu robisz, do licha?
- Przyszłam
się przywitać z Wiktorem, panie profesorze – powiedziała niepewnie, patrząc na
swoje buty.
- Dzień dobi –
przywitał się z Severusem – moji uczniowie chcieliby się przygotować do balu,
jeśli to nie problemi.
- Oczywiście,
że nie – warknął chłodno – lochy są do waszej dyspozycji. Ostatnio mieszkaliście
u Ślizgonów, jeśli dobrze pamiętam. Liczę, że znasz drogę, ale najpierw
Dumbledore życzy sobie waszej obecności na śniadaniu.
- Właśnjie tam
szliśmy – odparł, mrużąc oczy. Dało się wyczuć napięcie między nimi.
- Granger,
odklej się od pana Kruma i również marsz do Wielkiej Sali – rzucił jej ostre
spojrzenie, które chwilę później powędrowało gdzieś za nich – Beauxbatons już
jest. W samą porę!
Severus wyminął ich szybkim krokiem,
pozwalając szacie łopotać. Hermiona zauważyła, że uczniowie patrzyli na niego
ze zdziwieniem. Pewnie nie byli przyzwyczajeni do takiego zachowania.
Uśmiechnęła się pod nosem i wreszcie udało jej się wyswobodzić rękę.
- Chodź,
zaprowadzę was.
Ruszyli obok siebie, w kierunku
szkoły. Śnieg chrzęścił im pod nogami. Pomimo tego, że nie rozmawiali nie było
pomiędzy nimi niezręcznego milczenia. Niedługo później stanęli przed dębowymi
drzwiami Wielkiej Sali.
- Wejdę
pierwsza. Odczekaj dwie minuty i wprowadź uczniów, dobrze?
Wiktor skinął niepewnie głową.
Hermiona posłała mu pocieszający uśmiech i zniknęła za drzwiami. Zdążyła usiąść
na ławce, obok Ginny i drzwi otworzyły się ponownie.
- W samą porę!
– usłyszała donośny głos Dumbledore’a. Przeniosła na niego wzrok. Dyrektor
zszedł z podwyższenia i ruszył ku delegacji z Durmstrangu z ciepłym uśmiechem
na twarzy – Dobrze cię widzieć, Wiktorze.
- Dzjeń dobry,
profesorze Dubmledore – uścisnęli sobie ręce.
Hermiona widziała, jak uczniowie
wyciągają szyję, aby go tylko zobaczyć. Młodsze roczniki, nie miały szansy
poznać Wiktora na Turnieju Trójmagicznym. W końcu był najznamienitszym
zawodnikiem Quidditcha w historii!
- Krum! Nie
mówiłaś, że przyjedzie! – zawołał z wyrzutem Ron, czerwieniąc się ze złości.
Westchnęła, przeczuwając, że prędzej czy później dojdzie do tej rozmowy.
- Nie wiedziałam.
Nie napisał o tym w liście.
- Dalej z nim
korespondujesz?
- Tak –
warknęła i odwróciła się w drugą stronę. Słyszała, jak Ron mruczy coś do
Harry’ego, ale zignorowała to. Nie zamierzała psuć sobie humoru.
Niedługo później pojawiła się
również delegacja Beauxbatons. Madame Maxime jak zwykle górowała nad swoimi
cienko ubranymi uczniami. Hagrid, który nie odstępował jej na krok, opowiadał,
że musi koniecznie zobaczyć gumochłony, które trzyma w ogrodzie.
- Bonjour –
usłyszała nagle głos, który z pewnością mógł należeć tylko do jednej osoby. Tuż
przed Harrym i Ronem stała idealna kopia Fleur Delecur. Hermiona chcąc nie
chcąc otworzyła usta ze zdumienia. Nigdy wcześniej nie widziała, aby ktoś był
do kogoś aż tak bardzo podobny. Gabrielle miała jej ruchy i gesty. To samo
spojrzenie i długość włosów. Jedyna większa różnica była taka, że miała
podkręcone włosy, zamiast idealnych prostych, jak jej starsza siostra – mam
nadzieji, że wy mnie pamiętać – zaśpiewała, uroczo się rumieniąc.
