Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Musiał upłynąć miesiąc zanim wstawiłam ten rozdział, ale po prostu nie potrafiłam go napisać. Normalnie się zepsułam xd
Nie jest on najlepszy, ale końcówka chyba jest znośna, także mam nadzieję, że dacie radę i wybaczycie! :D
Tak prze okazji, to zdałam prawo jazdy! Teraz czekam tylko na wyrobienie. Już się nie mogę doczekać ^^
Nie przedłużając, zapraszam do czytania ^^
Czas w Norze płynął powoli i stosunkowo nudno. Z
początku, pojawianie się nowych osób, które przekazywały istotne informacje
było ekscytujące. Poznawali innych członków Zakonu Feniksa, najczęściej
szpiegów lub informatorów. Z czasem jednak ich wizyty stały się codziennością.
Czarodzieje pojawiali się nagle, przekazywali szeptem wiadomość i znikali.
Harry, Ron i Ginny chodzili źli na cały świat, bo pomimo tego, że Dumbledore
przyjął ich do Zakonu, to nikt nigdy nie przekazywał im nowych wieści. Traktowali
ich jak dzieci, które są niewidzialne.
Hermionę
to nie obchodziło. Była w Norze tylko gościem, nie miała prawa żądać planów
wojennych. Nie oznaczało to oczywiście, że nie była ciekawa, jednak umiała się
pohamować. Bardziej niż to, interesowało ją, dlaczego widziała już wszystkich
członków Zakonu, poza Severusem. Od przyjazdu do domu Weasley’ów minął tydzień,
a on ani razu się jeszcze nie pojawił. Nie odpisywał również na listy, ale to
akurat specjalnie jej nie dziwiło. Nigdy tego nie robił, czym doprowadzał
wszystkich wokół do szewskiej pasji.
Dwukrotnie
natknęła się na Dumbledore’a. Pojawił się w Norze na obiedzie, wraz z innymi
bliższymi Weasley’om członkami Zakonu. Gdy próbowała wypytać go o Severusa,
uśmiechał się dobrodusznie i mówił, ze wszystko jest w porządku – „Profesor
Snape ma dużo pracy, Hermiono, nie powinien się od tego odrywać. Nie w takiej
chwili. Bądź tak dobra i nie zawracaj mu głowy”.
Starała
się to zrozumieć – w końcu Snape był jedną z ważniejszych osób podczas tej
wojny. Nie chciała, aby przez nią odrywał się od pracy, ale napisanie jednego
krótkiego listu w stylu „wszystko w porządku” z pewnością by nie zaszkodziło.
W
dodatku wielkimi krokami zbliżał się termin porodu. Póki co wolała o tym nie myśleć
– perspektywa wielogodzinnej agonii nie była specjalnie zachęcająca – jednak,
gdy wreszcie próbowała poruszyć ten temat z panią Weasley, słyszała odpowiedź,
że ma jeszcze dużo czasu i nie powinna martwić się na zapas. Dlatego była
pewna, że nim upłynie kolejny tydzień pobytu w Norze, oszaleje.
-
Może dobrze zrobiłby ci spacer? – zaproponowała któregoś dnia Ginny, widząc jak
jej przyjaciółka się męczy.
- Dzięki, ale nie. Wolę zostać… - mruknęła i
przewróciła stronę. Hermiona ostatnio nic innego nie robiła, poza czytaniem książek.
Tylko to dostatecznie odwracało jej uwagę.
- On jest zajęty… sama najlepiej wiesz, jak
Dumbledore na nim polega.
- Wiem, Ginny – podniosła na nią karcące spojrzenie.
- Z takim podejściem niedługo zwariujesz –
stwierdziła i przewróciła oczami. Miała jeszcze coś dodać, ale otworzyły się drzwi
od kuchni i stanęła w nich profesor McGonagall.
Hermiona
zamknęła książkę i uśmiechnęła się do byłej opiekunki domu. Ostatnio mogła
porozmawiać tylko z nią.
- Dziś wieczorem odbędzie się trening. Przeniesiecie
się do szkoły za pomocą sieci Fiuu. Jako, że są wakacje, spotkanie odbędzie się
w Wielkiej Sali, a nie w Pokoju Życzeń.
- Będzie obecny profesor Snape? – zapytała Ginny,
wyprzedzając pytanie Hermiony.
- Oczywiście, panno Weasley. To jego zajęcia.
W kuchni zaległa cisza, którą przerwała Molly,
wykładając na stół dyniowe paszteciki.
- Zostaniesz na obiedzie, Minerwo?
- Chętnie – McGonagall zajęła miejsce przy stole i
zwróciła się do Hermiony - Nie pójdziesz na trening, tylko zostaniesz tutaj,
rozumiesz?
- Jak to… - próbowała zaprzeczyć, ale nie wiedziała
co dokładnie powiedzieć.
- To rozkaz dyrektora. Uważa, że nie powinnaś się
teleportować.
