29 maja, 2014

Rozdział XLIX "Nie muszę mieć dyplomu z psychologii, aby rozgryźć Pottera"



Aut:
Dużo czasu minęło od ostatniego rozdziału… zdaję sobie z tego sprawę i bardzo przepraszam. Na szczęście przybywam z nowym! Obecni będą nasi główni bohaterowie – Severus S. i Draco M.
Rozdział betowała mi… określmy ją jako Mrtyna. XD Wszelkie zażalenia do niej. Nie no żartuje, rozdział jest prawie idealny ;**
Jak pewnie się domyślacie, nie przepadam za Draco (co mi odbiło, że zrobiłam z niego jednego z głównych bohaterów?) Tak czy inaczej, natchnęła mnie chwilowo do niego… (kurczę, nie wiem jak ją nazwać, żeby się nie obraziła…) Kejta - jakkolwiek idiotycznie to brzmi xd.
Dobra, koniec spamu, zapraszam na Rozdział XLIX ^^
           
            - Mamy dopiero maj. Do września zostały cztery miesiące – powiedziała Hermiona, siedząc na krześle przed lustrem. Bezskutecznie próbowała zapleść warkocz na włosach. Ciągle jakieś poskręcane kosmyki opadały jej na twarz. W końcu prychnęła zła i skrzywiła się do swojego odbicia.
            Severus wstał z łóżka, na którym leżał i podszedł do niej. Obserwowała go w lustrze i uśmiechnęła się pod nosem. Był w samych, oczywiście czarnych, luźnych spodniach. Tors miał nagi, a jego blade blizny były ledwie widoczne w półmroku, jaki panował w pokoju. Stanął za nią i zaczął precyzyjnymi ruchami zaplatać warkocz.
- Cztery miesiące to niewiele, szczególnie, gdy uświadomisz sobie, co cię czeka. Pomyśl, że po upływie tego czasu, już nigdy nie zobaczysz pewnych osób, bardzo możliwe, że tych ci bardzo bliskich. Masz talent do wybierania przyjaciół wśród ważnych osób - co wcale nie pomaga.
- Wiem, wiem – mruknęła pod nosem i opuściła wzrok na dłonie, które trzymała na kolanach – ale mamy czas, aby się przygotować. Harry jest coraz lepszy dzięki ostremu treningowi…
- Nazywajmy rzeczy po imieniu. Potter radzi sobie jako tako, i to i tak,  tylko dzięki mnie.
- Wszystko jedno. Chodzi mi o to, że możemy się przygotować. Voldemort nas nie zaskoczy.
            Severus położył jej ręce na ramionach i zaczął delikatnie masować. Przymknęła oczy i przesunęła się tak, aby miał lepszy dostęp. Przez pewien czas panowała między nimi cisza, ale w końcu przerwał ją Snape.
- Powinniśmy wybrać chrzestnych dla Aleksandra. Teraz, póki wszyscy żyją…
- Jeśli mam być szczera, to też o tym myślałam – przytaknęła i uśmiechnęła się przebiegle.
            W świecie czarodziejów, pojęcie rodzica chrzestnego ma całkiem inne znaczenie, niż w świecie mugoli. Nie ma chrztu, ponieważ czarodzieje są z natury ateistami, jest natomiast wiążące zaklęcie. Do pełnienia tej roli, biologiczni rodzice, wybierają osoby godne zaufania, najczęściej przyjaciół. Zobowiązani są oni do opieki nad dzieckiem, jeżeli rodzicom coś się stanie – zachorują lub zginą.
- Ty pierwsza. Kogo preferujesz od siebie? – Severus przerwał masaż i oparł się o toaletkę, tak, aby widzieć twarz Hermiony, nie tylko dzięki lustrze.
- Moja decyzja była dosyć prosta i nie zastanawiałam się nad nią zbyt długo. Wydaje mi się, że to jedyne rozsądne wyjście. Chciałabym, aby matką chrzestną Aleksa została Ginny. Znam ją wystarczająco długo, aby mieć pewność, że wywiąże się z obietnicy, poza tym, jako jedyna zna prawdę o naszej dwójce i…
- Zgadzam się – przerwał jej. Hermiona otworzyła szerzej oczy ze zdumienia, ale po chwili uśmiechnęła się.
- Dzięki, że się nie kłóciłeś – przyznała i otarła swoją nogą, o jego.
- Spodziewałem się takiego wyboru. Właściwie, to cieszę się, że padło na nią, a nie na jej brata. Przy Weasley’u musiałbym się wtrącić. Nie powierzę mojego syna byle komu.