- Ja… no tego…
- Ron zaklął pod nosem, nie mogąc się wysłowić. Harry nawet nie próbował się
odzywać.
- Oczywiście,
że pamiętają – warknęła za nich – co słychać u Fleur?
- Bardzo
dobrzi. Dziękuji. Studiuje na uniwersytet we Francji – Gabrielle spojrzała
krótko na Hermionę, po czym prawie od razu straciła nią zainteresowanie.
- Wybaczcie,
ale muszę się przygotować. Do zobaczenia na balu.
- Jednak
idziesz? – odezwał się w końcu Ron, jednak nie oderwał spojrzenia od
młodziutkiej Francuzki.
- Tak –
warknęła ponownie i wstała z miejsca.
- Zaraz do ciebie
przyjdę, Hermiono – usłyszała zapewnienie Ginny, która siedziała zafascynowana,
rozglądając się po Wielkiej Sali.
Hermiona założyła ręce na piersi i
ruszyła szybkim krokiem do Wieży Gryffindoru. W rzeczywistości miała jeszcze
dużo czasu, aby się przygotować. Dopiero wybiła dziesiąta, jednak nie miała
najmniejszej ochoty oglądać poniżania się Harry’ego i Rona. Dziwiła się
natomiast Ginny, że nie reagowała na maślane oczy swojego chłopaka.
- Granger! –
westchnęła i odwróciła się. Czy ona nie mogła pobyć sama nawet przez dziesięć
cholernych minut?
- Draco,
cześć! – uśmiechnęła się ledwie zauważalnie. Pozwoliła się chłopakowi dogonić.
- Nie
wspominałaś, że Krum przyjedzie… - zaczął, ale urwał, widząc jej wściekłe
spojrzenie.
- Słuchaj, nie
wiedziałam, że Wiktor jest nauczycielem w Durmstrangu, ani tego, że starał się
o pozwolenie na przyjazd. Możesz powtórzyć to wszystkim innym ciekawskim!
- Spokojnie…
nie chciałem, abyś poczuła się urażona… - powiedział uspokajająco – byłem po
prostu ciekaw, czy to z nim…
- Nie! Idę
sama na bal! – zawołała, tracąc na sobą panowanie. Ile razy jeszcze usłyszy to
pytanie? Draco zmarszczył brwi i przytulił ją lekko do siebie, jednak Hermiona
wyszarpnęła się.
- Musze iść –
mruknęła. Odwróciła się, ale w tym samym momencie Malfoy złapał ją za rękę.
- Przepraszam.
Wiem, że wszyscy muszą cię o to pytać.
- Proszę, puść
mnie… - jęknęła, podnosząc na niego wzrok. Dobry humor zniknął bezpowrotnie.
- Jakiś
problem? – nagle znikąd pojawił się Wiktor Krum. Spojrzał wrogo na Dracona i na
jego rękę.
- Nie twój
interes, Krum. To prywatna rozmowa.
- Nie ciebie
się pytam.
- Wiktor,
wszystko w porządku. Spotkamy się później, właśnie szłam do Wieży Gryffindoru…
- Na pewno?
- Przecież
powiedziała, że tak. – warknął Malfoy, podchodząc do niego bliżej. Mimo że był
o wiele mniejszy niż Wiktor, nie bał się. Wyciągnął różdżkę – zmywaj się stąd!
- Draco,
proszę! Obydwaj przestańcie!
Niestety żaden z nich jej nie
słuchał. Łypali wściekłe spojrzenia na prawo i lewo, stając naprzeciwko siebie.
Hermiona jęknęła głośno i podeszła do nich.
- Myślisz, że
będąc jej chłopaki, możesz Hiermi-ją-nine tak traktowaci?
