Aut:
Wiem, że strasznie zwlekałam z napisaniem tego rozdziału, ale nie miałam weny. Absolutnie w ogóle! Masakra xd
Chciałam Wam życzyć szczęśliwego Nowego Roku, bo nie dodam już nic nowego przed Sylwestrem. Aby 2014 był lepszy niż ten! :D
Nim się
obejrzała, luty dobiegał końca. Większość czasu wolnego, Hermiona poświęcała na
powtórki do Owutemów, które zbliżały się nieubłaganie. Nawet dotarło do
Harry’ego i Rona, że egzaminy tuż, tuż i zaczęli się uczyć.
Hermiona nie miała pojęcia, jak
udaje jej się ze wszystkim zdążyć. Miała na głowie lekcje, zadania domowe oraz
dodatkowe eliksiry, na których Severus, starał się jej pomóc na tyle, na ile
pozwalały mu możliwości. Robił jej powtórki eliksirów od pierwszej klasy włącznie.
Musiała pamiętać wszystkie trucizny i odtrutki, eliksiry uzdrawiające, związane
silnie z magomedycyną, ale i także takie zwykłe, jak wywar przeciw czkawce czy
czyrakom. Dlatego, wszystkie przerwy, spędzała w bibliotece, robiąc notatki,
jak najbardziej czytelne, bo pamiętała jak to było, gdy przed Sumami pożyczyła
je chłopakom. Co chwila jej przeszkadzali, bo nie mogli się rozczytać.
Wzdrygnęła się i pokręciła głową. Zdecydowanie wolałby, nie mieć powtórki z rozrywki.
Jakby tego było mało, to szkoła
zaczęła coraz bardziej huczeć od plotek. Wcześniej oczywiście, ludzie snuli
pewne domysły, ale na tym pozostało. Teraz natomiast, mieli niepodważalne
dowody, na to, że ona, Hermiona Granger, przyjaciółka sławnego Harry’ego Pottera
i najmądrzejsza czarownica od czasów Roweny Ravenclaw, jest w ciąży. Była w
piątym miesiącu, więc nawet workowate, szkolne szaty i mundurek, bo mogły ukryć
tego faktu. Lavender Brown chodziła obrażona, ponieważ już dawno rozpowiadała
tę radosną nowinę, co najmniej wśród Gryfonów, ale wtedy nikt nie chciał jej słuchać.
Teraz jednak wszystko się zmieniło. Ona oraz Parvati Patil były najbardziej
obleganymi uczennicami w szkole, ponieważ dzieliły Dormitorium z Hermioną.
Łatwo nie mieli również Harry i Ron,
chociaż ten drugi zdecydowanie gorzej. Powszechnie było wiadomo, że chodził z
Hermioną, dlatego niektórzy, ci mniej zorientowani w życie uczuciowe Hermiony,
podejrzewali go o ojcostwo. Musieli znosić ciągłe zaczepki oraz głupie pytania.
Nie marudzili, aby nie utrudniać życia przyjaciółce, ale z czasem przestali wychodzić
z Wieży Gryffindoru. Między innymi dlatego zaczęli się uczyć.
Draco Malfoy był jednak drugą, od
razu po Hermionie, osobą, z którą wszyscy chcieli rozmawiać. Był przecież jej ostatnim
chłopakiem, chociaż tak w sumie, to nikt do końca nie wiedział, czy się na
pewno rozstali. Nadal spędzali ze sobą mnóstwo czasu i wcale nie wyglądali na
skłóconych. Wręcz przeciwnie. Często widziano ich razem, śmiejących się z
czegoś lub pochylonych nad książką od eliksirów lub zaklęć. W dodatku Ślizgon
siadał razem z Hermioną przy stole Gryffindoru, ku niezadowoleniu innych. Nawet
Harry i Ron nie mogli powiedzieć, że na pewno ich nic nie łączy. Właściwie to
tylko pięć osób w Hogwarcie wiedziało, że stwarzają wyłącznie pozory. A byli
nimi: Hermiona, Draco, Severus, Ginny oraz Dumbledore. Nikt więcej nie
wiedział, że to wszystko gra.
Pomimo tego, że absolutnie nikt nie
łączył Severusa Snape’a z Hermioną, a już tym bardziej z jej ciążą, było mu
ciężko. Musiał zachowywać się po swojemu, chociaż ostatnio wcale nie miał na to
ochoty. Karanie jej punktami, krzykiem oraz wściekłymi spojrzeniami było
poniżej jego godności. W końcu była dla
niego kimś więcej niż tylko uczennicą i nie chciał jej ranić. Oczywiście nikt by
mu nie uwierzył, ale taka była prawda. Hermiona rozumiała jego zachowanie,
dlatego nie była zła. Zresztą doskonale wiedziała, na jaki związek się pisze.