            Hermiona zagryzła wargę, aby nie zobaczył, jakie wrażenie wywarły na niej jego słowa. Pierwszy raz i to jeszcze publicznie przyznał się, że troszczy się o syna. Tak bardzo chciała, aby zobaczył jak dorasta… Nikt nie może jej jednak tego obiecać, dlatego tak ważne jest wybranie odpowiednich rodziców chrzestnych.
- Przyznam, że miałem problem z wyborem…
- Niemożliwe! Severus Snape miał z czymś problem! – przerwała mu, wybuchając śmiechem. Mężczyzna spiorunował ją wzrokiem.
- Ucisz się, kobieto – mruknął i kontynuował – Jedyną odpowiednią osobą wydaje się być Draco.
- Ale, przecież on…                                       
- Daj mi dość do słowa – uciszył ją ręką – Draco jest dobrym kandydatem, bo mamy pewność, że przeżyje wojnę. Śmierciożercy myślą, że jest z nimi, więc go nie zabiją, nawet jak wygrają. Jeżeli jednak to nam przypadnie ten zaszczyt, również zachowa życie, bo tak naprawdę działał dla Zakonu.
- Wygramy…
- Tego nie wiesz – Snape spojrzał jej dłużej w oczy – ale dołożę wszelkich starań, aby tak było. Wracając do tematu, Malfoy byłby odpowiedni, również dlatego, że już nie widzi świata bez dziecka. Chodzi za tobą tak samo, jak twoje pieski – Potter i ten przygłup Weasley - Hermiona chrząknęła znacząco.
- Jest jedno „ale”.
- Tak. Chłopak myśli, że jest ojcem Aleksandra, więc nie możemy z niego zrobić chrzestnego. Dlatego zastanawiam się, czy on jest faktycznie potrzebny. Malfoy zajmie się dzieciakiem, jeżeli nam się coś stanie.
            Hermiona poprawiła się w fotelu. Nie brała pod uwagę takiego rozwiązania. Fakt, zastanawiała się nad ojcem chrzestnym i również miała problem z wyborem, ale nie sądziła, że Severus całkowicie zrezygnuje z tej opcji. Z drugiej strony, Draco nadawał się do tej roli - pierwszorzędnie.
- Co powiemy ludziom? Ogłoszę, że matką chrzestną zostanie Ginny, a co z ojcem?
- Hermiono, zapominasz, że w świecie czarodziejów nie obowiązują te same zasady, co w świecie mugoli. Bardzo często wybieramy tylko jedną osobę do tej roli – weźmy na przykład Pottera. Również miał tylko Black’a.
            Wolno pokiwała głową. Miał rację, co nie zmieniało faktu, że chciała mieć całą parę. Zdecydowanie z mniejszym ciężarem szłaby na wojnę.
- Naprawdę uważasz, że to jest dobry pomysł? – zapytała cicho, zagryzając wargę.
- Wiem, że się boisz i to jest całkowicie zrozumiałe, ale tak. Myślę, że to jedyne dobre rozwiązanie.
 - W takim razie, w porządku – Severus uśmiechnął się po swojemu, okazując tym samym, że bezwarunkowo wygrał. – Ale mam jeden warunek.
            Uśmiech Snape’a od razu zgasł i ustąpił miejsca malowniczemu grymasowi. Założył ręce na piersi i przewrócił oczami.
- Stawiasz mi warunki?
- Owszem. Chcę, aby Ginny dowiedziała się o wszystkim. O tym, że jesteś ojcem Aleksandra i o naszym planie.
- Wykluczone. Za dużo informacji dla jej małej główki. Mogłaby się przegrzać, a ja nie mam czasu na szukanie nowej matki chrzestnej – zakpił.
- Daj spokój, Severusie! Dobrze wiesz, że ona musi znać prawdę. Jeżeli coś nam się stanie, ktoś musi powiedzieć chłopcu prawdę! – Hermiona wstała z fotela i zaczęła przechadzać się po pokoju. Snape obserwował ją ze skrzywioną miną, jednak milczał. – Chcesz, aby twój syn, nic o sobie nie wiedział? Kto był jego ojcem? Kto oddał za niego życie? Tego chcesz?
- Dobra! – warknął w końcu i podszedł bliżej. Wziął ją pod brodę i spojrzał w oczy – Zgadzam się, ale nie biorę za to odpowiedzialności. Wiem, jakie są wszystkie Gryfonki.
- Ginny to nie wszyscy. Ginny to moja przyjaciółka, Severusie.

