Dzisiaj mamy małą rocznice - dokładnie rok temu założyłam bloga i wstawiłam Rozdział I. Mam nadzieję, że dalej Wam się podoba i wytrwacie z Hermioną do końca. Dziękuje za wszystkie komentarze, jakie dostałam (dokładnie 646 xd) oraz za cały czas rosnący wskaźnik wyświetleń (73.361). Wszystko to wiele dla mnie znaczy! ^^
Dziesięć minut przed dwudziestą, Hermiona stanęła
przed Pokojem Życzeń. Zamknęła oczy i trzy razy przeszła wzdłuż gołej ściany.
Gdy ukazały się drzwi, nacisnęła na klamkę i weszła do środka. W pomieszczeniu
było zdecydowanie więcej ludzi, niż się spodziewała. Wszyscy należeli do
Gwardii Dumbledore’a, więc ich obecność nie była dla niej zaskoczeniem, jednak
nie sądziła, że dyrektor zrekrutuje aż tylu nowych osób naraz.
- Cześć, Hermiono – podeszli do niej Harry i Ron.
Widziała w ich oczach takie samo podekscytowanie, jak w piątej klasie, gdy
szykowali się na spotkania GD.
- Cześć – uśmiechnęła się lekko i ponownie
rozejrzała po pokoju. Kiedyś był taki sam z tą różnicą, że teraz w
pomieszczeniu znajdowali się również nauczyciele. Uczniowie stali w paru
grupkach i czekali na rozpoczęcie treningu. Nikt tak do końca nie wiedział,
czego się spodziewać. – jest już Snape?
- Nie, ale on nigdy się nie spóźnia – mruknął Harry
i jakby dla potwierdzenia jego słów, zamaszyście otworzyły się drzwi. Wszystkie
rozmowy ucichły, a w pokoju zapanowała pełna napięcia cisza.
Severus
obrzucił salę treningową wyrachowanym spojrzeniem i przeszedł na środek, aby
móc stanąć obok profesor McGonagall. Wyciągnął zza pazuchy różdżkę i skrzywił
się malowniczo.
- Co tak stoicie, dobierzcie się w pary! – ryknął.
Na sali rozległ się zwykły hałas bieganiny i wesołych okrzyków. Każdy szukał
swoich przyjaciół, aby być w parze z kimś, kogo się lubi. Hermiona, pomimo
tego, że nie zamierzała walczyć, stanęła spokojnie obok Harry’ego i Rona. Nie
spodziewała się od razu rzucania zaklęć. Najpierw musi być moment nastraszenia
dzieciaków, potem nudna teoria, a na końcu ewentualnie praktyka.
- Dyrektor poinformował mnie, że wszyscy powinniście
znać podstawy samoobrony. W takim razie, przekonamy się! Longbottom, do mnie! –
Snape z niemałą satysfakcją obserwował, jak Neville robi się blady z
przerażenia. Wszyscy obecni w pokoju, wiedzieli, że on umie te zaklęcia, jednak
osoba w postaci Mistrza Eliksirów, skrajnie go przeraża. Harry zacisnął pięści,
ale nie odezwał się.
- Tak… panie profesorze? – wyjąkał, robiąc krok do
przodu.
- Wyjmij różdżkę, Longbottom. Rzucę na ciebie proste
zaklęcie, które ty będziesz musiał odeprzeć. Nadążasz, czy mam powtórzyć? –
zakpił i prychnął cicho.
- Jestem gotowy, proszę pana – Neville uniósł głowę
nieco wyżej i niepewnie spojrzał Snape’owi w oczy. Hermiona ledwie zauważalnie pokręciła
głową. Na własnej skórze przekonała się o szybkości Severusa. Chłopak nie miał
najmniejszych szans.
- Expelliarmus!
– Snape machnął tak szybko różdżką, że gdyby mrugnęła w tym samym momencie, z
pewnością przegapiłaby cały atak.
- PROTEGO!
– krzyknął Neville, odpierając zaklęcie. Klątwa odbiła się od tarczy i powaliła
Severusa na ziemię. Przez chwilę wszyscy milczeli, patrząc z niedowierzaniem na
chłopaka, który zrobił się jeszcze bardziej blady. Z przerażeniem patrzył jak
Snape z trudem podnosi się z ziemi.
- Bardzo dobrze, panie Longbottom! – zawołała profesor
McGonagall i skinęła głową z aprobatą. – Dziesięć punktów dla Gryffindoru.