- Jestem kimś
więcej, niż tylko chłopakiem. Jestem kimś, kim ty nigdy nie będziesz!
- Czyli? –
Wiktor spojrzał na niego zdezorientowany.
- Jestem ojcem
jej dziecka!
Krum zrobił krok w tył i szybko
przeniósł wzrok na Hermionę, która nie mogła uwierzyć własnym uszom. Draco
naprawdę to powiedział! Widziała, jak Wiktor patrzy zdezorientowany na jej
brzuch, który był delikatnie widoczny, pod przylegającym mundurkiem.
- Tyyy! –
krzyknął i rzucił się na Malfoy’a.
- Przestańcie!
Hermiona próbowała ich rozdzielić,
ale na próżno. Nie zwracali na nią uwagi. Wycofała się dopiero, gdy dostała
łokciem po głowie. Rozejrzała się dookoła. Zaczęli przychodzić uczniowie,
zwabieni okrzykami, które wydawali, bijąc się. Jęknęła głośno i pobiegła w
stronę Wielkiej Sali. Przecież musi spotkać po drodze jakiegoś nauczyciela! Gdy
minęła zakręt, po drugiej stronie korytarza, zobaczyła znikający rąbek czarnego
płaszcza.
- Profesorze!
– krzyknęła, najgłośniej jak potrafiła. Była pewna, że kogo jako kogo, ale jej
nie zignoruje, jeśli tylko ją usłyszy.
- Granger, co
ty wyprawiasz? – zapytał, wracając. Szedł ku niej szybkim krokiem.
- Oni… oni się
biją! – wysapała, nabierając głębiej powietrza. Zasapała się, biegnąc.
- Kto?!
- Draco i
Wiktor Krum – powiedziała najwyraźniej jak potrafiła.
- Prowadź –
zażądał, wyciągając różdżkę zza pazuchy płaszcza. Skinęła głową i po chwili
biegli z powrotem. Z daleka było słychać dopingujące okrzyki uczniów.
Zdecydowanie większość przychylność widowni miał Wiktor.
- Depulso – warknął Snape, kierując różdżkę
na Malfoy’a i Kruma. Nie zdążyli nawet krzyknąć, kiedy zaklęcie ich dosięgło.
Nagle poszybowali w przeciwne strony, zatrzymując się dopiero na ścianach. Parę
osób syknęło, cofając się. Hermiona ponownie jęknęła z irytacji, jednak nie
współczuła im. Należało im się o wiele gorsze traktowanie.
- Slytherin
traci dwadzieścia punktów za bójkę i masz tygodniowy szlaban, panie Malfoy.
Jeśli chodzi o pana, panie Krum, napiszę do pańskiego przełożonego w tej
sprawie.
Obydwaj zaklęli pod nosem, starając
się na siebie nie patrzeć. Zachowywali się gorzej niż dzieci.
- Na co wy się
jeszcze gapicie? Zmiatać do dormitorium! – warknął Snape, zwracając się do tych
uczniów, którzy byli na tyle głupi, że nie uciekli od razu, gdy się pojawił.
Hermiona, mając nadzieję, że nikt nie zauważy, ruszyła spokojnym krokiem za
Parvati Patil.
- Gragner,
wracaj – mruknął Severus, kręcąc głową – całą trójkę chcę widzieć w moim
gabinecie. Natychmiast.
Hermiona westchnęła, ale ruszyła za
Snape’em. Żadnego z nich nie obdarzyła nawet wściekłym spojrzeniem. Jak mogli
zacząć się bić na środku korytarza i to jeszcze przy świadkach?
Szybkim krokiem zeszli do lochów. Od
razu odczuła różnicę temperatur, ale nie zwróciła na to większej uwagi. Severus
wpuścił ją pierwszą do gabinetu, w którym również było zimno. Przewróciła
oczami i machnęła różdżką w kierunku paleniska, mrucząc pod nosem Insendio. Snape nie skomentował jej
beztroskiego zachowania, ale rzucił jej dłuższe spojrzenie. Hermiona nic sobie
z tego nie robiąc, usiadła na dobrze jej znanym krześle, naprzeciwko biurka.