Snape nie należał do najmilszych osób pod słońcem, o czym wiedział, absolutnie
każdy w zamku.
Hermiona przetarła zmęczone oczy
dłonią. Na dziś miała absolutnie dosyć nauki. Od ponad trzech godzin siedziała
w bibliotece, obłożona różnego rodzaju magicznymi księgami. Schowała je do
mocno wypchanej torby, która na pewno by ich nie pomieściła, gdyby nie zaklęcie
zwiększająco – zmniejszające i wyszła z biblioteki. Miała jeszcze godzinę do
ciszy nocnej, więc nie szła szybko. Po drodze do Wieży Gryffindoru zahaczyła o
kuchnię. Miała prawo być głodna. Nie miała nic w ustach od obiadu. Odetchnęła z
ulgą, gdy znalazła się w zapchanym ludźmi Pokoju Wspólnym. Spojrzeniem wyłapała
Harry’ego, Rona oraz Ginny i ruszyła w ich kierunku. Z chorą satysfakcją
zauważyła, że chłopacy byli równie zmęczeni co ona. Tylko Ginny tryskała
radością i dobrym samopoczuciem.
- Cześć – rzuciła
i usiadła na krześle, obok dziewczyny.
- Hermiona,
wyglądasz strasznie!
- Dzięki, Ron.
Zawsze umiałeś pocieszyć i sprawić, że dziewczyna czuje się doceniona i piękna
– warknęła i przymknęła oczy. Marzyła do pójściu do łóżka, jednak nie miała na
co liczyć. Lavender i Parvati na pewno jeszcze nie śpią, więc i ona nie miała
na to szansy.
- Tylko
stwierdziłem fakt, nie chciałem ci dogryzać – Hermiona posłała mu mordercze spojrzenie.
- On ma trochę
racji. Ostatnio w ogóle o siebie nie dbasz, a powinnaś.
- Ginny, i ty
przeciwko mnie? – ruda wzruszyła ramionami – jak mam o siebie dbać, gdy te dwie
idiotki, cały czas trajkoczą i nie mogę się wyspać?
- Mówisz o
Brown i Patil? – do rozmowy włączył się Harry.
- Tak. Mam ich
po dziurki w nosie!
- Możesz
przenieść się do mojego dormitorium. Myślę, że nikt nie miałby nic przeciwko temu.
- Dzięki,
Ginny, ale nie… - w tym samym momencie przypomniała sobie o rozmowie, którą
kiedyś przeprowadziła z Severusem. Mówił jej, że może dostać własne pokoje w
lochach, ale zignorowała go. Wtedy nie czuła potrzeby, na osobne mieszkanie,
ale teraz skłonna była to przedyskutować, byle tylko się wyspać.
- O nie…! –
jęknął dramatycznie Harry, maczając pióro w kałamarzu.
- Co „nie”?
- Ten twój
niecny uśmieszek nie wróży nic dobrego. Nie lubię go, bo zazwyczaj zapowiada
duże kłopoty, zmiany lub ogromną harówkę!
Hermiona roześmiała się. Kto jak to,
ale Harry zawsze umiał rozładować atmosferę. Uśmiechnęła się tym razem według
niej niewinnie i wyszła z Pokoju Wspólnego. Żadne z nich nie chciało wiedzieć,
gdzie poszła. I dobrze. Im mniej więcej wiedzą, tym zdecydowanie lepiej!
Przed wejściem do gabinetu Severusa,
zawahała się. Teoretycznie zdjął wszystkie zabezpieczenia, żeby spokojnie mogła
przychodzić do niego, gdy tylko będzie miała ochotę, ale praktycznie to nie
była taka pewna. Nacisnęła klamkę i drzwi otworzyły się łatwo jak zawsze.
Uśmiechnęła się pod nosem i tym razem się nie wahając, przeszła przez pokój i
chwilę później stała już w jego sypialni.
Severus spał, pomimo tego, że było
dopiero chwila po dwudziestej drugiej. Nie zdziwiło ją to specjalnie, bo nie
tylko ona ostatnio się nie wysypiała. Hermiona podeszła na palcach do łóżka i
kucnęła tuż przy jego głowie. Opuszkami palców przejechała po jego policzku,
starając się być jak najbardziej delikatna.
- Hermiona… -
mruknął, otwierając oczy. Tym razem nie był zły, że go obudziła. Zrobiła to w
zbyt łagodny sposób. – to, że zdjąłem ponownie zabezpieczenia przed tobą, nie
znaczy, że możesz tu przychodzić, kiedy masz żywnie ochotę.