Hermiona
zacisnęła pięści, ale skinęła głową. Dlaczego Dumbledore nie może jej powiedzieć
tego osobiście, tylko wysyła McGonagall? Co takiego się zmieniło?
-
Rozmawiałeś z Hermioną?
- Są wakacje. Nauczyciele nie powinni wypytywać
swoich uczniów, a już na pewno nie tych byłych – warknął Snape, pochylając się
nad kociołkiem. Powąchał wywar i dodał śluz gumochłona.
- Ona się martwi, idioto.
- I prawidłowo. Zaraz będzie wojna – Severus
spojrzał na Marcela i westchnął. – Wiedziała w co się pakuje. Koniec roku był
ciężki dla wszystkich.
Marcel
pokręcił głową i również zajrzał do kociołka. Zamieszał trzy razy zgodnie z
ruchem wskazówek zegara. Przez chwilę stali w milczeniu, czekając aż wywar
zmieni barwę.
- Gdyby ci nie zależało, nie robiłbyś tego eliksiru
– odezwał się cicho, kładąc mu dłoń na ramieniu. Potem wyszedł z pracowni,
zamykając za sobą drzwi.
Severus
uśmiechnął się sarkastycznie pod nosem i zaczął przelewać miksturę do fiolek.
Każdą skrupulatnie opisywał swoim cienkim i pochyłym pismem. Na każdej było
napisane tylko jedno słowo – „Hermiona”.
Została
godzina do treningu. Snape skierował się na kolację do Wielkiej Sali i jak
zwykle moment później pojawiła się sówka. Zwierzątko, które wylądowała przed
jego talerzem zaczęło podskakiwać i pohukiwać. Wystawiło maleńką nóżkę, do
której przywiązany był liścik.
- Uspokój się – warknął i odwiązał świstek.
Severus
rozwinął list i przeczytał. Oczywiście był on od Hermiony, jak cała reszta
wiadomości z przed tygodnia, tylko, że tym razem nie były to spokojne prośby o
kontakt, ale groźby.
Mężczyzna
transmutował widelec w pióro, a serwetkę w papier. Następnie naskrobał kilka
słów i przywiązał list do nóżki sówki, aby chwilę później zrzucić ją
bezceremonialnie ze stołu. Ptak fuknął żałośnie w jego kierunku i odleciał.
Draco
leżał na łóżku i tępo patrzył w sufit. Od tygodnia miał wakacje, ale w ogóle
tego nie czuł. Rezydencja jego rodziny zamieniła się w główne miejsce spotkań
Śmierciożerców, a Czarny Pan wprowadził
się na stałe. Jego rodzice chodzili poddenerwowani, co w sumie nie było niczym
dziwnym. W każdym momencie mogli zginąć.
Narady
odbywały się niemal co wieczór, ale Draco na szczęście nie musiał się na każdej
pojawiać. Był za nisko w hierarchii, aby Voldemort zauważał jego nieobecność.
Współczuł jednak Snape’owi, który nie miał tak łatwo. Musiał przychodzić na
każde spotkanie, inaczej był srogo karany.
Nagle
w jego pokoju aportował się skrzat i skłonił się niemal do ziemi. Potem patrząc
na własne stopy, oznajmił.
- Panicz jest proszony na obiad.
- Nie jestem głodny – warknął, podnosząc się do
pozycji siedzącej. Nie lubił w ten sposób traktować skrzatów domowych, ale
inaczej wzbudziłby podejrzenia.
- Pani Malfoy kazała przekazać, że na obiedzie
pojawi się pan Snape - zapiszczał Gnębik.
- Już schodzę… - Sługa skłonił się ponownie do ziemi
i deportował z głośnym trzaskiem.
Draco
wstał z łóżka i ubrał jeden ze swoich ulubionych garniturów. Rodzice wymagali
od niego, aby nawet na zwykły posiłek ubierał się niczym książę. Już był tak
przyzwyczajony do koszul i mankietów, że źle się czuł w zwykłym podkoszulku.
Ostatni raz przejrzał się w lustrze i zszedł spokojnie do salonu.
- Severusie! – uśmiechnął się ledwie zauważalnie, na
widok ojca chrzestnego. Uścisnęli sobie ręce. Malfoy zauważył, że Snape kiepsko
wyglądał. Na pewno schudł, a jego cera zrobiła się jeszcze bardziej ziemista.
- Witaj, Draco – w ręce trzymał szklankę z Ognistą
Whisky, która wciąż była pełna. W domu wroga trzeba być trzeźwym. W pewnym
momencie rozejrzał się, aby upewnić się, czy są sami. Następnie rzucił Muffliato. – O co chodzi?
- Co z Hermioną? – zapytał szybko. Nie wiedzieli ile
mieli czasu.
- W porządku… nie widziałem się z nią, ale od
Dumbledore’a wiem, że jest w Norze… - zaczął, ale chłopak mu przerwał.