Gdzie jak gdzie, ale w lochach czuła się ostatnio wyjątkowo dobrze.
- Który z was
zaczął? – zapytał chłodno Snape. Nikt mu nie odpowiedział – panno Granger,
byłabyś łaskawa?
- Zależy co
pan rozumie poprzez słowo zaczął? Draco droczył się z Wiktorem słownie, ale to
Wiktor wszczął bójkę, gdy… - urwała i pierwszy raz się zawahała.
- Tak?
- Powiedziałem
mu, że jestem ojcem dziecka – odezwał się zamiast niej, Draco.
- I tylko
dlatego zaczęliście się zachowywać jak mugole? – zakpił Snape
- Nie. Ten
chłopak szarpał Hiermi-ją-nine. Ona prosić go, aby ją puścił, ale nie słuchał.
- To prawda,
Draco? – zapytał Severus, przyglądając się swojemu chrześniakowi. Znowu
odpowiedziała mu tylko cisza, którą przyjął za „tak” – jestem zawiedziony twoim
zachowaniem. Szkoda, że nie słuchałeś tego, co ci tyle razy powtarzałem.
- „Każdą
kobietę trzeba traktować jak damę i nigdy nie wolno stracić do niej
cierpliwości, bo jest wszakże księżniczką, którą trzeba się zaopiekować i
zająć.” – wyrecytował, patrząc na swoje buty – pamiętam o tym. Mieliśmy po
prostu małą wymianę zdań, ale na pewno jej nie szarpałem.
- Draco nic mi
nie zrobił… - odezwała się Hermiona, czując, że to w jej obowiązku jest poprzeć
Dracona. W końcu wiedziała, że nie chciał jej nic zrobić. To ona na niego
naskoczyła, on chciał tylko wyjaśnić sytuację.
- To nie ma
znaczenia, panno Granger. Draco, Slytherin traci kolejne dwadzieścia punktów –
westchnął, wstając – możecie odejść, ale jeżeli dowiem się o jeszcze jednym
takim numerze, możesz być pewien, że powiadomię twojego ojca. Do widzenia.
Obydwoje pokiwali głowami i wyszli z
gabinetu Snape’a, zostawiając ich samych. Przez chwilę panowała cisza. Hermiona
nie wiedziała co powiedzieć. Patrzyła na Severusa, który otwiera szufladę i
wyjmuję butelkę whisky. Nalał sobie do szklanki, po czym wypił wszystko jednym
haustem.
- Nie tak
chciałem go wychować… - odezwał się w końcu.
- Severusie,
Draco naprawdę nic nie zrobił. Pokłóciliśmy się, a właściwie to nawrzeszczałam
na niego. On chciał tylko załagodzić sytuację. W nieodpowiednim momencie
pojawił się Wiktor, to wszystko.
Snape skinął głową i schował
alkohol. Podszedł do Hermiony, opierając się o stół.
- Naprawdę
kazałeś się mu wyuczyć tego zdania?
- Nie tylko
jemu, ale wszystkim Ślizgonom. I nie wyuczyć, ale zrozumieć. Tyle razy im je
powtarzałem, że się głąby nauczyły, ale chyba nie wszyscy je zrozumieli.
- Nie bierz
tego do siebie. Jesteś opiekunem najtrudniejszego domu w Hogwarcie. Nie zawsze
wszystko się udaje.
- Wiem, jednak
bądź przez jakiś czas zła na Malfoy’a. Dobrze mu to zrobi.
- Nie ma
sprawy. W sumie, to jestem na niego wściekła, że nie okazał się mądrzejszy - roześmiała
się i pokręciła głową – muszę iść. Ginny mi obiecała, że będę mogła sobie
wybrać jakąś z jej sukienek, więc myślę, że powinnam się zbierać.
- Zamieszasz
iść w sukience koleżanki?