            Hermiona wyszła ze szkoły, chcąc pobyć trochę w samotności. Było już stosunkowo późno, ostatni moment, aby wyjść na dwór i zdążyć wrócić do Wieży Gryffindoru przed ciszą nocną. Usiadła pod drzewem, tuż obok jeziora. Lewa ręka automatycznie powędrowała do warkocza, zrobionego przez Severusa. Bawiła się nim nieświadomie, przekładając go między palcami.
            Snape miał rację, za parę miesięcy wszystko się skończy, dla niektórych na zawsze. Wcale nie było powiedziane, że muszą wygrać. Voldemort może zabić Harry’ego, a reszcie Zakonowi Feniksa postawić ultimatum – przyłączenie się do Śmierciożerców lub śmierć. Istniała jednak szansa, że Dumbledore wie, co robi,  Harry nauczy się walczyć, Severus przeżyje, a Draco zapomni o niej i założy nową rodzinę.
            Dlaczego wszyscy martwili się teraz czymś tak mało ważnym, jak testy? Co za różnica, czy zdadzą na Wybitny, czy też nie? Czarny Pan nie będzie łaskawszy dla kogoś, kto zdobędzie więcej Owutemów! Niestety, mało kto wiedział o zbliżającej się wojnie. Ci nauczyciele, który należeli do Zakonu, starali się nie okazywać jakiegokolwiek strachu – McGonagall i Snape piłowali ich równie mocno, co poprzednie siódme klasy, a możne nawet i bardziej. Ci uczniowie, który znali prawdę, uczyli się niemal w każdej wolnej chwili, prawdopodobnie po to, aby nie myśleć o zbliżającej się wojnie. Nawet Harry i Ron siedzieli z nosem w książkach, ale uważała, że to im akurat dobrze zrobi. Im więcej się dowiedzą, tym istnieje większa możliwość wygranej.
- Hermiona, tutaj jesteś! – usłyszała zasapany głos Rona i chwilę później zobaczyła chłopców podchodzących do niej.
- Wszędzie cię szukamy – mruknął Harry, kucając obok. – wszystko w porządku?
- Jasne – zmarszczyła czoło i uśmiechnęła się do chłopaków – Co się dzieje?
- No, szukamy cię wszędzie! Już mieliśmy iść do McGonagall. Zginęłaś po śniadaniu i przez cały dzień nikt cię nie widział… dopiero przed chwilą spotkaliśmy Dean’a Thomasa, który powiedział nam, że widział, jak wychodziłaś ze szkoły.
            Hermiona roześmiała się, ale widząc ich pochmurne miny, zagryzła mocno wargę i przybrała stosowną minę.
- Przepraszam. Cały dzień byłam w lochach, Snape chciał, abym pomogła mu w eliksirach. Dopiero jakąś godzinę temu wyszłam na powietrze – dzień bez słońca jest straszny, mówię wam.
            Przez chwilę panowała cisza. Chłopcy wymienili spojrzenia i w końcu się uśmiechnęli. Mogli zjednoczyć się przeciwko wspólnemu wrogowi – to zawsze poprawiało im humory.
- On cię wykorzystuje, Hermiono. Powinnaś pójść do McGonagall…
- Nie, lepiej do Dumbledore’a! – przerwał Harry’emu Ron i zaraz obaj pokiwali głowami, śmiertelnie poważni.
- Przestańcie! – roześmiała się głośno i obrzuciła ich trawą. – poprosił mnie, więc się zgodziłam. Nie było żadnej niewolniczej pracy kobiet w ciąży, czy coś w tym rodzaju.
- Byłaś cały dzień w lochach…
- Wśród oparów!
- Bez jedzenia!
- Hej, przez przesady. Jedliśmy obiad – zaprzeczyła i szybko urwała. Obserwowała jak obaj marszczą czoła, a ich brwi unoszą się ku górze, w niemym zdumieniu. Jak zwykle powiedziała za dużo! Severus miał rację – Gryfoni nie potrafią trzymać języka za zębami.
- Zamówił dla was obiad? – zapytał powoli Harry, nie odrywając od niej wzroku.
- Eh, jaki tam obiad. Właściwie to zwykłe przekąski… tylko smaku narobiły i wcale się nie najadłam! – mruknęła i szybko wstała z ziemi, otrzepując się z trawy. – wracajmy do szkoły, robi się zimno.
            Chłopcy spojrzeli po sobie, ale posłusznie wstali. Ron zdjął kurtkę i zarzucił ją na ramiona Hermiony. Nikt nic już nie powiedział. Wrócili w ciszy do szkoły, jednak wiedziała, że poważna rozmowa dopiero przed nimi.