- Jak to nie?
– udała zdziwienie, przejeżdżając palcem po jego wąskich ustach. – skoro tak,
to ja może lepiej już pójdę. Wyśpij się.
Opuściła rękę i wstała. Skierowała
się do drzwi, ale w tym samym momencie, poczuła uścisk na nadgarstku. Severus
przyciągnął ją do siebie, sadzając na łóżku. Kątem oka zauważyła, że jak zawsze
spał tylko w bokserkach.
- Nie możesz
chodzić w nocy po korytarzach, to nie bezpieczne. Jak już przyszłaś, musisz
zostać do rana.
- Co za
wielkie nieszczęście mnie spotkało! – szepnęła i chwilę później leżała już w
jego ciepłych ramionach. Severus gładził uspokajająco jej rękę.
- Po co
przyszłaś? – zapytał w końcu. Miał całkowicie rozbudzony głos, tylko jakby
trochę ciekawy.
- Pamiętasz,
jak jakiś czas temu, proponowałeś mi, że zorganizujesz mi osobne komnaty?
- Oczywiście.
Zdecydowałaś się?
- Tak.
Chciałabym się wreszcie wyspać, a z Lavender i Parvati nie mam na to szansy.
Poza tym zaraz są Owutemy i muszę się uczyć…
- No i
będziesz bliżej – wtrącił się, opierając się na łokciu.
- Bliżej
czego?
- Mnie,
Granger. Bliżej mnie!
Hermiona uśmiechnęła się lekko, ale
skinęła głową. Nie chciała się przyznawać, nawet przed samą sobą, ale to był
jeden z czynników, które zaważyły, nad podjętą decyzją.
- Jutro
porozmawiam z Dumbledore’em.
Przez chwilę panowała cisza,
przerywana tylko przez ich miarowy oddech. Nagle Severus skrzywił się i potarł
lewę ramię. Obydwoje wiedzieli co to oznacza, ale Hermiona bała się przerwać
ciszę. W końcu wyszeptała.
- Wezwał cię?
– skinięcie głowy. – ukaże cię? – zaprzeczenie głową. – wrócisz?
- Oczywiście,
Granger, że wrócę – warknął, przywracając ją do rzeczywistości. Puścił ją i
wstał z łóżka. Hermiona mogła przez chwilę podziwiać jego nagie, naznaczone
bliznami ciało. Potem zaczął się ubierać w szaty Śmierciożercy. Pierwszy raz go
w nich widziała i niechętnie musiała przyznać, że mu pasowały. Szybko
odepchnęła od siebie tę myśl i podniosła się na łokciach.
- Severusie.
- Co? Śpieszę
się!
- Bądź
ostrożny, proszę – przez chwilę patrzył jej w oczy, po czym wrócił i usiadł
obok. Delikatnym ruchem, odgarnął jej potargane włosy z twarzy i wziął pod
brodę. Przejechał kciukiem po policzku i pocałował w czoło. Chwilę później już
go nie było.
Hermiona długo nie mogła zasnąć, pomimo tego, że z pewnością znajdowała
się w najwygodniejszym łóżku w zamku. Severus może nie mówił tego głośno, ale
uwielbiał styl i wygodę. Kręciła się z boku na bok, aż w końcu, nad ranem
zasnęła, ale nawet w snach, pojawiał się Snape. Bała się o niego. Nie mogła byś
pewna, w jakim stanie wróci i czy na pewno wróci. W końcu mieli do czynienia z
samym Lordem Voldemortem!
Severus wrócił do zamku w całkiem niezłym stanie. Czarny Pan był dzisiaj
w wyjątkowo dobrym humorze. Oficjalnie, przyłączyły się do jego szeregów
wilkołaki. Wcześniej zazwyczaj nie opowiadali się konkretnie po którejś ze
stron. Oczywiście, więcej było tych złych, niż tych dobrych, ale potrafili
balansować na pograniczu. Teraz jednak stanowczo opowiedziały się po stronie
ciemności.
Wilkołaki były mało użyteczne w walce, jeżeli nie było pełni. Wtedy
zwykli ludzie, przemieniali się w oszalałe bestie, które nie wiele z
czegokolwiek rozumiały. Zabijali w tym czasie swoich i obcych, byle tylko
zabić. Czarny Pan jednak wymyślił na to sposób, pod którym, oczywiście podpisać
się musiał Severus. Kazał mu opracować eliksir, który unieszkodliwiałby
wilkołaki w czasie pełni księżyca. Dlatego powstał Wywar Tojadowy. Jednak to
było za mało. Czarny Pan chciał więcej, dlatego już sam go poprawił. Opierał
się głównie na starożytnej, czarnej magii i eliksirze szpiegostwa. Wilkołak, po
wypiciu wywaru, stawał się jeszcze groźniejszy, absolutnie nie do pokonania.