- Nie zaczynaj
nawet… - mruknęła, zagryzając wargę – zobaczymy się na balu.
Podeszła do Severusa i pocałowała go
przelotnie w policzek, aby potem wyjść z gabinetu, cicho zamykając za sobą
drzwi.
Hermiona wróciła do Wieży Gryffindoru.
Od razu skierowała się do Dormitorium. Nie chciała, aby ktokolwiek widział ją w
takim stanie. Pomimo tego, że trochę się uspokoiła, po rozmowie z Severusem,
nadal mogła powiedzieć coś, czego by później żałowała. Dlatego wolała odetchnąć
w sypialni.
Od razu, gdy weszła do Dormitorium,
zauważyła, że coś jest nie tak. Na jej łóżku leżało duże, płaskie pudełko,
którego na pewno nie było, gdy wychodziła wcześnie rano. Zmarszczyła czoło i
podeszła bliżej. Przez chwilę zastanawiała się, czy aby na pewno otwierać
prezent, jednak ciekawość wzięła górę. Usiadła na łóżku i otworzyła wieczko. Na
wierzchu leżała mała karteczka, na której było napisane małymi, idealnie
pochyłymi literkami napisane „SS”.
Uśmiechnęła się szeroko i zajrzała do pudełka. Jej oczom ukazał się czerwony
materiał. Domyślając się do to jest wyciągnęła go z pudełka. Zobaczyła piękną,
długą suknię bez pleców. Przez chwilę patrzyła na nią oniemiała po czym wydała
z siebie tylko jedno długie westchnięcie, a później okrzyk.
- Ginny!
- Wszyscy będą się na ciebie patrzeć
– stwierdziła Ginny z podziwem.
- No i dobrze
– Hermiona roześmiała się i okręciła przed lustrem. – mam przeczucie, że ten
wieczór będzie magiczny – dodała z powagą, przenosząc wzrok na przyjaciółkę.
Hermiona zeszła do Wielkiej Sali.
Ludzie zaczynali się schodzić, ale nie chciała być tam jako pierwsza, dlatego
stwierdziła, że poczeka na Harry’ego z Ginny i Rona. Usiadła na ławeczce na
korytarzu. Nie musiała długo czekać, gdyż już po chwili zobaczyła całą trójkę.
Każde z nich wyglądało pięknie, szczególnie Ginny. Zielona suknia idealnie
komponowała się z jej ognistymi włosami. Do tego miała przypiętą cienką
pelerynę, ostatni krzyk czarodziejskiej mody. Harry i Ron byli w szatach
wyjściowych, każda w innym odcieniu. Uśmiechnęła się do nich, gdy tylko
podeszli bliżej.
- Ron, z kim
ty w końcu idziesz? – zapytała zniecierpliwionym tonem Ginny. Jej brat cały
czas się rozglądał, jakby kogoś szukał.
- Zobaczysz.
Oo, jest!
Podeszła do nich dziewczyna tak
piękna, że w pomieszczeniu nagle zrobiło się duszno. Długie, srebrzyste włosy
miała upięte w luźnego koczka, z którego wypadało swobodnie parę kosmyków.
Suknię miała z srebrnoszarego atłasu, łudząco podobną do sukni Fleur na Balu
Bożonarodzeniowym. Hermiona zastanawiała się nawet przez chwilę, czy to aby na
pewno jest ta sama sukienka. Ron wyciągnął do niej rękę, którą przyjęła z
ochotą.
- Gabrielle –
powiedział jej imię, wpatrując się w nią jak w obrazek. Dziewczynie ewidentnie
się to podobało, bo nic sobie z tego nie robiła. Wręcz przeciwnie. Zaczęła się
jeszcze bardziej wdzięczyć.
Ginny, zaczęła się głośno śmiać,
jednak z powodzeniem udało jej się udać, że to tylko nagły atak kaszlu.
Pokręciła głową i pociągnęła Harry’ego za sobą, uprzednio niechcący nadeptując
Ronowi na stopę. Hermiona stłumiła śmiech i ruszyła za przyjaciółką.