- Będzie przeniesiona do Munga?
- Dumbledore woli nie ryzykować. Umieścimy ją w
Skrzydle Szpitalnym, gdy będzie trzeba.
- Ale… - Malfoy urwał, patrząc z rozpaczą na swojego
byłego nauczyciela.
- Posłuchaj, Draco. Nie znam wszystkich
Śmierciożerców. Niektórzy Magomedycy mogą być szpiegami Czarnego Pana.
W
końcu chłopak niechętnie się zgodził.
- Zajmij się nią.
- Jestem Mistrzem Eliksirów, nie Uzdrowicielem –
chłodno przypomniał Severus.
- No właśnie. Uwarz coś…
- Draco, nic jej nie będzie. To tylko poród.
Malfoy
skrzywił się. Nie znał się na tych sprawach, ale jakoś nie mógł sobie wyobrazić,
że jego syn urodzi się w zwykłym Skrzydle Szpitalnym, przy pomocy szkolnej pielęgniarki.
- Zrobię co w mojej mocy – mruknął w końcu Severus,
zdejmując zaklęcie przeciw podsłuchiwaniu. Potem położył rękę na ramieniu
chrześniaka i poszedł zasiąść do stołu, prze okazji witając się z Narcyzą i
Lucjuszem.
Hermiona
z sapnięciem usiadła na łóżku i oparła się o ścianę. Zaklęciem przywołała
szklankę wody, która stała na stoliku. Spojrzała na nią wściekła i rozdrażniona
wzięła łyka.
- Wyglądasz, jakby ktoś nadepnął ci na odcisk –
parsknęła śmiechem Ginny, kładąc się na materacu na ziemi i wesoło machając
nogami.
Dziewczyna
uparła się wręcz, że będzie spać na ziemi, aby Hermionie było wygodniej. Ona
się natomiast specjalnie nie kłóciła – nie wyobrażała sobie kilka razy dziennie
wstawać z podłogi. Chwilo to było niewykonalne.
- Owszem, taki wielki nietoperz – warknęła i
prychnęła głośno. Miała go serdecznie dosyć.
- Co zrobił?
- No właśnie nic! Od tygodnia się nie odezwał. Nawet
sowy nie wysłał…
- Myślisz, że…
- Nie! Nic mu nie jest, ale jego duma jest zbyt
duża, aby zmieściła się w kopercie.
Ginny
zaczęła chichotać, a Hermiona starała się ją ignorować. Nie dość, że Severus
się nią nie interesował, to Draco również nie odezwał się słowem, tylko, że
jego rozumiała. Nie mógł tak po prostu wysłać jej sowy. Jedyną osobą, która
miała z nim kontakt był Snape, ale on był ponad przekazywanie wiadomości! Ona to się już nim policzy, jak tylko raczy
się pokazać!
Nagle
usłyszały cichutkie pukanie w okno. Ginny wpuściła sówkę do pokoju, która od
razu usiadła obok Hermiony i wystawiła nóżkę.
- To od niego, prawda? – zapytała z przejęciem,
siadając obok.
- Może – rzuciła Hermiona i niepewnie odwiązała
list. Rozwinęła go i przeczytała z dość głupim wyrazem twarzy. Po chwili
wypłynął na jej policzki delikatny rumieniec przejęcia i odetchnęła z ulgą.
- Co ci napisał? – dopytywała się, ale jej koleżanka
nie odpowiadała. Wpatrywała się w karteczkę. Zirytowana niewiedzą wzięła od
niej świstek i przeczytała na głos. – „Żyję, nie dramatyzuj. SS” Serio, tylko
tyle?
- Spodziewałaś się wyznań miłosnych i wierszy? –
głos Hermiony był nieco bardziej piskliwy, a oddech szybszy. Naprawdę się o niego
denerwowała.
- W sumie to nie… – przyznała, oddając jej list i
ponownie kładąc się na ziemi. – kochasz go, nie?
- Przecież mówiłam ci, że tak.
- Ale… mi chodzi o to, że kochasz go tak naprawdę.
No wiesz, miłość na całe życie, nic innego się nie liczy.
- Nic innego – powiedziała cichym głosem, chowając
liścik pod poduszkę. – To jest dziwne uczucie. Nie liczy się to, jak wygląda
ani ile ma blizn. Nie obchodzi mnie to, kim był kiedyś, ani co zrobił. Ważne
jest tu i teraz. To jak na mnie patrzy i to jak w swój chory sposób próbuje
mnie chronić.
- Brzmi poważnie. Kocham Harry’ego, ale nie wiem czy
w taki sposób. Jestem cholernie zazdrosna o każdą dziewczynę, z którą rozmawia,
a trochę ich jest. W końcu Wybraniec. No i może to dziwne, ale nie myślę o nim
w każdej chwili, jak przystało na zakochaną nastolatkę. Nie czuję potrzeby, aby
cały czas na nim wisieć, wręcz tego unikamy.