Wystarczyło tylko dodać cząstkę osoby, którą miał schwytać. Goniłby ją, choćby
przez całą noc i niezależnie od tego, gdzie ta osoba by się znajdowała. Plan
był więcej niż doskonały. Wystarczyłoby dodać włos Pottera, czy innej ważnej
osoby, aby unieszkodliwić ją podczas bitwy. Czarny Pan zdecydowanie miał
powody, aby być szczęśliwy.
Severus natomiast
niespecjalnie, dlatego, gdy wrócił do lochów i zobaczył, że Hermiona dalej
znajduje się w jego łóżku, zamiast w bezpiecznej Wieży Gryffindoru, zdenerwował
się.
- Granger! –
huknął, rozbierając się z czarnych szat. Dziewczyna od razu podniosła przestraszona
głowę, ale gdy tylko zobaczyła, że był cały i zdrowy, jej niewyspaną twarz,
rozjaśnił uśmiech. Niewinny i czysty, jakim tylko ona potrafiła go obdarzyć.
- Herbatka się
udała? – zapytała, podnosząc się i opierając o ścianę łóżka.
- Nie twój
interes – warknął, ale jej mina nie zmieniła się nawet na jotę. Była
przyzwyczajona.
- Cieszę się,
że dobry humor ci dopisuje – przewróciła oczami.
- Ja nie
miewam „dobrego humoru”.
- No tak,
zapomniałam. On nie pasuje do Nietoperza z Lochów.
- Granger! Czy
ty nawet jak ledwo otworzysz oczy, od razu musisz tyle gadać? Kobiety powinny
być z założenia nieme.
- Wtedy
niemiałbyś z kim porozmawiać. Poza tym, skoro aż tak bardzo przeszkadza ci mój
głos, to dlaczego mnie obudziłeś? Tak dobrze mi się spało…!
- Obudziłem
cię po to, aby cię wygonić! Powinnaś być teraz w Dormitorium, a nie w łóżku
nauczyciela eliksirów.
- Gdy
wychodziłeś, jasno dawałeś mi do zrozumienia, że mogę zostać.
- Jak sobie
chcesz – mruknął, ewidentnie zły, że się z niego nabija, zamiast uciec gdzie
pieprz rośnie. Schował szatę do szafy i przebrał się w zwykły surdut, ale nie
zapiął go. Usiadł na fotelu i spojrzał w ogień.
Hermiona w tym czasie, leżała z
brodą opartą na rękach i wpatrywała się w niego. Był tego mocno świadomy, ale
ignorował ją. Podziwiała jego profil. Duży, mocno zarysowany nos, blade
policzki i długie do ramion, założone za ucho włosy, teraz delikatnie
przetłuszczone.
- Długo
będziesz się gapić? – zapytał zirytowany, podnosząc głowę, aby na nią spojrzeć.
- Tyle ile
będę mieć ochotę – odpowiedziała wesoło i zeszła z łóżka. Podeszła do niego i
bez pytania, wepchnęła mu się na kolana.
- Nie
przypominam sobie, żebym cię zapraszał – mruknął, ale objął ją w pasie, aby się
nie zsunęła.
- Nie udawaj
groźniejszego niż jesteś w rzeczywistości, Severusie.
- Jestem
cholernie groźny i jeżeli jeszcze nie zdałaś sobie z tego sprawy, to pogłoski o
twoich przebłyskach inteligencji, były bluźnierstwem. Nie powinnaś tak ufnie
siedzieć na moich kolanach.
Hermiona zmarszczyła czoło i
zagryzła wargę. Nie wzięła do siebie jego słów, ale zaintrygowało ją ich
znaczenie.
- Wolałbyś,
żebym się ciebie bała?
Severus nie odpowiedział od razu.
Siedział naburmuszony, patrząc się w ogień. Domyślała się, że szukał
odpowiednich słów i nie myliła się. Po chwili odezwał się spokojnym tonem, ale
przepełnionym emocjami.
- Wiesz, jaka
jest największa kara dla mężczyzny, który kocha swoją kobietę?
- Stracenie
jej?
- Nie. Jej
strach. Jeżeli się jego boi, to znaczy, że jest coś nie tak. Nie powinna
odczuwać strachu. Zazdrość, miłość, złość, irytację, namiętność lub pożądanie,
tak. Strach, nie.
- Istnieją
związki, które są głownie na tym oparte i mogą być w pewnym sensie szczęśliwi.
Mężczyzna wymusza na kobiecie posłuszeństwo, poprzez bicie jej lub szantaż. Ona
się go boi, ale kocha.