- Jak on mógł
poprosić Delacur, aby z nim poszła? – zapytała w końcu szeptem.
- Raczej jakim
cudem ona się zgodziła? – prychnęła Ginny, kręcąc głową.
Hermiona zagryzła wargę i weszła do
Wielkiej Sali, która była udekorowana jak jeszcze nigdy przedtem. Stoły
zniknęły, dzięki czemu było miejsce na parkiet. Na środku sali znajdowała się
ogromna fontanna, prawdopodobnie z ponczem. Draperie na ścianach odpowiadały
kolorom domów w Hogwarcie, jednak zauważyła również inne godła. Podejrzewała,
że należą one do ich zagranicznych gości. W tle rozbrzmiewała spokojna muzyka,
pochodząca od zespołu, stojącego w rogu.
Większość gości stała w mniejszych
lub większych grupach, podrygując do taktu muzyki. Parę osób nawet odważyło się
i ruszyło na parkiet. Wśród tańczących zobaczyła Neville’a z Luną. Hermiona
musiała przyznać, że byli ładną parą.
Rozejrzała
się ponownie. W rogu sali zobaczyła Dracona opierającego się o ścianę i
rozmawiającego z Zabinim. Obok nich czaili się Crabe i Goyle, jednak nie brali
udziału w rozmowie. Na przeciwległym końcu dostrzegła Wiktora Kruma, siedzącego
samotnie. Westchnęła cicho i ruszyła wolnym krokiem ku niemu.
- Wiesz, że
nie powinieneś wszczynać bójki, prawda? – zapytała cicho, siadając obok.
- Nu, on cię
nie chciał puścić.
- Zapomnijmy o
tym prostu – machnęła ręką i uśmiechnęła się – masz ochotę zatańczyć?
- Jeśli ty
masz ochotę, Hiermi-ją-nina.
Wstał i podał jej rękę, którą
przyjęła z wdzięcznością. Poprowadził ją na parkiet. Potem ledwie wyczuwalnie
położył jej ręce na talii.
- Czemu ty nie
powiedzieć, że jesteś w ciąży? – zapytał po chwili, marszcząc czoło.
- Jakoś nie
było okazji. Chciałam ci powiedzieć, ale nie w taki sposób, w jaki się
dowiedziałeś. Draco nie powinien tego robić…
- Kochasz go?
- W pewien
sposób, tak. Jest mi bardzo bliski – mruknęła. Wiktor pokiwał głową i okręcił
ją. Hermiona roześmiała się i położyła mu rękę na ramieniu.
Tańczył tak samo dobrze jak przed
laty. Przez chwilę zastanawiała się, czy aby w Durmstarngu nie traktują tańca,
jako przedmiotu obowiązkowego, bo widziała, że inni jego uczniowie poruszają
się z równą gracją. Przetańczyli kolejne trzy piosenki, gdy podszedł do nich
Draco z miną zbitego psa.
- Odbijany? –
zapytał i uśmiechnął się niepewnie. Hermiona westchnęła i zgodziła się. Już po
chwili była w jego ciepłych ramionach. – Wyglądasz obłędnie.
- Dziękuję –
zarumieniła się wdzięcznie, po czym przysunęła się bliżej niego, aby mogli
swobodnie rozmawiać – specjalnie mu powiedziałeś – mruknęła z wyrzutem.
- Tak – odparł
szczerze – myślałem, że zdążyłaś go powiadomić. Gdy zorientowałem się, że on
jednak nic nie wie, było już za późno. Przepraszam.
- Następnym
razem prosiłabym cię, abyś trzymał język za zębami. Dla większości ludzi, taka
informacja jest sporym szokiem.
Draco skinął głową i odgarnął jej
kosmyk włosów za ucho. Było widać, że żałuje swojego zachowania, ale przecież
obiecała Severusowi, że trochę się z nim podroczy.