Ten
moment przełamał wszelkie milczenie. Harry i Ron rzucili się na Nevilla z dzikimi
okrzykami radości. Luna i Ginny poklepały go po plecach, a Hermiona przytuliła.
Reszta uczniów zaczęła bić głośne brawa.
- Tak, świetny popis niewiarygodnego szczęścia,
Longbottom – warknął w końcu Snape, stając na nogi i otrzepując szatę –
jednakże Śmierciożercy nie będą cię ostrzegać przed atakiem.
Hermiona
wzniosła teatralnie oczy ku niebu. Nie mógł go pochwalić, to byłaby ujma dla
jego honoru!
- Granger – zwrócił się bezpośrednio do niej, więc
spojrzała na niego niechętnie. Zazwyczaj, gdy chciał od niej coś publicznie,
nie zachowywał się kulturalnie i miło. Dlatego nie lubiła z nim rozmawiać przy
świadkach.
- Tak? – zapytała po prostu i czekała. Nie chciała
go wyprowadzać z równowagi, ale nie potrafiła być grzeczna, jeżeli już
widziała, że zaraz na nią nawrzeszczy.
- Możesz mi powiedzieć, co ty tam robisz?
- Stoję, panie profesorze – odparła najspokojniej na
świecie. Harry syknął cicho, przeczuwając co zaraz nastąpi.
- Cóż za szczyt elokwencji, Granger. Dyrektor
pozwolił ci tu być, pomimo mojej niechęci, jednak to nie znaczy, że będziesz
stać przy swoich koleżkach i dobrze się bawić – warknął, na tyle zimno, że
Lavender i Parvati przysunęły się ku sobie. Hermiona nawet nie mrugnęła. –
Staniesz z boku, nałożysz na siebie zaklęcie tarczy i nie będziesz
przeszkadzać, zrozumiano?
- Oczywiście, proszę pana. Po prostu, nie sądziłam,
że zaczęliśmy już trening – mijając go, posłała mu dłuższe spojrzenie. – I nie
jestem pewna, czy rzucę wystarczająco silne zaklęcie obronne. W końcu… nie
uczestniczę w zajęciach… panie profesorze.
Severus
stłumił w sobie wściekłe warknięcie. Uspokoił się i przybrał obojętny wyraz
twarzy. Dopiero później uśmiechnął się sadystycznie. Przez twarz Hermiony przebiegł
cień grozy. Zdecydowanie nie lubiła, gdy uśmiechał się w ten sposób.
- Masz całkowitą rację, Granger, dlatego zaklęcie
rzuci pan Longbottom.
Neville
zarumienił się lekko, ale podszedł do Hermiony i mruknął protego. Na odchodne rzucił jej przepraszające spojrzenie. On był
zdecydowanie za mało pewny siebie. Na Bogów, przed chwilą powalił samego
Severusa Snape’a!
- Skoro już wszystko ustaliliśmy, myślę, że możemy
zaczynać – odezwała się profesor McGonagall, patrząca niepewnie na Hermionę.
Jak widać nie tylko sam Neville sobie nie ufał. – Dobraliście się już w pary,
ale uważam, że dobrze byłoby was podzielić na dwie grupy – zaawansowaną i
średnio zaawansowaną. Wszyscy, którzy czują się pewniej z zaklęciami obronnymi,
niech ustawią się pod tamtą ścianą.
Przez
chwilę nikt się nie ruszał, ale w końcu jako pierwszy Harry wystąpił z grupy i
stanął w wyznaczonym miejscu. Była z niego dumna. Ron przez moment się wahał,
ale w końcu dołączył do przyjaciela. Podeszli do nich jeszcze Ginny, Angelina
Jonson, Alicja Spinnet, Katie Bell i Jee Jordan.
Hermiona
z żalem zauważyła, że Neville nie ruszył się z miejsca, chociaż tęsknie patrzył
w ich stronę. Nie miał jednak tyle odwagi, aby zmienić grupę.
- Dobrze, dzisiaj przetestujemy wasze możliwości i
ewentualnie zrobimy jakieś roszady między grupami. Ja wezmę słabszą, a profesor
Snape mocniejszą. Jakieś pytania?
- Będą zajęcia teoretyczne, czy tylko praktyczne?
- Dzień bez pytań panny Granger, jest dniem
straconym! – zadrwił Severus, kręcąc głową, jednak został zignorowany.