Hermiona
roześmiała się.
- Wiesz jaka jest pomiędzy nami różnica? Ja jestem
zakochana w Severusie, a ty natomiast kochasz Harry’ego. Moja fascynacja
Snape’em jest stosunkowo świeża – raptem rok i to jeszcze przy jego
charakterze! Ty natomiast kochasz Harry’ego od bardzo dawna. Przyzwyczaiłaś się
do jego obecności, nawet, jeżeli razem jesteście dopiero półtora roku.
Rozumiesz?
- Tak, chyba tak – zgodziła się powoli Ginny – A Malfoy? Jego też kochasz? Można czuć coś takiego
do dwóch osób naraz?
- Draco… on jest cięższym przypadkiem. Będąc z nim,
naprawdę świetnie się bawiliśmy. Chyba faktycznie coś poczułam, ale na scenie
za szybko pojawił się Severus, abym pozwoliła się temu czemuś rozwinąć. Teraz
kocham go tylko jak brata, tak samo jak Harry’ego i Rona.
- Mówiłaś mu o tym?
- W pewien sposób, ale on się chyba sam domyśla.
Ostatnio mi powiedział, że dorósł i chce sobie ułożyć życie.
- Wiesz, że nie będzie mógł tego zrobić, dopóki jest
z tobą związany za pomocą dziecka, prawda?
Hermiona
uniosła brwi i skrzywiła się lekko.
- Rozmawiałyśmy już o tym. On nie może się
dowiedzieć prawdy.
- Wiem, wiem… tak tylko mówię sobie pod nosem –
mruknęła Ginny. Przewróciła się na plecy i zapatrzyła się w sufit. Hermiona
zrobiła to samo i z uśmiechem na ustach, zasnęła.
- Poda mi pani masło, pani Weasley? – zapytała,
ziewając. Zasłoniła usta ręką, ale i tak Harry parsknął śmiechem, siadając
obok.
- Oczywiście. Smacznego – Molly przysunęła jej
maselniczkę, popijając spokojnie kawę.
- Nie wyspałaś się? – zażartował, pocierając bliznę.
Od jakiegoś czasu go pobolewała.
- Nie specjalnie – przyznała, posyłając mu lodowate
spojrzenie – Mówiłeś Dumbledore’owi?
- Tak. Stwierdził, że to raczej normalnie. Voldemort
jest spięty, zaraz wojna – wzruszył ramionami i ugryzł bułkę z dżemem.
Hermiona
skinęła głową, zagryzając wargę. Ciekawa była, co o tym wszystkim sądzi
Severus. W końcu był prawą ręką Voldemorta, musiał wiedzieć co planuje.
Nagle
w kominku zapłonął zielony ogień i wyskoczył z niego Snape. Hermiona z wrażenia
wsadziła łokieć do maselniczki, a Ginny podsypiająca po drugiej stronie stołu,
spadła z krzesła.
- Witaj, Severusie – przywitała go cicho pani
Weasley, kładąc dla niego talerz na stole – chcesz kawy?
- Nie jestem tu w celach towarzyskich – burknął i
uśmiechnął się paskudnie, przenosząc spojrzenie na Hermionę. – Granger!
- Dzień dobry, profesorze – odparła, starając się
opanować palpitację serce, która pojawiła się na jego widok. Był cały i zdrowy,
chociaż zdecydowanie zmęczony. Czy to możliwe, aby w tak krótkim czasie schudł?
- Dumbledore mnie tutaj przysłał. Temu
dropsocholikowi wydaje się, że nie mam nic lepszego do roboty, tylko
załatwianie spraw, które należą do Poppy! – zaczął marudzić, siadając przy
stole. Molly postawiła przed nim kawę, uśmiechając się przy tym ciepło. Ta
kobieta była niezwykła. Dla każdego potrafiła znaleźć trochę serca, niezależnie
od tego, jak bardzo był niemiły.
- Też się cieszę, że pana widzę – zawołała wesoło
Hermiona, która była nagle w o wiele lepszym humorze, niż przed jego przyjściem.
- Nie schlebiaj sobie, Granger – warknął zimno. – Przenosisz
się dzisiaj do Skrzydła Szpitalnego i ja mam przypilnować, żebyś dotarła tam w
jednym, chociaż ogromnym kawałku - zaśmiał się złośliwie, patrząc na nią
wymownie.
- Jak pan może?! – krzyknął Ron, zrywając się z
miejsca, jednak został przytrzymany przez Ginny, która również się skrzywiła.
- Lepiej być ogromną, jeszcze przez chwilę, niż być
brzydkim, przez całe życie – odparowała bez zmrużenia okiem.
- Granger, lepiej rusz tyłek na górę, aby się
spakować i nie wysilaj swojej wątpliwej inteligencji do wymyślania kretyńskich
obelg. Zostaw to lepszym od siebie.