Severus zacisnął usta w wąską linię,
upodabniając się tym samym do profesor McGonagall. Zacisnął ręce na jej
biodrze, ale po chwili kontynuował.
- Oczywiście,
że istnieją, ale wtedy facet jej nie kocha. To jest jednostronna miłość. Tak
było w przypadku moich rodziców – Hermiona zamarła, słuchając. Jeszcze nigdy
nie poruszył tego tematu. – moja matka nazywała się Eileen Prince, jak pewnie
już wiesz. Była średnio wykształconą czarownicą. Jej edukacja zakończyła się
wraz zdaniem Owutemów z eliksirów i zielarstwa. Nie pochodziła z czysto
krwistej rodziny, ale gdy oznajmiła, że chce wyjść za mugola, wydziedziczyli
ją. Nie patrz na mnie w ten sposób. W tamtych czasach, to było bardzo popularne
zachowanie. Chcieli ją wydać, za kogoś, kto podniesie standardy rodziny.
Zresztą, co tu dużo mówić, dzisiaj jest dokładnie to samo. Malfoy’owie nigdy by
się nie zgodzili na twój ślub z Draconem.
- Wiem,
wspominał mi kiedyś o tym. On ma szansę na wesele z wielką pompą z ładną kuzynką.
- Mniej
więcej. Tak czy inaczej, moja matka poślubiła Tobiasa Snape, który nie sądził,
że magia istnieje na prawdę. Nie mam pojęcia, dlaczego trzymała to w tajemnicy,
aż do ślubu, ale gdy powiedziała mu prawdę, wkurzył się. To był pierwszy raz,
gdy ją uderzył – ani jeden mięsień na twarzy mu nawet nie drgnął. Patrzył niewidzącym
wzrokiem w ogień, będąc teraz prawdopodobnie w Londynie, na Spinner’s End. – po
dwóch latach ich uroczego małżeństwa, urodziłem się ja. Ojciec tolerował mnie
do czasu, gdy nie ujawniły się moje magiczne zdolności. Nie bił mnie co prawda,
ale zaczął, gdy skończyłem sześć lat. Jednak to moja matka obrywała
najczęściej. Głównie, broniąc mnie. Nie leczyła swoich obrażeń, czego również
nie rozumiałem. Chciałem, abyśmy uciekli, gdzieś gdzie nas nie znajdzie.
Uśmiechała się wtedy z uczuciem i mówiła, że dla niej jest już za późno na
ratunek, ale ja mam szansę w Hogwarcie. Gdy byłem na piątym roku, została
zakatowana przez ojca na śmierć.
Severus przeniósł spojrzenie z
ognia, na Hermionę. Patrzył jej prosto w przerażone i pełne łez, oczy. Gdy się
odezwał ponownie, jego głos wyrażał chłodną kalkulację.
- Możliwe, ale
tylko możliwe, że on ją kiedyś kochał. Gdy powiedziała mu prawdę o sobie,
przeraził się. Nie ufał magii, a własny strach przelewał na nią, a potem na
mnie. Gdy pierwszy raz ją uderzył, przestał cokolwiek do niej czuć. Jednak ona,
pomimo tego, że robiła za worek treningowy mugolowi, nie przestała go nigdy
kochać. Za niego umarła. Podsumowując: jeżeli kiedykolwiek zaczniesz się mnie
bać, masz odejść. Niezależnie od tego, jak bardzo będziesz mnie kochać.
Niezależnie od tego, ile razy będę mówić, że się zmienię. Musisz mi to obiecać.
Hermiona nie miała pojęcia, kiedy
łzy popłynęły jej po policzkach. Otarła je wierzchem dłoni, zagryzając wargę.
Severus żądał od niej niemożliwego. Miała mu obiecać, że odejdzie. Zostawi go
samego, całkowicie zagubionego, podczas największej próby. Przecież, jeśli
zacznie się go bać, będzie oznaczało tyle, że się pogubił. Jak miała mu to
zrobić? W końcu zaprzeczyła głową, nie ufając własnemu głosowi.
- Czy ty nie
rozumiesz? Naprawdę chcesz skazać swojego syna bądź córkę, na to co sam
przeżyłem?
- Nie jesteś
swoim ojcem, Severusie – wyszeptała z pasją, opierając ręce na jego torsie. –
ty jesteś dobry! Nikt inny nie zrobił tyle dla Zakonu, co ty!
- Byłem
Śmierciożercą! Zabijałem i torturowałem z własnej, nieprzymuszonej woli! Sprawiało
mi to radość! Daleko mi do tego „dobrego”.