- Chyba kręci
mi się w głowie. Pójdę usiąść… - mruknęła, puszczając go. Malfoy odprowadził ją
do pustego stolika.
- W porządku?
– zapytał, przyglądając jej się niepewnie.
- Jasne, tylko
od tych piruetów zakręciło mi się w głowie. Chwilę tutaj posiedzę. Idź, zabaw
się.
- Na pewno?
Mogę zostać…
- Idź.
Poderwij jakąś dziewczynę z Beauxbatons – popchnęła go w kierunku grupki
rozchichotanych dziewcząt.
Draco niepewnie oddalił się od niej.
Hermiona z przyjemnością oddawała się obserwowaniu tańczących. Ginny dostawała
z Harrym histerii, który cały czas deptał ją po stopach. W końcu zrezygnowani
po prostu kręcili się w kółko. Ron nie mógł oderwać wzroku od Gabrielle, która
robiła maślane oczy do każdego mężczyzny, który na nią spojrzał. Hagrid
podrygiwał z madame Maxim a Dumbledore tańczył z profesor McGonagall. Musiała
przyznać, że obydwoje tańczyli całkiem nieźle jak na swoje lata i chyba
sprawiało im to przyjemność. Hermiona już od dłuższego czasu zastanawiała się,
czy między nimi nie ma czegoś więcej. Nagle do dyrektora podszedł Severus i
odciągnął go na bok. Przez chwilę rozmawiali przyciszonymi głosami. Potem
Dumbledore spojrzał prosto na Hermionę, po czym odwrócił wzrok i wrócił do
McGonagall. Powiedział jej coś i podszedł do Ginny.
Hermiona zmarszczyła czoło, nie
wiedząc o co w tym wszystkim chodzi.
Odszukała wzrokiem Severusa, który kręcił się gdzieś przy fontannie. Gdy
ponownie spojrzała na dyrektora, zobaczyła, że tańczy z Ginny. Otworzyła szerzej
oczy i uzmysłowiła sobie, że McGonagall natomiast jest w parze z niepewnym
Harrym. Gdy już miała wstać i dowiedzieć co takiego powiedział Dumbledorowi
Severus, tuż przed nią pojawił się nie kto inny, tylko sam Mistrz Eliksirów.
- Pozwolisz,
panno Granger? – zapytał, wyciągając do niej rękę. Hermiona otworzyła usta ze
zdumienia.
- A ludzie? –
Severus uśmiechnął się szatańsko i ponowił pytanie. Nie miała wyboru, musiała
się zgodzić. Już po chwili czuła jego dłoń na plecach, przysuwającą ją do niego
– w co ty pogrywasz? – zapytała szeptem, świadoma, że pół sali na nich
patrzyło.
- Tańczę,
panno Granger. Tobie radziłbym to samo – odpowiedział i okręcił ją. Nie miała
pojęcia, że tak dobrze tańczy. Zdawało się, że wyprzedzał każdy jej ruch –
specjalnie poprosiłem dyrektora, aby zatańczył z młodą Weasley. Aby nie było,
że tylko ja tańczę z uczennicą. Skoro Dumbledore może, to ja tym bardziej.
- Jesteś
genialny…
- Oczywiście,
że tak – mruknął, przewracając oczami. Hermiona udała, że niechcący nadeptuje
mu na stopę.
- Dziękuję za
suknię. Jest przepiękna! Gdyby nie ona…
- Poszłabyś w
sukience młodszej koleżanki – dokończył za nią, kręcąc głową
- Właśnie.
Przez chwilę milczeli, tańcząc.
Hermiona nie mogła oderwać od niego wzroku. Wyglądał tak dostojnie. Czarny
surdut, zamienił na czarną szatę wyjściową i pelerynę. Zaraz…
- To jest
peleryna ode mnie? – zapytała zduszonym szeptem, patrząc podekscytowana na
Severusa.
- Owszem
Hermiona zagryzła wargę, starając
się za wszelką cenę nie rozpłakać. On był pod każdym względem idealny.