            W poniedziałek rano zeszła na śniadanie. Usiadła obok Ginny i wyciągnęła z torby książkę od eliksirów. Nalała sobie mocnej kawy, oparła głowę na ręce i zaczęła czytać. Nie skończyła nawet strony, gdy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
- Granger, możemy pogadać?
            Draco uśmiechnął się rozbrajająco. Chłopak miał naprawdę ładny uśmiech i doskonale wiedział, jak zrobić z niego użytek. Hermiona westchnęła, ale skinęła posłusznie głową i wstała z ławki. Ginny podsunęła jej bez słowa tosta z dżemem.
- Dzięki – powiedziała z wdzięcznością. Przez Malfoy’a nie zjadła nawet śniadania. – Co się stało?
- Odprowadzę cię na zielarstwo, co ty na to?
-  Niech będzie.
             Draco, jak zwykle, wziął od niej torbę, którą powiesił sobie na ramieniu. Złapał Hermionę za rękę i pociągnął łagodnie za sobą. Poddała się od razu. Wychodząc z Wielkiej Sali, minęli się ze Snape’m, który uniósł prawą brew na ich widok.
- Dzień dobry, panie profesorze – powiedzieli chórem, po czym parsknęli śmiechem. Severus minął ich bez słowa, na co Malfoy wzruszył ramionami.
            Wyszli ze szkoły. Na dworze było jeszcze chłodno, przyjemnie. Przez chwilę panowało milczenie, które w końcu przerwał Draco.
- Nie powinnaś nosić tylu książek. To nie zdrowe – poprawił sobie torbę, która zaczęła wpijać się w ramię.
- Ginny mówi to samo… i zmusza Harry’ego lub Rona do ich noszenia– uśmiechnęła się lekko.
- Im to akurat dobrze zrobi.
            W oddali było widać jezioro i drzewo, pod którym wczoraj siedziała. Hermiona ścisnęła mocniej dłoń Dracona. Możliwe, że niedługo będą musieli pożegnać się na zawsze. Wbrew temu, co twierdzi Severus, dalej obawiała się o jego życie.
- Posłuchaj Hermiono, Czarny Pan…
- Dlaczego wszyscy Śmierciożecy mówią do niego per „Czarny Pan”? Przecież to idiotyczne…
- Wolałabyś, abym mówił „Ten, którego imienia nie wolno wymawiać” lub „Sama wiesz kto”? To jest dopiero idiotyczne – mruknął, kręcąc głową.
- Mógłbyś mówić po prostu „Voldemort”.
            Malfoy przyjrzał się jej dłużej, jakby próbował rozszyfrować, o czym myśli. W końcu przeczesał włosy palcami.
- Zostanę jednak przy „Czarnym Panu”, jeżeli pozwolisz.
- Jasne – wzruszyła ramionami – ale pamiętaj, że strach przed imieniem, zwiększa strach przed tym, kto je nosi. Dumbledore zawsze to powtarza.
            Draco prychnął cicho.