- Wiem o tym,
nie jestem idiotką! Widzę jednak, że żałujesz tego, najbardziej jak tylko się
da. Zmieniłeś się przez te wszystkie lata. Poświęciłeś się dla Zakonu, tracąc
tym samym szansę na normalnie życie. Jesteś dobry!
Severus prychnął i zdjął ją ze
swoich kolan, wstając tym samym. Był zły, ale panował nad sobą. Ukrywał jak
zwykle wszystkie emocje pod osłoną maski obojętności.
- Czyli nie
obiecasz mi tego?
- Niestety
nie. Nie zostawię cię w momencie w którym będziesz mnie najbardziej potrzebować.
Poza tym – wstała z fotela i stanęła na przeciwko niego – nie musi się nic
takiego stać. Mogę się przecież, nigdy ciebie nie przestraszyć. Możesz mi nie
dać powodów.
- I lepiej,
żeby tak było – warknął, przewracając teatralnie oczami. Durni Gryfoni! Mieli
więcej odwagi niż rozumu!
Draco Malfoy od dłuższego czasu nie
miał powodów do narzekania. Oprócz tego, że w niedalekiej przyszłości miała
wybuchnąć wojna i co gorsza musiał zdać Owutemy, to ten okres uważał za
najlepszy w swoim siedemnastoletnim życiu. Wszystko układało się po jego myśli.
Miał Hermionę, która może nie do końca była jego, ale przyjaźnili się. Łączyło
ich coś więcej, niż zwykłych nastolatków w Hogwarcie. Byli dla siebie oparciem
i to było najważniejsze.
- Panie
Malfoy, chciałbym, żeby został pan po lekcji – z zamyślenia wyrwał go ponury
głos Snape’a, który akurat przechodził obok jego kociołka. Skinął lekko głową i
wrócił do ważenia eliksiru szybkiego wzrostu.
- Czego on
znowu od ciebie chce? – zapytał Blaise, pochylając się ku niemu i prze okazji zezując
na wywar Malfoy’a. Powszechnie było wiadomo, że zdawał z eliksirów tylko
dlatego, że pomagał mu Draco.
- Bo ja wiem… może
potrzebuje rady jak uwieść kobietę? - parsknął śmiechem i dodał korzeń mandragory.
- Jesteś
obrzydliwy. Będę mieć koszmary! – wyszeptał Zabini, wzdrygając się malowniczo.
- Skoro już
skończyliście omawiać moje życie prywatne, może zabierzecie się za eliksir,
który macie do wykonania? Panie Zabini, kociołek zaraz panu wybuchnie! – ledwie
zdążył to powiedzieć, kociołek zaczął niebezpiecznie drżeć. - NA ZIEMIĘ, IMBECYLE! – rozległ się krzyk
Snape’a, który pociągnął ich za szaty na posadzkę. Zaklęcie tarczy rzucił w
ostatnim momencie. Sekunda później dotknęłaby ich cuchnąca, gorąca maź,
tryskająca w najlepsze ze stanowiska Blaise’a.
Wrzask Severusa pobudził do życia
resztę klasy. Hermiona podniosła głowę, znad własnego kociołka i momentalnie
zorientowała się, co się święci.
- Uwaga! –
zawołała i dokładnie w tym samej chwili, co Snape, rzuciła Protego. Jej zaklęcie było o wiele silniejsze, bo objęło większą
część klasy. Dzięki temu, z pewnością uratowała Dean’a Thomasa, siedzącego w
trzeciej ławce i Pansy Parkinson, niebezpiecznie blisko przysuniętą do
stanowiska Dracona i Zabiniego.
Odczekała trzydzieści sekund i
opuściła tarczę. Największe niebezpieczeństwo minęło, a Snape z chłopcami
zaczął podnosić się z ziemi. W pierwszej kolejności rzucił na nich zaklęcie
sprawdzające. Gdy upewnił się, że nic im nie dolega, zaczął wrzeszczeć i tym razem Hermiona była całym sercem za nim. Mogło
im się coś stać, gdyby nie on!
- Czy do was
jeszcze nie dotarło, jak niebezpieczne są eliksiry, jeżeli się nie uważa? A
może sądzicie, że to tylko zabawa? MOGLIŚCIE ZGINĄĆ! – patrzył na nich z czystą
furią, prawie ocierając toczącą się pianę z pyska. – Zabini, straciłeś
pięćdziesiąt punktów, za całkowity debilizm i zyskałeś miesiąc szlabanów! Malfoy,
tobie odejmuję trzydzieści, za to, że go zagadałeś i nie zwróciłeś uwagi na to
co robi!