Wstała
i posłała mu najpiękniejszy uśmiech na jaki było ją w tej chwili stać. Severus
skrzywił się, jakby ugryzł cytrynę i zajął się swoją kawą, całkowicie ją
ignorując. Hermiona zdusiła w sobie śmiech, nie chcąc denerwować go jeszcze
bardziej. Skinęła na Ginny i we dwie poszły na górę, aby po dobrych dwudziestu
minutach wrócić, lewitując obok siebie szkolny kufer.
- Już myślałem, że zaczęłaś ro… nie ważne – mruknął
pod nosem, gdy dostrzegł jej groźne spojrzenie, którego całe szczęście nikt
inny nie zobaczył.
- Jak dostaniemy się do zamku, panie profesorze?
- Za pomocą teleportacji – mruknął i wstał, patrząc
na nią wyczekująco. – Co tak stoisz? Żegnaj się i wracamy. Nie zamierzam tracić
więcej czasu, niż trzeba!
Do
Hermiony podeszli Harry i Ron z niepewnymi uśmiechami. Przytulili się w trójkę,
co z boku wyglądało nieco dziwne, bo pani Weasley zaczęła chichotać.
- Nie wiemy czego ci życzyć… - odezwał się w końcu
Harry, niepewnie zerkając na byłego profesora.
- Żebym przeżyła te parę dni ze Snape’em – mruknęła
pod nosem.
- Słyszałem, Granger!
- Nie wątpię…
- Nie pozwalaj sobie! – warknął oschle, rzucając jej
dłuższe spojrzenie. Tak bardzo żałował, że nie mógł pozbawić jej punktów!
Hermiona
wzniosła oczy ku niebu i zajęła się Ginny, która dusiła się ze śmiechu.
- Będzie dobrze. Jak będziesz czegoś potrzebować,
daj znać. W każdej sprawie – powiedziała znacząco i przyciągnęła ją lekko do
siebie.
- Jasne. Będziemy w kontakcie.
Pani
Weasley zapakowała im trochę pasztecików i dała parę rad, jak wytrwać ostatnie
dni do porodu i nie zwariować, za które była jej wyjątkowo wdzięczna.
Wystarczająco się już stresowała.
- Niech pani pozdrowi ode mnie pana Weasley’a –
zawołała na pożegnanie i wyszła za Snape’em do ogrodu.
- Słuchaj – zaczął, gdy wyszli poza zabezpieczenia
Nory – tak naprawdę nie powinnaś się aportować, jednak proszek Fiuu jest o
wiele bardziej niebezpieczny. Pociąg trwa zdecydowanie zbyt długo i również nie
jest do końca wskazany. Będziemy aportować się razem i to ja będę prowadzić.
Nic nie rób, zachowuj się, jakbyś nie potrafiła tego robić, dasz radę?
- Tak sądzę. Dziecku nic nie będzie?
- Nie, jeżeli będziesz mnie słuchać – odparł,
unosząc jedną brew do góry. – Pytania?
- Co z Draco?
- Zostawmy to na później. Złap mnie za rękę –
wyciągnął do niej dłoń, uprzednio wysyłając kufer do szkoły. Hermiona przez
chwilę na niego patrzyła, po czym bez wahania ujęła go za rękę. Była duża,
spracowana i zdecydowanie bezpieczna oraz znana. Chwilę później okręcili się w
miejscu i aportowali. Lądując, tylko dzięki Severusowi nie straciła równowagi.
Przytrzymał ją i gdy upewnił się, że stoi o własnych siłach, puścił. Odniosła
wrażenie, że zrobił to o wiele szybciej, niż by chciał. W dodatku unikał jej
wzroku.
- Zachowujesz się jak słoń w składzie porcelany –
mruknął, kręcąc głową z politowaniem. Potem ruszył szybkim krokiem w stronę
szkolnej bramy, zostawiając ją samą.
- Snape! – krzyknęła za nim, robiąc parę kroków w
jego kierunku. Mężczyzna zatrzymał się i powoli odwrócił. Posłał jej pytające
spojrzenie, które jednocześnie mówiło, że się śpieszy. – Zdajesz sobie sprawę,
że jesteś dupkiem?
- Sto punktów dla Gryffindoru, za spostrzegawczość,
panno Granger! – zawołał sarkastycznie.
- Martwiłam się! Przez cały tydzień unikałeś mnie
jak ognia. Nie raczyłeś nawet odpisać. Parę słów z pewnością by cię nie zabiło!
- Przecież odpisałem! – warknął, podchodząc bliżej.
Teraz dzieliło ich tylko kilkanaście centymetrów. Hermiona odnosiła wrażenie,
że ciepłe, letnie powietrze zamarzło.
- Dopiero wczoraj w nocy! A co z resztą tygodnia?
Nie pojawiałeś się w Norze, a Dumbledore zbywał każde pytanie o ciebie.