- On nie musi stawać przed jego obliczem, co najmniej dwa razy w miesiącu i patrzeć jak torturuje za najlżejsze przewinienie – odparł gorzko i zatrzymał się. Kopnął kamień, który miał pod nogami – najwyraźniej nie chciał spojrzeć jej w oczy.
- Draco, wiem, przepraszam. Jestem głupia – uśmiechnęła się smutno – Nazywaj go jak chcesz.
            Hermiona puściła jego rękę, ale w zamiast tego przytuliła do siebie. Malfoy przez chwilę stał niewzruszenie, po czym niepewnie ją objął. Znajdowali się w uścisku dłużej, niż musieli. Było im razem dobrze, bezpiecznie. W końcu Hermiona odsunęła się.
- Chciałeś coś powiedzieć, ale ci przerwałam… - przypomniała mu łagodnie. Chłopak szybko podchwycił temat, bo już po chwili kontynuował.
- Tak, tak. Czarny Pan trochę się niecierpliwi. Dużo czasu minęło, odkąd powiedziałem mu coś z pogranicza Pottera.
            Hermiona zagryzła wargę i powoli kiwnęła głową. Miał rację, musiała mu przekazać coś, co przyda się Voldemortowi, ale nie zaszkodzi Harry’emu. Nie rozmawiała jeszcze na ten temat z Severusem i nie miała pojęcia, co może powiedzieć, a czego nie.
- Kiedy cię wezwie?
- Myślę, że do końca tego tygodnia, powinno odbyć się jakieś zebranie – za długo był spokój – mruknął ponuro, a ogniki w jego oczach znikły. Nagle zrobiło jej się przykro, że Draco musi przez to wszystko przechodzić.
- W takim razie, jeszcze dzisiaj ci coś podrzucę! Wymyślę jakieś bezpieczną półprawdę, którą podasz dalej.
- Super, dziękuję – złapał ją niepewnie za rękę – Lepiej chodźmy już na to zielarstwo. Pewnie nie chcesz się spóźnić.
            Hermiona szturchnęła go, ale ruszyli w stronę cieplarni numer sześć. Między nimi panowała cisza, każde z nich pogrążone było we własnych rozmyślaniach. Będzie musiała jeszcze dzisiaj zobaczyć się z Severusem. Nie miała zielonego pojęcia, co przekazać Draco dla Voldemorta. Wszystko wydawało jej się, albo bardzo ważne, albo nic nie warte. Był to dowód na to, że nie nadawałaby się na szpiega, ale to może i dobrze.
            Równo z dzwonkiem weszli do cieplarni. Malfoy pożegnał ją mocniejszym ściśnięciem ręki i odszedł do Ślizgońskiej części klasy. Hermiona podeszła do Harry’ego i Rona, którzy zrobili jej miejsce między sobą.
- Wyglądasz na przygaszoną… Malfoy znowu ci coś nagadał? – zapytał Harry, patrząc na nią z troską.
- Skąd. Po prostu się martwię.
            Tyle wystarczyło. W dzisiejszych czasach wszyscy się czymś martwili, szczególnie wojną. Każdy rozumiał smutek drugiego.