Snape zaczerpnął głębiej powietrza i
rozejrzał się po klasie. Nikt nie ucierpiał, głównie dzięki zaklęciu Hermiony. Gdy
upewnił się, że nic jej nie jest, zwrócił się znowu do Ślizgonów.
- Nie na darmo
wbijałem wam przez całą pierwszą klasę, regulamin do tych zakutych łbów! Dziesiąty
punkt regulaminu obowiązującego w pracowni eliksirów mówi: „pilnuj swojego ale
i kolegi kociołka. Co dwie pary oczu to nie jedna”! Nie mogę obserwować
wszystko i wszystkich! Parkinson, masz tydzień szlabanów za siedzenie za blisko
stanowiska Zabiniego. Po to są wyznaczone odległości od stanowisk, żeby ich nie
łamać!
Klasa siedziała cicho niczym trusie.
Wszyscy byli przerażeni. Atak złości ze strony Snape’a nie był niczym nowym. Byli
do tego przyzwyczajeni, ale teraz nie dość, że miał rację, to jeszcze krzyczał
na swoich Ślizgonów. Hermiona dalej stała z rękę uniesioną w powietrze i
wpatrywała się z przerażeniem w Severusa. Dean spadł z krzesła, gdy oślizgła
maź, zatrzymała się trzy centymetry przed jego twarzą, dzięki zaklęciu Hermiony.
Do teraz się nie podniósł, tylko głęboko oddychał, starając się uspokoić. Harry
i Ron siedzieli obok siebie i nie do końca mogli uwierzyć, w to co się przed
chwilą stało. Pansy była naburmuszona, że i jej się dostało, a Draco i Zabini wyglądali
na całkowicie zdających sobie sprawę, ze szkód, do których doprowadzili.
- Panna Granger
zyskała czterdzieści punktów dla Gryffindoru. Dwadzieścia za jedną, uratowaną
osobę. Opuść już tę rękę, Granger, bo wyglądasz jak idiotka i zamknij usta –
nawet nie mrugnęła, tylko wykonała polecenie. – a teraz, WYNOCHA!
Wszyscy jakby wybudzili się wraz z
tymi słowami, a właściwie to wrzaskiem, Snape’a. Nie minęła nawet minuta, a w
klasie pozostały tylko dwie osoby. Jedna z nich, wolałaby być jednak jak
najdalej od tego miejsca. Wściekły Snape nie był niczym dobrym.
- Postaraj się
nie zirytować mnie bardziej, niż to konieczne – warknął i podszedł do zrujnowanego
stanowiska. – Chłoszczyść! – mruknął,
pozbywając się cuchnącego eliksiru.
- Jasne, panie
profesorze – powiedział Draco, biorąc na siebie odpowiedzialność za wybuch. Wiedział
przecież, że Zabini jest beznadziejny.
- Daruj sobie
z tym „panem profesorem”. Dla ciebie zawsze jestem Severus.
Chłopak odetchnął z ulgą. Jego Opiekun
Domu mógł być skrajnie wyprowadzony z równowagi, ale pozostawał sobą i dalej
był jego ojcem chrzestnym.
- Chciałeś ze
mną o czymś porozmawiać?
- Tak i wcale
nie o uwodzeniu – przewrócił oczami i usiadł za własnym biurkiem. – ostatnio
rozmawiałem z twoim ojcem, który dał mi jasno do zrozumienia, że mam ci
przypomnieć o starym prawie czarodziejów – Draco zbladł i wyczarował sobie
krzesło, na którym bez osiągania usiadł.
- Masz na
myśli te o…
- Tak. Twój
ojciec wie o tym, że zadajesz się z Granger. Po mimo tego, że naprowadziłem
Czarnego Pana, na to, że twoje bliższe kontakty mogą pomóc, Lucjusz nie chce o
tym słyszeć. Zaczął już szukać czysto krwistej żony dla ciebie. Rok po
ukończeniu Hogwartu, będziesz żonaty. Przykro mi, ale on może to zrobić. Jest
twoim ojcem, aby musisz mu się podporządkować, inaczej zostaniesz
wydziedziczony.
- Nie chcę…
- Słuchaj,
Draco. Dobrze wiesz, że nie masz szans na ślub z Granger, więc wybij ją sobie z
głowy. Nie rujnuj sobie życia, przez Gryfonkę. Będzie jej lepiej bez ciebie. Jesteś
Śmierciożercą!
Malfoy patrzył bezbarwnym wzrokiem
na swojego profesora. Wiedział, że on ma rację. Nie mógł jej poślubić, bo
skazałby siebie i ją na niebezpieczeństwo. Musiał podporządkować się ojcu. Skinął
sztywno głową i wstał.