Wyobrażasz sobie, jak się czułam?
Severus
skrzywił się, słysząc jej słowa. Przez chwilę zastanawiał się co
powiedzieć, a Hermiona dała mu czas.
Podczas jej nie obecności, stało się coś, co odsunęło ich od siebie.
- Gadaj z Dumbledore’em, to on cię ignorował. Ja nie
zachowywałem się inaczej, niż normalnie – następnie odwrócił się na pięcie i
odszedł, tym razem naprawdę zostawiając ją samą.
Hermiona
zacisnęła pięści, ale ruszyła za nim. Cokolwiek się stało, chciała wiedzieć.
Jeżeli nie od niego, to od kogoś innego. Wszystko jedno.
Minęło
sporo czasu, kiedy stanęła przed gabinetem dyrektora. Odetchnęła głębiej,
uspokoiła oddech i spojrzała z niechęcią na gargulca. Nie była w formie na zgadywanie
hasła, dlatego wysłała patronusa z informacją, że stoi przed drzwiami. Moment
później strażnik odskoczył i wpuścił ją do środka.
- Panna Granger – wskazał jej krzesło, naprzeciwko
siebie - widzę, że Severus przeniósł cię bezpiecznie do Hogwartu.
- Tak, dziękuję, że go pan poprosił.
- Ja? – zmarszczył czoło, po czym uśmiechnął się ze
zrozumieniem – to był jego pomysł. Nie wiem dlaczego, ale ten chłopak cały czas
wypiera się dobrych rzeczy, które zrobił.
- Myślę, że nie chce się przyznać do własnych uczuć.
W tej właśnie sprawie do pana przyszłam, dyrektorze – Hermiona uśmiechnęła się
blado i spojrzała na zmęczoną twarz Dumbledore’a. Nie tylko Severus zmizerniał.
- Zamieniam się w słuch – zażartował i rozsiadł się
wygodniej na krześle.
- Nie wiem co się stało, ale przez cały tydzień mnie
ignorował – nawet pan to robił i jestem ciekawa dlaczego. Co się takiego
wydarzyło, że zaczął mnie od siebie odsuwać?
Dumbledore
westchnął i wstał. Obszedł biurko i podszedł do okna. Spojrzał na Zakazany Las
i dopiero później na Hermionę.
- On jest przerażony – odparł z prostotą, ignorując
zszokowane spojrzenie dziewczyny. Skinął głową i kontynuował. – Spróbuj
postawić się w jego sytuacji. Lada moment urodzi mu się syn – tuż przed wojną,
której może nie przeżyć. Wszyscy znamy optymizm Severusa i wiemy, jaki jest
ogromny.
- Chyba dalej nie rozumiem. Przecież przed końcem
roku wszystko było w porządku.
- Hermiono, on został sam i zaczął myśleć. Jesteś
młoda i piękna, pełna perspektyw na życie, które z pewnością nie dotyczą jego. Nie
chce marnować ci życia i woli się poświęcić. Masz rację, ignorowałem cię przez
ten tydzień, ale robiłem to ze względu na Severusa. Wieczorem, po zakończeniu
roku, przyszedł do mnie całkowicie pijany i wymusił obietnicę, że nie będzie
musiał pojawiać się w Norze.
- Chciał mnie zostawić? Tak bez słowa? – zapytała,
czując, że jej głos robi się coraz bardziej piskliwy. Zacisnęła ręce na
podłokietniku krzesła. Ona to sobie już nim porozmawia i odechce mu się na
zawsze takich pomysłów!
- Chciał ofiarować ci wolność.
- Kretyński pomysł – warknęła pod nosem i moment
później zorientowała się do kogo mówi – to znaczy… ja… przepraszam, profesorze.
- Nie ma za co. Uważam dokładnie tak samo jak ty –
puścił jej oczko, ale zaraz spoważniał – Wczoraj, chyba za sprawą Marcela,
zrozumiał swój błąd i przyszedł do mnie. Myślę, że dotarło do niego, co zrobił
i chciał to naprawić. Poprosił mnie o przeniesienie tutaj ciebie. I tak planowałem
to zrobić, więc naturalnie się zgodziłem. Severus wspominał, że za parę dni
masz termin?
- Tak, teoretycznie pojutrze, ale pani Pomfrey i
pani Weasley twierdzą, że muszę być gotowa w każdej chwili.
- Oczywiście, oczywiście. Jeżeli to wszystko, to…
- Już mnie nie ma – wstała z krzesła i uśmiechnęła
się ciepło do dyrektora. – Dziękuję za pomoc. Czasem ciężko mi go zrozumieć,
dlatego zwracam się do pana. Zna pan Severusa o wiele dłużej niż ja.
- A i tak mam problemy. Jest bardzo skomplikowany.
- To prawda. No nic… jeszcze raz dziękuję i do
widzenia.