            Podczas lekcji, próbowała, chociaż na moment, zejść do lochów, jednak Harry i Ron skutecznie jej to uniemożliwiali - zachowywali się jak stare kwoki i chodzili za nią krok w krok. Dopiero, gdy wymieniła ich Ginny i powiedziała wprost, że musi zobaczyć się z Severusem, po wielu docinkach ze strony dziewczyny, stanęła przed drzwiami prowadzącymi do klasy Snape’a.
            Hermiona skończyła już lekcje, dlatego odczekała spokojnie, aż zadzwoni dzwonek i uczniowie wyjdą z klasy. Dzieciaki z drugiego roku patrzyły na nią ciekawie – była obecnie źródłem wielu plotek, jednak nie obchodziło ją to. Gdy wszyscy wyszli z pracowni, weszła do środka i zamknęła drzwi. Severus siedział przy biurku i opisywał fiolki z nazwiskami uczniów. Uśmiechnęła się na ten widok – uwielbiała obserwować go przy pracy.
- Cześć – odparła, dając o sobie znać. Snape podniósł głowę, a jego brew powędrowała ku górze, dokładnie tak samo jak rano. Hermiona zdusiła w sobie chęć parsknięcia śmiechem i usiadła na swoim standardowym krześle - naprzeciwko.
- Czy my się czasem nie umówiliśmy, że nie będziesz tutaj przychodzić w tygodniu, bez powodu?
- Jest powód – mruknęła, wzruszając ramionami – Draco.
            Severus westchnął głośno i skończył opisywać fiolki. Gdy to zrobił, jednym ruchem różdżki odesłał je do magazynu. Następnie usiadł wygodniej i spojrzał na nią.
- Zacząłem coś podejrzewać, od momentu zobaczenia was dzisiaj rano.
- Super, jesteś genialny. Chcesz wygłosić jeszcze jakieś peany na temat tego, jaki jesteś boski, czy możemy załatwić to, po co tu przyszłam?
- Może by tak grzeczniej, Granger? – warknął, marszcząc czoło.   
            Była sfrustrowana dzisiejszym dniem. Najpierw Draco, później Harry, Ron i Ginny, a na końcu Snape. Miała prawo, by być wyprowadzoną z równowagi.
- Co on takiego znowu wymyślił? – zapytał.
- Umówiłam się z Draco, że od czasu do czasu, będę podrzucać mu informacje o Harrym. No i miałam się z nim pokazywać w miejscach publicznych, aby dotarła do Voldemorta wiadomość, że dalej jest mną zainteresowany…
- CO? – Snape szerzej otworzył oczy. Hermiona przełknęła cicho ślinę, szybko analizując cały plan w głowie. Po przemyśleniu, dalej wydawał się znośny. Nie miał powodu do złości, w każdym razie, teoretycznie.
- Jakiś czas temu, Malfoy powiedział mi, że jego ojciec popadł w niełaskę i rodzice zaniechali szukania mu żony. Zaczęli mówić, że może i dobrze by było, gdyby znowu się mną zainteresował – no wiesz, świeże informacje, którymi można udobruchać Voldemorta.
- A ty, oczywiście, musiałaś się zgodzić? Przecież Zakonowi chodzi o to, aby zniszczyć Malfoy’ów, zapomniałaś? – warknął, uciskając nasadę nosa.
- Draco jest po naszej stronie. Nie możemy podburzać mu pozycji, tylko wręcz powinniśmy ją umacniać – odpowiedziała, mrużąc oczy.
- Ale nie poprzez wystawianie ciebie na złotej tacy!
            Hermiona zacisnęła zęby i założyła ręce na piersi. Nie przyszła do niego po to, by się kłócić, miał jej tylko pomóc!
- W takim razie, rozumiem, że mam iść do dyrektora?
- Po co? – zapytał, podnosząc głowę i marszcząc czoło.
- Skoro wolisz wrzeszczeć, niż mi pomóc…
            Severus wstał z krzesła, uśmiechając się ironicznie. Zaczął chodzić w tę i z powrotem po pokoju, myśląc. Hermiona nie odzywała się, spokojnie czekając. W końcu zatrzymał się.
- Powiesz mu to, co ja zawsze mówię Czarnemu Panu. Przekazywane informacje muszą być podobne, inaczej mogą nabrać podejrzeń, że któryś z nas kłamie.
- Dlatego  przyszłam najpierw do ciebie, a nie do Dumbledore’a. – Snape uśmiechnął się paskudnie.
- Powiesz mu, że Potter boi się wojny, która nastąpi… musisz podkreślić, to, że nie wie kiedy się ona odbędzie. Przekaż, że stał się nerwowy i lekkomyślny, że odsuwa się od przyjaciół, oraz to, że nieomylnie wierzy w Dumbledore’a. Powinno wystarczyć.
            Hermiona uśmiechnęła się do Severusa, jednak w głębi serca zdawała sobie sprawę, że wszystko to, o czym powiedział, poza odsuwaniem się od przyjaciół, jest prawdą. Wydarzenia w piątej klasie i śmierć Syriusza, udowodniły mu, jak ważni są otaczający go ludzie.
- Dziękuję, niemniej dziwne jest to, że ty, osoba żywiąca do niego taką nienawiść, rozumiesz go tak naprawdę, całkiem dobrze.
- Nie muszę mieć dyplomu z psychologii, aby rozgryźć Pottera.
- Wiem, wiem, Harry jest kretynem – roześmiała się i podeszła bliżej. Stanęła na palcach i pocałowała go w policzek, w formie podziękowania. Potem wyszła z pracowni, cicho zamykając za sobą drzwi.