- To dziwne…
ostatnio rozmawiałem z Hermioną, o tym co mi ostatnio powiedziałeś. O tym, że
rzekomo Czarny Pan dopiero się dowiedział o naszym związku. Była szczerze
zdziwiona, bo ty jakieś pół roku temu, powiedziałeś jej to samo.
Severus skrzywił się. Nie przemyślał
swojego ostatniego posunięcia i zadziałał impulsywnie. Nie powinien mówić o tym
chłopakowi.
- Okłamałem,
pannę Granger. Poinformowałem ją, że Czarny Pan wie o waszym związku, aby
uświadomić jej niebezpieczeństwo w jakim się znalazła, poprzez bliższe kontakty
z tobą. W rzeczywistości, on dowiedział się niecały miesiąc temu. Tobie powiedziałem
prawdę i nie pomyślałem o tym, że zaczniesz rozmawiać z Granger na ten temat.
- Czyli
okłamałeś ją?! Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś? W dużej
mierze, przez to właśnie ze mną zerwała!
- Wiem, Draco –
mruknął cicho, patrząc na swojego chrześniaka. Krajało mu się serce, na widok bólu
wypisanego na twarzy, ale nie miał innego wyboru. Ona nie była z Malfoy’em bezpieczna.
Nie żeby z nim była, ale to całkiem inna historia.
- Nigdy ci
tego nie wybaczę! – krzyknął i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami
najgłośniej jak tylko mógł.
Aut:
Jakbyście chcieli przeczytać ocenę mojego bloga, to zapraszam na tę stronę:
Super rozdział! Draco.. żal mi go ,ale naprawdę wolę Hermionę z Severusem :D Czekam na następny!!
OdpowiedzUsuńŻal mi Draco. Nie dość, że musi się podporządkować Luckowi, to jeszcze ma Czarnego Pana na głowie. :( Wg. mnie gdyby nie było Voldka, to Smok dałby się nawet wydziedziczyć, żeby tylko być z Mioną. Ciekawe, jaka będzie jego reakcja, gdy wyjdzie na jaw, kto jest tak naprawdę ojcem dziecka. O ile to w ogóle wyjdzie na jaw. Ale co ja gadam! Miona MUSI być z Severusem <3
OdpowiedzUsuńAaaa... bym zapomniała :3
Życzę Ci wspaniałego i pijanego sylwka! I żebyś się nie obudziła, w rowie, za granicą, na innym kontynencie XD
Pozdrawiam ;*
Żal mi Draco. Nie dość, że musi się podporządkować Luckowi, to jeszcze ma Czarnego Pana na głowie. :( Wg. mnie gdyby nie było Voldka, to Smok dałby się nawet wydziedziczyć, żeby tylko być z Mioną. Ciekawe, jaka będzie jego reakcja, gdy wyjdzie na jaw, kto jest tak naprawdę ojcem dziecka. O ile to w ogóle wyjdzie na jaw. Ale co ja gadam! Miona MUSI być z Severusem <3
OdpowiedzUsuńAaaa... bym zapomniała :3
Życzę Ci wspaniałego i pijanego sylwka! I żebyś się nie obudziła, w rowie, za granicą, na innym kontynencie XD
Pozdrawiam ;*
Cudownie, że rozdział już jest. Nie mogłam się go doczekać. Lubie jak jest tak ,,słodko" między Sevem, a Hermioną. Trochę żal mi Malfoya, ale trzeba coś zrobić, żeby nie było za ,,cukierkowo". Naprawdę super. Pozdrawiam i życzę szczęśliwego nowego roku :) . arily
OdpowiedzUsuńRozdział juz jest :D
OdpowiedzUsuńTrochę żal mi Draco,no ale cóż życie wymaga poświęceń...
Moja ciekawość jest na granicach ;)
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Hej. Uwielbiam jak bohaterowie nie są cukierkowi tylko wieje od nich prawdziwymi emocjami. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńHej, nie wiedziałam zbytnio jak Ciebie poinformować, więc stwierdziłam, że zrobię to po prostu tutaj. Mam nadzieję iż mnie za to nie zabijesz. :)
OdpowiedzUsuńWiem, że rozdział powinien pojawić się dopiero jutro, ale nie mogłam się doczekać reakcji.. więc.. zapraszam na 4 rozdział : http://stupid-girl-granger.blogspot.com :) liczę na komentarze :)
Hej, wybacz, że komentuję dopiero teraz, ale ostatnio byłam na prawdę zawalona i nie miałam na nic czasu. Więc, powiem tylko, że na prawdę żal mi Draco. Nawet nie chcę sobie wyobrażać jego reakcji, gdy dowie się kto jest ojcem dziecka.
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział.
Dorcas
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKocham ten Blog <3333333
OdpowiedzUsuń