- Najpierw praktyka, musimy zobaczyć na czym stoicie
i ile potraficie. Później, gdy będziecie poznawać nowe zaklęcia, oczywiście
będzie również teoria. Domyślam się, że ciebie bardziej ona interesuje?
- Tak, pani profesor. Teraz czuję się bezużyteczna –
wyznała i wzruszyła ramionami.
- Bo chwilowo taka jesteś – mruknął pod nosem
Severus. Minerwa posłała mu groźne spojrzenie.
- Obserwacje też dużo dają, panno Granger. Głowa do
góry – pocieszyła ją Opiekunka Domu i z powrotem zwróciła się do uczniów. –
Zaczniemy od prostego zaklęcia rozbrajającego, czyli Expelliarmus. Zaczynajcie!
Hermiona obserwowała jak Harry i Ron
stają w pewnej odległości od siebie. Przez chwilę rozmawiali, kto pierwszy
zaczyna, aż w końcu Ron machnął różdżką i krzyknął zaklęcie, które wytrąciło
różdżkę Harry’emu. W tym samym momencie zauważyła, że Severus, który
przechodził obok niej, mruknął pod nosem Selvio
Hexia. Uśmiechnęła się i usadowiła wygodniej w fotelu. Ha! Pomimo tego, że
kazał Neville’owi to zrobić, sam aby się upewnić, dołożył jeszcze swoje,
zdecydowanie mocniejsze zaklęcie.
Reszta
treningu odbyła się podobnie jak początek. McGonagall lub Snape podawali jakieś
zaklęcie, które powinno być znane, a oni pokazywali na co ich stać. Hermiona
zauważyła, że radzą sobie całkiem nieźle. Neville ku niechęci Severusa zmienił
grupy, podobnie jak Luna, chociaż mogłoby się wydawać, że dla niej to żadna
różnica. Miała na tyle rozmarzony wyraz twarzy, że Snape całkowicie ją
ignorował. Jak na pierwsze zajęcia, mogło być zdecydowanie gorzej. Na następnej
lekcji, profesor McGonagall obiecała, że poznają jakieś nowe zaklęcia, co
wszyscy przyjęli z entuzjazmem.
- Na dzisiaj wystarczy. Poszło wam całkiem nieźle.
- Mam nadzieję, że macie wystarczająco dużo oleju w
głowie, aby nie rozpowiadać o tych zajęciach – wtrącił się Snape, łypiąc
groźnie z pode łba. Odpowiedziała mu wymowna cisza. Wszyscy byli za bardzo
zmęczeni, aby pchać się w słowne przepychanki z Mistrzem Eliksirów. Severus
więc prychnął kpiąco i odprawił ich lekceważących ruchem ręki.
Hermiona
szybko dogoniła Harry’ego z Gnny i Rona, którzy zaczekali na nią przy wyjściu z
Pokoju Życzeń. Bo ich minach wnioskowała, że podobały im się zajęcia, ale byli
zmęczeni.
- Marzę o łóżku – westchnął Ron, masując sobie kark.
Ruszyli leniwym krokiem w stronę Wieży Gryffindoru.
- Dumbledore miał rację. Snape zna się na rzeczy –
zaczęła ostrożnie Hermiona, wiedząc, że chłopcy nigdy go nie pochwalą. Jednak
była jeszcze Ginny, która szybko jej przytaknęła.
- No, ale dalej jest przerażający.
- Wydaje mi się, że ten jego wieczny zły humor, jest
czymś w rodzaju mechanizmu obronnego…
- Hermiona… - jęknął Harry, patrząc na nią z
wyrzutem.
- Co?
- Nie analizuj Snape’a. Błagam, wszystkich, tylko
nie jego!
Ron
zachichotał, ale szybko zamilkł, gdy dostrzegł jej minę. Odchrząknął znacząco i
przyśpieszył, mówiąc coś o ciszy nocnej i łóżku.
- No to do zobaczenia na śniadaniu – zatrzymała się,
gdy doszli do miejsca w którym skręcała do swojego pokoju. Cała trójka życzyła
jej dobrej nocy i odeszli, zaczynając rozmowę o tym, jakie mają szanse w
nadchodzącym meczu z Krukonami. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem i weszła do
sypialni. Wzięła szybki prysznic i położyła się do łóżka. Zasnęła od razu,
zmęczona wyjątkowo długim dniem.