Hermiona
skierowała się do Skrzydła Szpitalnego, aby poinformować panią Pomfrey, że jest
już w szkole. Pielęgniarka wcisnęła w nią przeróżne eliksiry i dopiero po
upewnieniu się, że wszystko jest w porządku (czyli, po dobrych czterdziestu
minutach) pozwoliła wyjść. Trochę rozbawiona, a trochę zirytowana ruszyła do
Lochów. Musiała przecież porozmawiać z Severusem, wytłumaczyć mu, że dalej jest
dla niej najważniejszy. Najwidoczniej jeżeli nie powtarzała mu tego raz na
jakiś czas, zapominał. Potrzebował wyjątkowo dużo czułości, jak na kogoś, kto
jej w żaden sposób nie okazywał.
Uśmiechnęła
się pod nosem i zeszła po schodach. Mogło ją to trochę drażnić – w końcu zachowywał
się jak nabuzowana hormonami kobieta, a nie jak wieloletni szpieg doskonały,
jednak wiedziała w co się pakuje i właśnie za to go kochała. Uwielbiała w nim
tę niepewność i brak obycia w niektórych sprawach. Był taki nieporadny i nie
wiedział jak się zachować, przez co często wybuchał złością. Pomimo tego,
radził sobie coraz lepiej – pomijając te momenty, gdy był za długo sam i
przychodziły mu poronione pomysły, takie jak ten ostatni.
Bez problemy weszła do jego gabinetu,
a później do pracowni. Domyślała się, że to tam go znajdzie. Zawsze, gdy nie
wiedział co zrobić, zajmował się eliksirami. Praca pozwalała mu odpocząć i zaznać
trochę spokoju. Rozumiała to, bo sama lubiła w ten sposób myśleć. Nie zauważył
jej, bo stał tyłem, pochylony nad kociołkiem. Hermiona uśmiechnęła się lekko i
podeszła bliżej. Pozwoliła sobie na głośniejszy krok, aby ją usłyszał. Nie
chciała go zaskoczyć. Gdy się spiął, wiedziała już, że zdawał sobie sprawę z
jej obecności. Nie odwrócił się jednak, dalej udawał, że jest zajęty pracą.
- Jesteś skończonym kretynem, Severusie, jeżeli
pomyślałeś, że świetnym prezentem z okazji ukończenia szkoły, będzie
zostawienie mnie samą. Mnie i Aleksandra, rzecz jasna. Niedługo urodzi ci się
syn, więc lepiej uciec gdzie pieprz rośnie – oznajmiła spokojnym głosem, jednak
nie odwrócił się. Przestał pracować, opierał się tylko o blat stołu, ale
uparcie nie chciał na nią spojrzeć. – A może przestałam ci się podobać?
Znudziłam ci się, dlatego lepiej zostawić starą zabawkę i znaleźć sobie nową?
- Bredzisz – warknął wściekle i wreszcie się
odwrócił. Hermiona widząc jego twarz, cofnęła się ze zdziwienia. Zdecydowanie
nie tego się spodziewała – jego mina wyrażała największe uczucie, na jakie było
go stać. Oczy miał pełne miłości, wręcz pożądania.
- Ah, tak? – wyjąkała, całkowicie się zatracając w
jego spojrzeniu. Nie mogła wydusić nic więcej.
- Kocham cię. Kocham cię jak głupi, ale nie chcę
psuć ci życia. Możesz znaleźć sobie kogoś lepszego, kogoś z przyszłością.
- Nie chcę. Mówiłam tysiąc razy, że pragnę tylko
ciebie i lepiej żeby to wreszcie do ciebie dotarło!
Więcej
nie musiała mówić. Severus w dosłownie dwóch krokach pokonał całą dzielącą ich
odległość. Chwycił jej twarz w dłonie i namiętnie pocałował. Hermiona
przymknęła oczy, delektując się jego smakiem i zapachem – czyli czymś, czego
nie była w stanie nigdy zapomnieć. Smakował najlepiej na świecie.
Obudziła
się w środku nocy, czując się dziwnie. Pierwsze co zarejestrowała, to to, że
znajdowała się w sypialni Severusa, przytulona do niego. Mężczyzna cicho
pochrapywał jej do ucha i łagodnie przytulał do siebie. On naprawdę potrafił
być czuły, chociaż nigdy w życiu by się do tego nie przyznał.
Przez
chwilę nie wiedziała, dlaczego się obudziła, jednak moment później to poczuła –
skurcz, chociaż jeszcze dosyć łagodny. Przyłożyła dłoń do brzucha i przez jakiś
czas leżała bez ruchu. Może zaraz wszystko ustanie, nie ma sensu budzić
Snape’a. Zacząłby zrzędzić, coś o przewrażliwionych kobietach, które nie mogą w
nocy spać. Odczekała jeszcze dwadzieścia minut i z każdym momentem była coraz
bardziej pewna.