7 komentarzy:

  1. Jakże ja uwielbiam Sevmione! :3
    Świetny rozdział, uwielbiam rozmowy Hermiony z Severusem. Ależ wplątałaś Draco w całą intrygę :p
    Weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już się bałam, że porzuciłaś bloga.
    Znalazłam go dopiero niedawno i mi się spodobał. W kilka dni nadrobiłam całą opowieść, a nigdy nie lubiłam Sevmione :)
    Twój blog jednak bardzo mnie zaciekawił. Uwielbiam go.
    ...
    Co do treści. Mam nadzieję, że Draconowi nic się nie stanie. Nie wybaczyłabym Ci tego. Dotyczy to również Snape'a i Hermiony. Liczę na szczęśliwe zakończenie wojny.
    ...
    Pozdrawiam gorąco,
    Illuzjonistka.

    OdpowiedzUsuń
  3. NIE MA OPCJI!
    Nie porzucę tego bloga, za długo w nim siedzę, za duża radochę mi to sprawia i nie moge sie doczekać Waszych min na końcu. Choćby dlatego bądźcie pewni, ze skończę to opiwiadnie, choćby nie wiem co! ^^

    Fajnie, ze Ci sie podoba. Mam nadzieje, ze wytrwasz z bohaterami do końca :D
    Pozdrawiam, Mała Miss ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Niezle Hermiona sobie zycie skomplikowala. Powiem Ci szczerze, ze zdecydowanie bardziej wole pare Hermiona- Severus, chociaz Hermiona- Draco tez jest niczego sobie. Bardzo smutne jest to jak oni rozmawiaja o tej wojnie- jakby Sev wiedzial, ze nie przezyja... W kazdym razie czekam na nastepna notke i jesli masz ochote to zapraszam do siebie: beznadziejnie-zakochana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm... Trafiłam tu niedawno i w kilka dni pochłonęłam całość. Jest to o tyle zaskakujące, że nie przepadam za Dramione (wolę Drarry :D ), a Sevmione wydaje mi się jakieś takie... dziwne. Niemniej jednak zaintrygował mnie tytuł i grafika bloga, więc zdecydowałam się przeczytać. Jeśli chodzi o wątek Dramione, jest on dla mnie do przełknięcia, ponieważ z kanonicznego Draco nie pozostało chyba nic. Jest zbyt dobry, zbyt miły, zbyt tolerancyjny, zbyt... nijaki. Z łatwością mogę sobie wmówić, że to nie on, tylko jakiś inny, przypadkowy chłopak. Co się tyczy Sevmione, sprawa wygląda lepiej, chociaż wydaje mi się, że trochę za szybko wprowadziłaś jakąś akcję między nimi. Wydaje mi się, że zbyt łatwo uległ. Nie zmienia to faktu, że ten wątek jest o wiele ciekawszy. Zastanawia mnie tylko, co będzie, jak dziecko się urodzi? Nie będzie miało blond włosów, ani jasnych oczu. Z biologicznego punktu widzenia, najpewniej będzie miało ciemne, kręcone włosy po Hermionie i oczy po Snape'ie. Nie ma szans, by Draco nie poddał wątpliwości swojego ojcostwa... Ale ciekawi mnie, jak to rozegrasz :D Co do poprawności językowej... Zdarzają ci się błędy, literówki, widać, w których momentach zmieniałaś zdanie i zaczynałaś formułować wypowiedź inaczej, gdyż pozostawiłaś duuużo słów ze swoich wcześniejszych przemyśleń. Mam nadzieję, że rozumiesz, o czym mówię :P Oprócz tego, masz problem z nazwiskami. Np. Piszesz "Malfoy'a", a powinno być "Malfoya", ponieważ ostatnia litera jego nazwiska występuje zarówno w wymowie, jak i w piśmie. Co innego, jeśli mówimy o Dumbledore'rze. W mowie, ostatnia litera nazwiska to "r", zaś w piśmie, to "e", dlatego musimy dać apostrof. :)
    To chyba na tyle :P Czekam na kolejny rozdział!
    Vixy

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj,Twoje opowiadanie jest extra! W dwa dni przeczytalam cale.Kiedy dodasz kolejny rozdzial? Ewa.

    OdpowiedzUsuń
  7. No i pięknie! :D ON CIĘ WYKORZYSTUJE!!! taaa, chyba seksualnie... czekaj, co? o.O Co ja gadam? :O To chyba to chorwackie słońce mi się na mózg rzuca... ;-; -.- ;-;
    Przyczepiłabym się do tego fragmentu o ateistach... W sumie to twoja interpretacja, ale... J. K. Rowling jest chrześcijanką, a w HP jest dużo przesłanek odnoszących się do Boga, religii, więc tu bym polemizowała, ale to jest tylko i wyłącznie twój wybór, więc nie będę się wtrącać.
    Nie jestem w stanie ci tu zbyt dużo napisać, ale jest super, naprawdę :)
    Dyplom z psychologii... Jak zostanę psychologiem to może... ech, dobra, marzenia xD
    Pozdrawiam i życzę weny
    always

    OdpowiedzUsuń

Obserwuję Nie Spamuję