Nastał
maj. Stres wśród siódmoklasistów osiągnął niebezpieczny poziom. Do egzaminów
został niecały miesiąc. Emocje towarzyszące Sumom to nic w porównaniu z Owutemami.
Pokój Wspólny Gryffindoru był pełen uczących się uczniów z ostatniej klasy.
Wszyscy powtarzali materiał całych siedmiu lat nauki.
- To jest bezsensu! – krzyknął w końcu Ron, ciskając
podręcznikiem od transmutacji przez pokój. Książka odbiła się od ściany i z
cichym plaskiem wylądowała na ziemi.
- Mam dość – przytaknął mu Harry i pomasował sobie
skronie. Wyciągnął się na ziemi i przymknął oczy. – Nie jesteś zmęczona,
Hermiono?
- Jestem – powiedziała, nie odrywając spojrzenia od
notatek. – jednak ja zaczęłam się uczyć już dawno. No i mam wszystko
schematycznie zaplanowane.
- No tak – zgodził się niechętnie i otworzył jedno
oko. – pomożesz nam?
- Chyba nie mam wyjścia – przez jej bladą ze
zmęczenia twarz przemknął cień uśmiechu. – Ron, z czym masz problem?
Chłopak
oparł głowę o kanapę, poprawiając się wygodniej na ziemi. Potem z głośnym
westchnieniem wstał i poszedł do podręcznik, który leżał po drugiej stronie
pokoju. Gdy wrócił do nich, usiadł na kanapie, obok Hermiony.
- Z transmutacją. McGonagall jest walnięta!
- Ron, proszę cię, przejdź do rzeczy, nie obrażając
po drodze wszystkiego i wszystkich – mruknęła, przewracając oczami. Odłożyła
swoje notatki na ziemię, wiedząc, że chwilowo i tak nie będzie mogła się uczyć.
- Dlaczego nie można transmutować jedzenia, skoro
wszystko inne się da? Przecież to bez sensu.
- Tu chodzi o prawo Gampa. Nie można stworzyć jedzenia
z niczego, ewentualnie można je trochę poprawić jakościowo, ale i to nie jest
proste. To samo się tyczy duchów. Nie można ich transmutować, bo one tak
naprawdę nie istnieją, rozumiesz?
- No ale jedzenie istnieje – burknął.
- Dlatego to właśnie jest wyjątek, Ronaldzie! Rusz
trochę głową.
Zapadła
cisza, podczas której chłopcy przeglądali podręczniki, aby znaleźć coś, czego
nie rozumieją. Hermiona zerknęła na zegarek. Została godzina do dodatkowych
lekcji z Severusem. Przynajmniej będzie miała wymówkę, aby wyjść z Pokoju
Wspólnego.
- A właśnie, ten eliksir Żywej Śmierci…
- Wywar Żywej Śmierci – poprawiła Harry’ego,
wznosząc oczy ku niebu i błagając o cierpliwość. Nie miała pojęcia, jak oni
napiszą teorię z Owutemów.
- No… o to mi chodziło… to on powoduje śmierć czy
nie?
- Nie. Ludzie, którzy go zażyją mdleją, w sposób
bardzo podobny do śmierci. Można się pomylić… - urwała, wreszcie coś sobie
uświadamiając. Musiała natychmiast zobaczyć się ze Snape’em. – Przepraszam
chłopaki, ale muszę lecieć. Wiecie… dodatkowe eliksiry.
Nie
zważając na zdziwione spojrzenia Harry’ego i Rona, wybiegła przez dziurę pod
portretem Grubej Damy. To był brakujący element ich planu! Snape padnie, gdy
tylko mu powie.
Gdy
wreszcie stanęła przed drzwiami do gabinetu Severusa, odetchnęła głębiej i poprawiła
włosy. Potem zapukała i gdy usłyszała chłodne „proszę”, weszła do środka.
- Jeśli się nie mylę, zajęcia mamy dopiero za pół
godziny – odparł, podnosząc wzrok znad
książki.
- Wywar Żywej Śmierci! – zawołała, ignorując go.
Usiadła na krześle i odetchnęła głębiej. Miała lekką zadyszkę. W końcu z Pokoju
Wspólnego do lochów jest kawał drogi, a ona była już w siódmym miesiącu.
- Cieszę się, że w końcu się go nauczyłaś, bo z tego
co wiem, omawia się go w szóstej klasie, Granger – mruknął ironicznie.
- Oh, przestań! Nie o to chodzi! – na blade policzki
Hermiony, wystąpiły rumieńce emocji, a w zmęczonych oczach, pojawiły się wesołe
iskierki. Severus zauważył tę zmianę, dlatego zamknął książkę i zaczął przyglądając
się jej z ciekawością. – chodzi mi o plan, który ma uratować nam życie, gdy
będzie za późno!
Po
skończonej rozmowie, a właściwie to gorącej kłótni, Hermiona weszła do pracowni
z trzaskiem zamykając za sobą drzwi. Stanęła przed swoim kociołkiem i rozpaliła
ogień. Potem nalała wody i założyła ręce na piersi. W tej samej chwili do sali
wszedł Severus i usiadł przy biurku z wyjątkowo morderczym wyrazem twarzy.
Rozmowa zdecydowanie nie poszła po ich myśli.
- Jaki eliksir mam uwarzyć?
- Tojadowy.
- On nie występuje na Owutemach.
- Ty tu jesteś nauczycielem, czy ja, Granger?
- Nie mam czasu na bezsensowne eliksiry, które nie
pomogą zdać mi testów!
Severus
spojrzał na nią wściekle i powoli, bardzo powoli wstał od stołu i podszedł
bliżej. Hermiona przełknęła ślinę, ale wytrzymała spojrzenie. Snape stanął
naprzeciwko niej, po drugiej stronie kociołka.
- Ile razy mam ci powtarzać, że jeżeli uwarzysz
trudny eliksir, będziesz umiała bezbłędnie odpowiedzieć na pytanie teoretyczne? Jak było z
Amortencją?
- Ale eliksir na likantropie praktycznie nie
występuje!
- Mam cię dosyć. Wyjdź – Severus machnął ręką,
odprawiając ją. Potem wrócił do stołu i zaczął ją ignorować. Hermiona ze
złości, prawie zachłysnęła się powietrzem.
- Co?
- Wyjdź, Granger.
Hermiona
jeszcze przez chwilę patrzyła na mężczyznę przy biurku, po czym popchnęła
kociołek, który pod wpływem uderzenia, przewrócił się, rozlewając dookoła wodę.
Potem odwróciła się na pięcie i wyszła z pracowni eliksirów, wprost na
korytarz. Zaklęciem osuszyła sobie buty i szybkim krokiem ruszyła wzdłuż
korytarza.
Co
on sobie wyobrażał?! Jak mógł ją w ten sposób potraktować, niczym zwykłą, nic
nie znaczącą uczennicę! Zagryzła wargę ze złości i zacisnęła pięści. Mogli się
w pewnych istotnych kwestiach nie zgadzać, ale to go nie usprawiedliwiało. Plan
był tylko planem, który zawsze można zmienić!
Severus
podszedł do barku, w którym trzymał Ognistą Whisky. Odkorkował butelkę i wziął
potężnego łyka, potem kolejnego i następnego. Cholerna Granger! Nie miała o
niczym pojęcia. Pewnych rzeczy, o które prosiła, po prostu nie mógł zrobić.
Po
wyjściu Hermiony, posprzątał pracownie z wody i szybko stamtąd uciekł, do prywatnych
pokoi. Miał ochotę wrzeszczeć, dlatego zaczął upajać się alkoholem. Zamierzał
upić się do nieprzytomności i przez cały weekend nie wychodzić z lochów!
Niestety nie było mu to dane. Gdy opróżnił połowę butelki, poczuł bolesne
pieczenie na lewej ręce. Podwinął rękaw szaty i spojrzał na Mroczny Znak, który
w tej chwili miał ochotę wyciąć, aby tylko oczyścić przedramię. Pomimo tego wstał
z fotela i po dłuższym grzebaniu w szafce, znalazł eliksir trzeźwości. Wziął
parę łyków, a następnie łyknął wywar na uspokojenie. Po paru minutach zaczął
wreszcie trzeźwo myśleć.
Palcami
ucisnął sobie skronie i przymknął oczy. Wreszcie był sobą – oazą spokoju i
rozsądku, a wszystkie uczucia były schowane za maską obojętności. W tej skórze
czuł się najlepiej i co ważniejsze, bezpieczniej. Nie było żadnej cholernej
Hermiony Granger!
Szybko
wyszedł z zamku i aportował się. Tak jak się spodziewał, pojawił się w rezydencji
Malfoy’ów. Zdziwiła go jednak ilość ludzi, jaką mijał na korytarzu. Lucjusz nie
był na tyle gościnny, aby rozdawać pokoje nieważnym Śmierciożercom, a więc
dzisiaj musi się odbyć jakieś ważne zebranie.