Wiedział, że nie chciała iść na bal, bo nie będzie mogła z nim zatańczyć i dla
tego, że nie miała stroju. A jednak zrobił wszystko, aby jej to umożliwić.
Namówił Dumbledore’a i kupił jej suknię. I jeszcze w dodatku założył pelerynę
od niej.
- Tylko nie
płacz. Wszyscy się na nas patrzą. Pomyślą, że to dlatego, że nie umiem tańczyć…
- Hermiona parsknęła zduszonym śmiechem, ocierając oczy.
- Dziękuję –
wyszeptała. Severus skinął ledwie zauważalnie głową i ponownie ją okręcił. Ten
wieczór, był zdecydowanie najlepiej spędzonym wieczorem w Hogwarcie. Wiedziała,
że nigdy go nie zapomni…
Warto było czekać. Pisz dalej. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNotka Z.A.J.E.B.I.S.T.A :3 jak zawsze z resztą c: twój Severus jest idealny! Niby kochany i w ogóle ale jakby cio to potrafi być Tym dupkiem z lochów od siedmiu boleści :3
OdpowiedzUsuńWiesz co. . . Mój mózg chyba jakiś się połączył z twoim blogiem. Zawsze sprawdzam go co kilka dni. I jak mi się zbiera na sprawdzanie to akurat nową notkę dajesz tego dnia :D
Przypadek? Nie sądzę! ^.^
A więc weny moja droga i idee czekać aż mózg mi znów podpowie datę nowej notki *.*
Twoja fanka
Grell
Nya~ *.*
ojj jaki on jest słodki :-) Czekam na więcej !
OdpowiedzUsuńZaraz Krum, zrobi buuum! :D Kiedy Draco się wygadał, że Hermiona jest w ciąży myślałam, że to już koniec, że cała szkoła się zaraz dowie. Jednak nie... uff ^^ No, no... Ale Ron wyrywa hehe :D Kiedy tak Draco z Wiktorem się bił to Jazz kibicował naszemu Smokowi *.* A co tam... xd Opis balu był magiczny! *.* Hm... masz może zdj tej sukienki? <3 Czy wymyśliłaś ją? Chętnie bym ją zobaczyła ^^ Bardzo mi się podobało a najważniesze, że było dłuuugo co uwielbiam :D Ale Ty mnie rozpieszczasz xd Hio, hio ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na NN! :3
Jazz ♥
Szczerze mówiąc, to sukienkę wymyśliłam, dlatego nie opisywałam jej za bardzo, bo nie jestem w tym dobra... -.-
UsuńMam nadzieję, że przeżyjesz xd
Co do szkoły i ciąży Hermiony, to większość już się domyśla, ale tak czy inaczej, gdy Draco poinformował Wiktora, to nikt tego nie słyszał.
Pozdrawiam :D
Ostatnio trafiłam na Twojego bloga i muszę stwierdzić, że jest przecudny. <3 Bardzo wciągająca historia, rzadko kiedy się zdarza, aby jakieś opowiadanie tak dobrze mi się czytało. ^^ Chciałam Ci jeszcze pogratulować pomysłu i życzę mnóstwa weny. ;)
OdpowiedzUsuń~katsu
Super rozdział :) Severus jest taki cudowny i wspaniały, że zupełnie zapomina się że on mógłby być jej ojcem :D No i przysłał jej sukienkę, którą sobie świetnie wyobraziłam... On to jednak ma gust :D Niby stara menda z lochów, ale jak chce to potrafi być człowiekiem... Takie zaskoczenie :D No i Draco, taki szalony i nieodpowiedzialny... I Krum taki zazdrosny... :D Ogólnie super i w ogóle zajebiście :D Czekam na kolejny rozdział :) Weny życzę :)
OdpowiedzUsuńPrzyczytałam wszystkie notki w ciągu 1 dnia *.* obłęd normalnie :D Z niecierpliwością czekam na następną <3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń