03 maja, 2014

Rozdział XLVIII "świetny popis niewiarygodnego szczęścia"

Aut:
Dzisiaj mamy małą rocznice - dokładnie rok temu założyłam bloga i wstawiłam Rozdział I. Mam nadzieję, że dalej Wam się podoba i wytrwacie z Hermioną do końca. Dziękuje za wszystkie komentarze, jakie dostałam (dokładnie 646 xd) oraz za cały czas rosnący wskaźnik wyświetleń (73.361). Wszystko to wiele dla mnie znaczy! ^^



          Dziesięć minut przed dwudziestą, Hermiona stanęła przed Pokojem Życzeń. Zamknęła oczy i trzy razy przeszła wzdłuż gołej ściany. Gdy ukazały się drzwi, nacisnęła na klamkę i weszła do środka. W pomieszczeniu było zdecydowanie więcej ludzi, niż się spodziewała. Wszyscy należeli do Gwardii Dumbledore’a, więc ich obecność nie była dla niej zaskoczeniem, jednak nie sądziła, że dyrektor zrekrutuje aż tylu nowych osób naraz.
- Cześć, Hermiono – podeszli do niej Harry i Ron. Widziała w ich oczach takie samo podekscytowanie, jak w piątej klasie, gdy szykowali się na spotkania GD.
- Cześć – uśmiechnęła się lekko i ponownie rozejrzała po pokoju. Kiedyś był taki sam z tą różnicą, że teraz w pomieszczeniu znajdowali się również nauczyciele. Uczniowie stali w paru grupkach i czekali na rozpoczęcie treningu. Nikt tak do końca nie wiedział, czego się spodziewać. – jest już Snape?
- Nie, ale on nigdy się nie spóźnia – mruknął Harry i jakby dla potwierdzenia jego słów, zamaszyście otworzyły się drzwi. Wszystkie rozmowy ucichły, a w pokoju zapanowała pełna napięcia cisza.
            Severus obrzucił salę treningową wyrachowanym spojrzeniem i przeszedł na środek, aby móc stanąć obok profesor McGonagall. Wyciągnął zza pazuchy różdżkę i skrzywił się malowniczo.
- Co tak stoicie, dobierzcie się w pary! – ryknął. Na sali rozległ się zwykły hałas bieganiny i wesołych okrzyków. Każdy szukał swoich przyjaciół, aby być w parze z kimś, kogo się lubi. Hermiona, pomimo tego, że nie zamierzała walczyć, stanęła spokojnie obok Harry’ego i Rona. Nie spodziewała się od razu rzucania zaklęć. Najpierw musi być moment nastraszenia dzieciaków, potem nudna teoria, a na końcu ewentualnie praktyka.
- Dyrektor poinformował mnie, że wszyscy powinniście znać podstawy samoobrony. W takim razie, przekonamy się! Longbottom, do mnie! – Snape z niemałą satysfakcją obserwował, jak Neville robi się blady z przerażenia. Wszyscy obecni w pokoju, wiedzieli, że on umie te zaklęcia, jednak osoba w postaci Mistrza Eliksirów, skrajnie go przeraża. Harry zacisnął pięści, ale nie odezwał się.
- Tak… panie profesorze? – wyjąkał, robiąc krok do przodu.
- Wyjmij różdżkę, Longbottom. Rzucę na ciebie proste zaklęcie, które ty będziesz musiał odeprzeć. Nadążasz, czy mam powtórzyć? – zakpił i prychnął cicho.
- Jestem gotowy, proszę pana – Neville uniósł głowę nieco wyżej i niepewnie spojrzał Snape’owi w oczy. Hermiona ledwie zauważalnie pokręciła głową. Na własnej skórze przekonała się o szybkości Severusa. Chłopak nie miał najmniejszych szans.
- Expelliarmus! – Snape machnął tak szybko różdżką, że gdyby mrugnęła w tym samym momencie, z pewnością przegapiłaby cały atak.
- PROTEGO! – krzyknął Neville, odpierając zaklęcie. Klątwa odbiła się od tarczy i powaliła Severusa na ziemię. Przez chwilę wszyscy milczeli, patrząc z niedowierzaniem na chłopaka, który zrobił się jeszcze bardziej blady. Z przerażeniem patrzył jak Snape z trudem podnosi się z ziemi.
- Bardzo dobrze, panie Longbottom! – zawołała profesor McGonagall i skinęła głową z aprobatą. – Dziesięć punktów dla Gryffindoru.
            Ten moment przełamał wszelkie milczenie. Harry i Ron rzucili się na Nevilla z dzikimi okrzykami radości. Luna i Ginny poklepały go po plecach, a Hermiona przytuliła. Reszta uczniów zaczęła bić głośne brawa.
- Tak, świetny popis niewiarygodnego szczęścia, Longbottom – warknął w końcu Snape, stając na nogi i otrzepując szatę – jednakże Śmierciożercy nie będą cię ostrzegać przed atakiem.
            Hermiona wzniosła teatralnie oczy ku niebu. Nie mógł go pochwalić, to byłaby ujma dla jego honoru!
- Granger – zwrócił się bezpośrednio do niej, więc spojrzała na niego niechętnie. Zazwyczaj, gdy chciał od niej coś publicznie, nie zachowywał się kulturalnie i miło. Dlatego nie lubiła z nim rozmawiać przy świadkach.
- Tak? – zapytała po prostu i czekała. Nie chciała go wyprowadzać z równowagi, ale nie potrafiła być grzeczna, jeżeli już widziała, że zaraz na nią nawrzeszczy.
- Możesz mi powiedzieć, co ty tam robisz?
- Stoję, panie profesorze – odparła najspokojniej na świecie. Harry syknął cicho, przeczuwając co zaraz nastąpi.
- Cóż za szczyt elokwencji, Granger. Dyrektor pozwolił ci tu być, pomimo mojej niechęci, jednak to nie znaczy, że będziesz stać przy swoich koleżkach i dobrze się bawić – warknął, na tyle zimno, że Lavender i Parvati przysunęły się ku sobie. Hermiona nawet nie mrugnęła. – Staniesz z boku, nałożysz na siebie zaklęcie tarczy i nie będziesz przeszkadzać, zrozumiano?
- Oczywiście, proszę pana. Po prostu, nie sądziłam, że zaczęliśmy już trening – mijając go, posłała mu dłuższe spojrzenie. – I nie jestem pewna, czy rzucę wystarczająco silne zaklęcie obronne. W końcu… nie uczestniczę w zajęciach… panie profesorze.
            Severus stłumił w sobie wściekłe warknięcie. Uspokoił się i przybrał obojętny wyraz twarzy. Dopiero później uśmiechnął się sadystycznie. Przez twarz Hermiony przebiegł cień grozy. Zdecydowanie nie lubiła, gdy uśmiechał się w ten sposób.
- Masz całkowitą rację, Granger, dlatego zaklęcie rzuci pan Longbottom.
            Neville zarumienił się lekko, ale podszedł do Hermiony i mruknął protego. Na odchodne rzucił jej przepraszające spojrzenie. On był zdecydowanie za mało pewny siebie. Na Bogów, przed chwilą powalił samego Severusa Snape’a!
- Skoro już wszystko ustaliliśmy, myślę, że możemy zaczynać – odezwała się profesor McGonagall, patrząca niepewnie na Hermionę. Jak widać nie tylko sam Neville sobie nie ufał. – Dobraliście się już w pary, ale uważam, że dobrze byłoby was podzielić na dwie grupy – zaawansowaną i średnio zaawansowaną. Wszyscy, którzy czują się pewniej z zaklęciami obronnymi, niech ustawią się pod tamtą ścianą.
            Przez chwilę nikt się nie ruszał, ale w końcu jako pierwszy Harry wystąpił z grupy i stanął w wyznaczonym miejscu. Była z niego dumna. Ron przez moment się wahał, ale w końcu dołączył do przyjaciela. Podeszli do nich jeszcze Ginny, Angelina Jonson, Alicja Spinnet, Katie Bell i Jee Jordan.
            Hermiona z żalem zauważyła, że Neville nie ruszył się z miejsca, chociaż tęsknie patrzył w ich stronę. Nie miał jednak tyle odwagi, aby zmienić grupę.
- Dobrze, dzisiaj przetestujemy wasze możliwości i ewentualnie zrobimy jakieś roszady między grupami. Ja wezmę słabszą, a profesor Snape mocniejszą. Jakieś pytania?
- Będą zajęcia teoretyczne, czy tylko praktyczne?
- Dzień bez pytań panny Granger, jest dniem straconym! – zadrwił Severus, kręcąc głową, jednak został zignorowany.
- Najpierw praktyka, musimy zobaczyć na czym stoicie i ile potraficie. Później, gdy będziecie poznawać nowe zaklęcia, oczywiście będzie również teoria. Domyślam się, że ciebie bardziej ona interesuje?
- Tak, pani profesor. Teraz czuję się bezużyteczna – wyznała i wzruszyła ramionami.
- Bo chwilowo taka jesteś – mruknął pod nosem Severus. Minerwa posłała mu groźne spojrzenie.
- Obserwacje też dużo dają, panno Granger. Głowa do góry – pocieszyła ją Opiekunka Domu i z powrotem zwróciła się do uczniów. – Zaczniemy od prostego zaklęcia rozbrajającego, czyli  Expelliarmus. Zaczynajcie!
            Hermiona obserwowała jak Harry i Ron stają w pewnej odległości od siebie. Przez chwilę rozmawiali, kto pierwszy zaczyna, aż w końcu Ron machnął różdżką i krzyknął zaklęcie, które wytrąciło różdżkę Harry’emu. W tym samym momencie zauważyła, że Severus, który przechodził obok niej, mruknął pod nosem Selvio Hexia. Uśmiechnęła się i usadowiła wygodniej w fotelu. Ha! Pomimo tego, że kazał Neville’owi to zrobić, sam aby się upewnić, dołożył jeszcze swoje, zdecydowanie mocniejsze zaklęcie.
            Reszta treningu odbyła się podobnie jak początek. McGonagall lub Snape podawali jakieś zaklęcie, które powinno być znane, a oni pokazywali na co ich stać. Hermiona zauważyła, że radzą sobie całkiem nieźle. Neville ku niechęci Severusa zmienił grupy, podobnie jak Luna, chociaż mogłoby się wydawać, że dla niej to żadna różnica. Miała na tyle rozmarzony wyraz twarzy, że Snape całkowicie ją ignorował. Jak na pierwsze zajęcia, mogło być zdecydowanie gorzej. Na następnej lekcji, profesor McGonagall obiecała, że poznają jakieś nowe zaklęcia, co wszyscy przyjęli z entuzjazmem.
- Na dzisiaj wystarczy. Poszło wam całkiem nieźle.
- Mam nadzieję, że macie wystarczająco dużo oleju w głowie, aby nie rozpowiadać o tych zajęciach – wtrącił się Snape, łypiąc groźnie z pode łba. Odpowiedziała mu wymowna cisza. Wszyscy byli za bardzo zmęczeni, aby pchać się w słowne przepychanki z Mistrzem Eliksirów. Severus więc prychnął kpiąco i odprawił ich lekceważących ruchem ręki.
            Hermiona szybko dogoniła Harry’ego z Gnny i Rona, którzy zaczekali na nią przy wyjściu z Pokoju Życzeń. Bo ich minach wnioskowała, że podobały im się zajęcia, ale byli zmęczeni.
- Marzę o łóżku – westchnął Ron, masując sobie kark. Ruszyli leniwym krokiem w stronę Wieży Gryffindoru.
- Dumbledore miał rację. Snape zna się na rzeczy – zaczęła ostrożnie Hermiona, wiedząc, że chłopcy nigdy go nie pochwalą. Jednak była jeszcze Ginny, która szybko jej przytaknęła.
- No, ale dalej jest przerażający.
- Wydaje mi się, że ten jego wieczny zły humor, jest czymś w rodzaju mechanizmu obronnego…
- Hermiona… - jęknął Harry, patrząc na nią z wyrzutem.
- Co?
- Nie analizuj Snape’a. Błagam, wszystkich, tylko nie jego!
            Ron zachichotał, ale szybko zamilkł, gdy dostrzegł jej minę. Odchrząknął znacząco i przyśpieszył, mówiąc coś o ciszy nocnej i łóżku.
- No to do zobaczenia na śniadaniu – zatrzymała się, gdy doszli do miejsca w którym skręcała do swojego pokoju. Cała trójka życzyła jej dobrej nocy i odeszli, zaczynając rozmowę o tym, jakie mają szanse w nadchodzącym meczu z Krukonami. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem i weszła do sypialni. Wzięła szybki prysznic i położyła się do łóżka. Zasnęła od razu, zmęczona wyjątkowo długim dniem.

            Nastał maj. Stres wśród siódmoklasistów osiągnął niebezpieczny poziom. Do egzaminów został niecały miesiąc. Emocje towarzyszące Sumom to nic w porównaniu z Owutemami. Pokój Wspólny Gryffindoru był pełen uczących się uczniów z ostatniej klasy. Wszyscy powtarzali materiał całych siedmiu lat nauki.
- To jest bezsensu! – krzyknął w końcu Ron, ciskając podręcznikiem od transmutacji przez pokój. Książka odbiła się od ściany i z cichym plaskiem wylądowała na ziemi.
- Mam dość – przytaknął mu Harry i pomasował sobie skronie. Wyciągnął się na ziemi i przymknął oczy. – Nie jesteś zmęczona, Hermiono?
- Jestem – powiedziała, nie odrywając spojrzenia od notatek. – jednak ja zaczęłam się uczyć już dawno. No i mam wszystko schematycznie zaplanowane.
- No tak – zgodził się niechętnie i otworzył jedno oko. – pomożesz nam?
- Chyba nie mam wyjścia – przez jej bladą ze zmęczenia twarz przemknął cień uśmiechu. – Ron, z czym masz problem?
            Chłopak oparł głowę o kanapę, poprawiając się wygodniej na ziemi. Potem z głośnym westchnieniem wstał i poszedł do podręcznik, który leżał po drugiej stronie pokoju. Gdy wrócił do nich, usiadł na kanapie, obok Hermiony.
- Z transmutacją. McGonagall jest walnięta!
- Ron, proszę cię, przejdź do rzeczy, nie obrażając po drodze wszystkiego i wszystkich – mruknęła, przewracając oczami. Odłożyła swoje notatki na ziemię, wiedząc, że chwilowo i tak nie będzie mogła się uczyć.
- Dlaczego nie można transmutować jedzenia, skoro wszystko inne się da? Przecież to bez sensu.
- Tu chodzi o prawo Gampa. Nie można stworzyć jedzenia z niczego, ewentualnie można je trochę poprawić jakościowo, ale i to nie jest proste. To samo się tyczy duchów. Nie można ich transmutować, bo one tak naprawdę nie istnieją, rozumiesz?
- No ale jedzenie istnieje – burknął.
- Dlatego to właśnie jest wyjątek, Ronaldzie! Rusz trochę głową.
            Zapadła cisza, podczas której chłopcy przeglądali podręczniki, aby znaleźć coś, czego nie rozumieją. Hermiona zerknęła na zegarek. Została godzina do dodatkowych lekcji z Severusem. Przynajmniej będzie miała wymówkę, aby wyjść z Pokoju Wspólnego.
- A właśnie, ten eliksir Żywej Śmierci…
- Wywar Żywej Śmierci – poprawiła Harry’ego, wznosząc oczy ku niebu i błagając o cierpliwość. Nie miała pojęcia, jak oni napiszą teorię z Owutemów.
- No… o to mi chodziło… to on powoduje śmierć czy nie?
- Nie. Ludzie, którzy go zażyją mdleją, w sposób bardzo podobny do śmierci. Można się pomylić… - urwała, wreszcie coś sobie uświadamiając. Musiała natychmiast zobaczyć się ze Snape’em. – Przepraszam chłopaki, ale muszę lecieć. Wiecie… dodatkowe eliksiry.
            Nie zważając na zdziwione spojrzenia Harry’ego i Rona, wybiegła przez dziurę pod portretem Grubej Damy. To był brakujący element ich planu! Snape padnie, gdy tylko mu powie.
            Gdy wreszcie stanęła przed drzwiami do gabinetu Severusa, odetchnęła głębiej i poprawiła włosy. Potem zapukała i gdy usłyszała chłodne „proszę”, weszła do środka.
- Jeśli się nie mylę, zajęcia mamy dopiero za pół godziny – odparł, podnosząc wzrok  znad książki.
- Wywar Żywej Śmierci! – zawołała, ignorując go. Usiadła na krześle i odetchnęła głębiej. Miała lekką zadyszkę. W końcu z Pokoju Wspólnego do lochów jest kawał drogi, a ona była już w siódmym miesiącu.
- Cieszę się, że w końcu się go nauczyłaś, bo z tego co wiem, omawia się go w szóstej klasie, Granger – mruknął ironicznie.
- Oh, przestań! Nie o to chodzi! – na blade policzki Hermiony, wystąpiły rumieńce emocji, a w zmęczonych oczach, pojawiły się wesołe iskierki. Severus zauważył tę zmianę, dlatego zamknął książkę i zaczął przyglądając się jej z ciekawością. – chodzi mi o plan, który ma uratować nam życie, gdy będzie za późno!

            Po skończonej rozmowie, a właściwie to gorącej kłótni, Hermiona weszła do pracowni z trzaskiem zamykając za sobą drzwi. Stanęła przed swoim kociołkiem i rozpaliła ogień. Potem nalała wody i założyła ręce na piersi. W tej samej chwili do sali wszedł Severus i usiadł przy biurku z wyjątkowo morderczym wyrazem twarzy. Rozmowa zdecydowanie nie poszła po ich myśli.
- Jaki eliksir mam uwarzyć?
- Tojadowy.
- On nie występuje na Owutemach.
- Ty tu jesteś nauczycielem, czy ja, Granger?
- Nie mam czasu na bezsensowne eliksiry, które nie pomogą zdać mi testów!
            Severus spojrzał na nią wściekle i powoli, bardzo powoli wstał od stołu i podszedł bliżej. Hermiona przełknęła ślinę, ale wytrzymała spojrzenie. Snape stanął naprzeciwko niej, po drugiej stronie kociołka.
- Ile razy mam ci powtarzać, że jeżeli uwarzysz trudny eliksir, będziesz umiała bezbłędnie odpowiedzieć  na pytanie teoretyczne? Jak było z Amortencją?
- Ale eliksir na likantropie praktycznie nie występuje!
- Mam cię dosyć. Wyjdź – Severus machnął ręką, odprawiając ją. Potem wrócił do stołu i zaczął ją ignorować. Hermiona ze złości, prawie zachłysnęła się powietrzem.
- Co?
- Wyjdź, Granger.
            Hermiona jeszcze przez chwilę patrzyła na mężczyznę przy biurku, po czym popchnęła kociołek, który pod wpływem uderzenia, przewrócił się, rozlewając dookoła wodę. Potem odwróciła się na pięcie i wyszła z pracowni eliksirów, wprost na korytarz. Zaklęciem osuszyła sobie buty i szybkim krokiem ruszyła wzdłuż korytarza.
            Co on sobie wyobrażał?! Jak mógł ją w ten sposób potraktować, niczym zwykłą, nic nie znaczącą uczennicę! Zagryzła wargę ze złości i zacisnęła pięści. Mogli się w pewnych istotnych kwestiach nie zgadzać, ale to go nie usprawiedliwiało. Plan był tylko planem, który zawsze można zmienić!

            Severus podszedł do barku, w którym trzymał Ognistą Whisky. Odkorkował butelkę i wziął potężnego łyka, potem kolejnego i następnego. Cholerna Granger! Nie miała o niczym pojęcia. Pewnych rzeczy, o które prosiła, po prostu nie mógł zrobić.
            Po wyjściu Hermiony, posprzątał pracownie z wody i szybko stamtąd uciekł, do prywatnych pokoi. Miał ochotę wrzeszczeć, dlatego zaczął upajać się alkoholem. Zamierzał upić się do nieprzytomności i przez cały weekend nie wychodzić z lochów! Niestety nie było mu to dane. Gdy opróżnił połowę butelki, poczuł bolesne pieczenie na lewej ręce. Podwinął rękaw szaty i spojrzał na Mroczny Znak, który w tej chwili miał ochotę wyciąć, aby tylko oczyścić przedramię. Pomimo tego wstał z fotela i po dłuższym grzebaniu w szafce, znalazł eliksir trzeźwości. Wziął parę łyków, a następnie łyknął wywar na uspokojenie. Po paru minutach zaczął wreszcie trzeźwo myśleć.
            Palcami ucisnął sobie skronie i przymknął oczy. Wreszcie był sobą – oazą spokoju i rozsądku, a wszystkie uczucia były schowane za maską obojętności. W tej skórze czuł się najlepiej i co ważniejsze, bezpieczniej. Nie było żadnej cholernej Hermiony Granger!
            Szybko wyszedł z zamku i aportował się. Tak jak się spodziewał, pojawił się w rezydencji Malfoy’ów. Zdziwiła go jednak ilość ludzi, jaką mijał na korytarzu. Lucjusz nie był na tyle gościnny, aby rozdawać pokoje nieważnym Śmierciożercom, a więc dzisiaj musi się odbyć jakieś ważne zebranie.
- Profesorze! – podszedł do niego Draco. Chłopak był naprawdę dobrym aktorem. Jego twarz zdobił arystokratyczny uśmiech, ale oczy pozostawały chłodne i niedostępne.
- Mówiłem ci, Draco, żebyś poza szkołą, zwracał się do mnie po imieniu – Snape posłał mu ledwie zauważalny uśmiech, który chłopak przyjął skinieniem głowy.
- Severusie, ojciec powiedział mi, że Czarny Pan cię oczekuje. Mam cię zaprowadzić.
- W takim razie, prowadź.
            Malfoy kontrolował się nadzwyczaj, jednak Snape znał się za dobrze na rozszyfrowywaniu ludzkim emocji i po dłuższej obserwacjach, zauważył, że chłopak się bał. To było dziwne, zważywszy na to, że z pewnością nikt go nie torturował. Ktoś go musiał zastraszyć w całkiem inny sposób.
- Dlaczego jest tu tyle ludzi, Draco? – Malfoy spokojnie rozejrzał się po korytarzu i dopiero wtedy odpowiedział.
- Czarny Pan wybrał datę.
            Severus całą siłą woli nakazał sobie iść dalej. Nie mógł się nagle zatrzymać i zawrócić. To wszystko wyjaśniało. Tłumy w rezydencji i przerażenie chłopaka. Jeszcze tylko parę kroków i wszystkiego się dowie. Będzie wiedział, jak zapobiec katastrofie!
            Draco wskazał mu znajome, mosiężne drzwi. Przez chwilę na siebie patrzyli, po czym Malfoy odwrócił się na pięcie i odszedł, ani razu się nie oglądając. Severus przybrał maskę chłodnego opanowania i pchnął drzwi.
            Znalazł się w ciemnym pokoju. Na fotelu przy kominku siedział Voldemort. U jego nagich stóp leżała Nagini i cicho posykiwała. Snape stłumił w sobie odrazę i wolnym krokiem podszedł bliżej.
- Panie mój – powiedział cicho i skłonił głowę.
- Severusie, cieszę się, że dotarłeś – Czarny Pan oderwał wzrok od kominka i spojrzał mu prosto w oczy. Nie opierał się, wiedział, że nie mógł. Chował tylko najważniejsze wspomnienia, ale resztę pozostawiał niezmienioną. Po chwili penetracja ustała. – Masz jakieś wieści?
- Dumbledore wprowadził do Zakonu dzieci, mój panie.
- Nie wyperswadowałeś mu tego pomysłu? – groźny, czerwony błysk pojawił się w oczach Voldemorta, jednak Severus nie spuścił spojrzenia. Musiał wytrwać.
- To dzieci, nie mające o niczym pojęcia. Będą tylko przeszkadzać dorosłym członkom, co wpłynie na nasz wygraną – odparł ostrożnie i skłonił ponownie głowę, czekając z zapartym tchem na werdykt.
- Nie potrzebujemy pomocy w wygranej, Severusie.
- Oczywiście, mój panie.
            W pokoju zaległa niebezpieczna cisza. Najgłośniejszym dźwiękiem, były ich oddechy i cichy syk węża. Nagle Voldemort wstał z fotela i zaczął się przechadzać po głębokim dywanie. Severus czekał w milczeniu.
- Uderzymy we wrześniu. Wtedy nikt nie będzie się spodziewać ataku.
- Dobry pomysł, mój panie. Dumbledore oczekuje zakończenia wojny pod koniec roku, ewentualnie podczas wakacji.
- I lepiej byłoby dla ciebie, gdyby pozostał w tej błogiej nieświadomości.
- Oczywiście, mój lordzie, jednak on nie jest głupcem.
            Czarny Pan zatrzymał się, a następnie roześmiał, niczym szaleniec. Nagini podniosła łeb, aby sprawdzić, kto tak hałasuje, jednak została zignorowana. Snape uśmiechnął się niepewnie, nie będąc pewnym, co teraz nastąpi.
- Nigdy więcej mnie nie pouczaj, Severusie.
- Panie, błagam o wybaczenie! – opadł na kolana i przygotował się na ból, który nie nastąpił. Podniósł zdezorientowany głowę.
- Nie ukarzę cię, mój drogi przyjacielu. O nie! Masz przecież rację – Voldemort podszedł bliżej i skinął na niego, aby się podniósł. Severus wykonał polecenie i po chwili stał w odległości pół metra od Czarnego Pana. – Albus Dumbledore to wielki czarodziej, jednak i on popełnia błędy. Powinien uważać na swojego Mistrza Eliksirów.
            Snape odetchnął z ulgą i przytaknął. Zdecydowanie robił się za stary na gierki tego szaleńca. Dobrze, że koniec wojny już bliski i wszystko się skończy w ten lub inny sposób.

12 komentarzy:

  1. Odkryłam tego bloga jakiś czas temu, ale nie zamierzałam go czytać. Trójkąt? Miona ma być z Sevem i koniec! :D. Dziś jednak z powodu braku rozdziałów na innych blogach, przeczytałam ten. I muszę Ci powiedzieć, że go kocham! Masz fajny styl i niebanalne pomysły, a to bardzo cenię. Mam nadzieję, że wena nie opuści Cię do samego końca:). Przy okazji mogę zapytać, ile planujesz rozdziałów?:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sie cieszę, ze jednak przekonałas sie do mojego bloga. To dla mnie bardzo ważne ^^
      Cóż, ile rozdziałów? To trudne pytanie. Jakieś piętnaście rozdziałów wcześniej mówiłam ze dziesięć i koniec. Teraz natomiast mowię ze kolejne dziesięć to minimum. No cóż, zobaczymy jak wyjdzie ^^
      Pozdrawiam, Mała Miss

      Usuń
  2. Jak zawsze, rozdział zaje***** *u*
    Kiedy następny ? <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahhaah, dziękuje <3
      Szczerze mówiąc, to jeszcze nie wiem, ale na pewno zdarze Was poinformować xd
      Teraz, w tym tygodniu zaczynam kurs na prawo jazdy, także będzie brał czasu na wszystko -.- ^^

      Usuń
  3. Wow , nie mogę się doczekać dalszej części :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hajo :D
    Brawo, Neville! W życiu bym sie nie spodziewałą... BRAWO!
    Hahahahah xD Mnie rozwalają te ich przekomarzanki i to, jak sie obrażają xD Są wtedy tacy... słodcy, awww ♥
    Oho... No to co teraz? Będzie... bitwa? O.o Stresuję się tym, powiem ci szczerze. Czy ktośz naszego trójkątu (xD) zginie? I... co wtedy...? Jak...? A jeśli przeżyją, to co Hermiona powie Draconowi? Co z dzieckiem? Będzie ślub? I właściwie, to w ogóle wszystko mi się miesza.... o.O
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i powodzenia na kursie na prawko xD
    Pozdrawiam i życzę weny
    always

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, chciałam Neville'a pokazać... lepiej? Doroślej chyba. Dalej jest fajtłapowaty, ale dzięki Gwardii stał się całkiem niezłym wojownikiem ;D Teraz tylko Severus go podszkoli i strach się bać xd

      No tak, będzie bitwa. Nie zdradzę Ci żadnych szczegółów, ale mogę Ci obiecać, że będzie się działo. Końcówkę mam już rozpisaną w puntach na kartce, także w 85% wiem jak wszystko się potoczy, muszę tylko dopracować szczegóły.
      Będzie jednak to przysłowiowe "buum" na końcu. Mam nadzieję, że wszystko mi wyjdzie :D
      Pozdrawiam, Mała Miss ^^

      Usuń
  5. Cudowny rozdział (no jak zawsze xD )Gratki za pisanie bloga już od roku ^^ trzymasz nas w napięciu przed "ostatnią" bitwą :D kocham Seva-złego-zakochanego-idiote <3 z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam i życzę weny oraz czasu :)
    Arily

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne ;)
    Ciekawe jak to wszystko rozegrasz ;)
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.
    Zapraszam na panstwoweasley.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Z.A.J.E.B.I.S.T.E

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam! ;D
    Już nie mogę się doczekać Ostatecznej Bitwy! Mam nadzieję, że z Sevem, Mioną i Aleksandrem będzie wszystko okay, bo ci tego nie daruję, naprawdę.
    Hermiona nie będzie z Draco, prawda? Będzie dumną panią Snape, nie?
    Czekam, czekam z niecierpliwością na to, co przyniosą kolejne rozdziały ;D ;**

    OdpowiedzUsuń

Obserwuję Nie Spamuję