- Profesorze! – podszedł do niego Draco. Chłopak był
naprawdę dobrym aktorem. Jego twarz zdobił arystokratyczny uśmiech, ale oczy
pozostawały chłodne i niedostępne.
- Mówiłem ci, Draco, żebyś poza szkołą, zwracał się
do mnie po imieniu – Snape posłał mu ledwie zauważalny uśmiech, który chłopak
przyjął skinieniem głowy.
- Severusie, ojciec powiedział mi, że Czarny Pan cię
oczekuje. Mam cię zaprowadzić.
- W takim razie, prowadź.
Malfoy
kontrolował się nadzwyczaj, jednak Snape znał się za dobrze na rozszyfrowywaniu
ludzkim emocji i po dłuższej obserwacjach, zauważył, że chłopak się bał. To
było dziwne, zważywszy na to, że z pewnością nikt go nie torturował. Ktoś go
musiał zastraszyć w całkiem inny sposób.
- Dlaczego jest tu tyle ludzi, Draco? – Malfoy
spokojnie rozejrzał się po korytarzu i dopiero wtedy odpowiedział.
- Czarny Pan wybrał datę.
Severus
całą siłą woli nakazał sobie iść dalej. Nie mógł się nagle zatrzymać i zawrócić.
To wszystko wyjaśniało. Tłumy w rezydencji i przerażenie chłopaka. Jeszcze
tylko parę kroków i wszystkiego się dowie. Będzie wiedział, jak zapobiec
katastrofie!
Draco
wskazał mu znajome, mosiężne drzwi. Przez chwilę na siebie patrzyli, po czym
Malfoy odwrócił się na pięcie i odszedł, ani razu się nie oglądając. Severus
przybrał maskę chłodnego opanowania i pchnął drzwi.
Znalazł
się w ciemnym pokoju. Na fotelu przy kominku siedział Voldemort. U jego nagich
stóp leżała Nagini i cicho posykiwała. Snape stłumił w sobie odrazę i wolnym
krokiem podszedł bliżej.
- Panie mój – powiedział cicho i skłonił głowę.
- Severusie, cieszę się, że dotarłeś – Czarny Pan
oderwał wzrok od kominka i spojrzał mu prosto w oczy. Nie opierał się,
wiedział, że nie mógł. Chował tylko najważniejsze wspomnienia, ale resztę
pozostawiał niezmienioną. Po chwili penetracja ustała. – Masz jakieś wieści?
- Dumbledore wprowadził do Zakonu dzieci, mój panie.
- Nie wyperswadowałeś mu tego pomysłu? – groźny,
czerwony błysk pojawił się w oczach Voldemorta, jednak Severus nie spuścił
spojrzenia. Musiał wytrwać.
- To dzieci, nie mające o niczym pojęcia. Będą tylko
przeszkadzać dorosłym członkom, co wpłynie na nasz wygraną – odparł ostrożnie i
skłonił ponownie głowę, czekając z zapartym tchem na werdykt.
- Nie potrzebujemy pomocy w wygranej, Severusie.
- Oczywiście, mój panie.
W
pokoju zaległa niebezpieczna cisza. Najgłośniejszym dźwiękiem, były ich oddechy
i cichy syk węża. Nagle Voldemort wstał z fotela i zaczął się przechadzać po głębokim
dywanie. Severus czekał w milczeniu.
- Uderzymy we wrześniu. Wtedy nikt nie będzie się
spodziewać ataku.
- Dobry pomysł, mój panie. Dumbledore oczekuje zakończenia
wojny pod koniec roku, ewentualnie podczas wakacji.
- I lepiej byłoby dla ciebie, gdyby pozostał w tej
błogiej nieświadomości.
- Oczywiście, mój lordzie, jednak on nie jest głupcem.
Czarny
Pan zatrzymał się, a następnie roześmiał, niczym szaleniec. Nagini podniosła
łeb, aby sprawdzić, kto tak hałasuje, jednak została zignorowana. Snape uśmiechnął
się niepewnie, nie będąc pewnym, co teraz nastąpi.
- Nigdy więcej mnie nie pouczaj, Severusie.
- Panie, błagam o wybaczenie! – opadł na kolana i
przygotował się na ból, który nie nastąpił. Podniósł zdezorientowany głowę.
- Nie ukarzę cię, mój drogi przyjacielu. O nie! Masz
przecież rację – Voldemort podszedł bliżej i skinął na niego, aby się podniósł.
Severus wykonał polecenie i po chwili stał w odległości pół metra od Czarnego
Pana. – Albus Dumbledore to wielki czarodziej, jednak i on popełnia błędy. Powinien
uważać na swojego Mistrza Eliksirów.
Snape
odetchnął z ulgą i przytaknął. Zdecydowanie robił się za stary na gierki tego
szaleńca. Dobrze, że koniec wojny już bliski i wszystko się skończy w ten lub
inny sposób.
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńOdkryłam tego bloga jakiś czas temu, ale nie zamierzałam go czytać. Trójkąt? Miona ma być z Sevem i koniec! :D. Dziś jednak z powodu braku rozdziałów na innych blogach, przeczytałam ten. I muszę Ci powiedzieć, że go kocham! Masz fajny styl i niebanalne pomysły, a to bardzo cenię. Mam nadzieję, że wena nie opuści Cię do samego końca:). Przy okazji mogę zapytać, ile planujesz rozdziałów?:).
OdpowiedzUsuńBardzo sie cieszę, ze jednak przekonałas sie do mojego bloga. To dla mnie bardzo ważne ^^
UsuńCóż, ile rozdziałów? To trudne pytanie. Jakieś piętnaście rozdziałów wcześniej mówiłam ze dziesięć i koniec. Teraz natomiast mowię ze kolejne dziesięć to minimum. No cóż, zobaczymy jak wyjdzie ^^
Pozdrawiam, Mała Miss
Jak zawsze, rozdział zaje***** *u*
OdpowiedzUsuńKiedy następny ? <3
Hahhaah, dziękuje <3
UsuńSzczerze mówiąc, to jeszcze nie wiem, ale na pewno zdarze Was poinformować xd
Teraz, w tym tygodniu zaczynam kurs na prawo jazdy, także będzie brał czasu na wszystko -.- ^^
Wow , nie mogę się doczekać dalszej części :-)
OdpowiedzUsuńHajo :D
OdpowiedzUsuńBrawo, Neville! W życiu bym sie nie spodziewałą... BRAWO!
Hahahahah xD Mnie rozwalają te ich przekomarzanki i to, jak sie obrażają xD Są wtedy tacy... słodcy, awww ♥
Oho... No to co teraz? Będzie... bitwa? O.o Stresuję się tym, powiem ci szczerze. Czy ktośz naszego trójkątu (xD) zginie? I... co wtedy...? Jak...? A jeśli przeżyją, to co Hermiona powie Draconowi? Co z dzieckiem? Będzie ślub? I właściwie, to w ogóle wszystko mi się miesza.... o.O
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i powodzenia na kursie na prawko xD
Pozdrawiam i życzę weny
always
Tak, chciałam Neville'a pokazać... lepiej? Doroślej chyba. Dalej jest fajtłapowaty, ale dzięki Gwardii stał się całkiem niezłym wojownikiem ;D Teraz tylko Severus go podszkoli i strach się bać xd
UsuńNo tak, będzie bitwa. Nie zdradzę Ci żadnych szczegółów, ale mogę Ci obiecać, że będzie się działo. Końcówkę mam już rozpisaną w puntach na kartce, także w 85% wiem jak wszystko się potoczy, muszę tylko dopracować szczegóły.
Będzie jednak to przysłowiowe "buum" na końcu. Mam nadzieję, że wszystko mi wyjdzie :D
Pozdrawiam, Mała Miss ^^
Cudowny rozdział (no jak zawsze xD )Gratki za pisanie bloga już od roku ^^ trzymasz nas w napięciu przed "ostatnią" bitwą :D kocham Seva-złego-zakochanego-idiote <3 z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny oraz czasu :)
Arily
Świetne ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe jak to wszystko rozegrasz ;)
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Zapraszam na panstwoweasley.blogspot.com
Z.A.J.E.B.I.S.T.E
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam! ;D
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać Ostatecznej Bitwy! Mam nadzieję, że z Sevem, Mioną i Aleksandrem będzie wszystko okay, bo ci tego nie daruję, naprawdę.
Hermiona nie będzie z Draco, prawda? Będzie dumną panią Snape, nie?
Czekam, czekam z niecierpliwością na to, co przyniosą kolejne rozdziały ;D ;**