- Severusie – potrząsnęła nim łagodnie, ale na nie
wiele się do zdało. Wypuścił ją z objęć i przewrócił się na drugi bok, dalej
smacznie śpiąc. – Severus!
- Co do cholery…? – wysapał, od razu siadając i niespokojnie
rozglądając się po pokoju. Dopiero, gdy
jego spojrzenie natrafiło na Hermionę, uspokoił się.
- Już czas – posłała mu blady uśmiech i skrzywiła
się lekko.
- Na co? – zapytał, dalej nie rozumiejąc.
- Na spacer po błoniach w świetle księżyca –
warknęła sarkastycznie i wniosła oczy ku niebu, błagając o cierpliwość – Chyba
zaczęłam rodzić.
Z
zadowoleniem mogła obserwować, jak ta wiadomość do niego dotarła. Zaspanie na
twarzy od razu ustąpiło miejsca podekscytowaniu i wyjątkowej niepewności. Zbliżył
się do niej i uśmiechnął się.
- Jesteś pewna?
- Tak. Mógłbyś się wreszcie ruszyć – przypomniała
mu, wykopując go z łóżka. Pierwszy raz za to nie oberwała, a wręcz zarobiła
czuły pocałunek w czoło. Ubrał się i z powrotem obok niej usiadł.
- Zanieść cię?
- Nie ma takiej potrzeby. Bez problemu dojdę do
Skrzydła Szpitalnego. Pani Pomfery powiemy, że spotkałeś mnie na korytarzu i
oczywiście się mną zająłeś. Dżentelmen.
- Nie mam pojęcia, dlaczego powiedziałaś to z takim
jadem – zakpił i wyszli z jego komnat.
Hermiona
szła powoli i od czasu do czasu się krzywiła. Gdy byli na trzecim piętrze, zatrzymała
się na chwilę
- Jesteś blada jak ściana – skomentował niepewnie.
Nie miał pojęcia jak się zachować, a ona swoją upartością wcale nie pomagała.
- Co ty nie powiesz – mruknęła i odetchnęła głębiej.
Severus w końcu westchnął i bez ostrzeżenia wziął ją na ręce. Ignorując jej
okrzyki, aby postawił ją na ziemi, ruszył do szpitala. Drzwi otworzył
kopniakiem i zawołał Poppy, która przybiegła całkiem sprawnie.
- Panna Granger! – zawołała zdziwiona, jednak szybko
ochłonęła - Severusie połóż ją tam.
Trochę delikatności, Merlinie!
- Nie zrzędź kobieto – mruknął pod nosem, ale tak
cicho, aby tylko Hermiona to usłyszała, która zachichotała.
- Idź już, Severusie, zostaw nas same. No już, już!
- Pani Pomfrey, a czy profesor Snape nie mógłby…
zostać? – zapytała niepewnie i zdusiła w sobie jęknięcie. Przyłożyła dłoń do
brzucha, ale ból nie ustępował.
- Wykluczone! Ile masz już skurcze?
- Od jakiś czterdziestu minut – mruknęła i spojrzała
na Severusa, który przyglądał jej się badawczo. Skinęła w końcu głową i
ścisnęła jego rękę. Potem bez słowa wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego,
zostawiając ją samą. Nagle poczuła się wyjątkowo niepewnie.
Severus
Snape naprawdę był opanowanym mężczyzną, jednak tej nocy nie mógł się uspokoić.
Siedział pod wejściem do szpitala, wraz Potterem i Weasley’ami, których powiadomił,
jak tylko został wyrzucony za drzwi. Nie zrobił tego oczywiście z własnej woli
- kazała wysłać mu patronusa.
Siedział
obok bladego Pottera i słuchał wrzasków rozchodzących się po korytarzu.
Wrzasków Hermiony, jego Hermiony. Trwało to już dobre parę godzin i nic.
Najgorsze było to, że nie miał pojęcia ile to może jeszcze potrwać. Słońce
zdążyło już wstać i był pewien, że minęło południe.
W
końcu wszystko ustało. Zaległa cisza, która ocuciła wszystkich. Ronald podniósł
głowę i spojrzał na drzwi. Ginewra przetarła zmęczone oczy, a Potter
wyprostował się na krześle. Nagle, drzwi się otworzyły i wyszła z nich zmęczona
pani Pomfrey. Uśmiechnęła się jednak szeroko.
- To chłopiec. Zdrowy, silny chłopiec.
Severus, który nawet nie
zdawał sobie sprawy z tego, że wstał, opadł z powrotem na krzesło. Miał syna!
Zamknął oczy i odetchnął z ulgą. Miał syna…
Ojejku, pierwsza!
OdpowiedzUsuńChyba jeszcze nigdy nie komentowalam, za co mocno przepraszam! No ale na swoje wytłumaczenie mam jedno: dopiero ostatnio zaczęłam czytać twojego bloga... No żałuję, że nie mogłam być z nim od początku zważając na to ze blog prawie zakończony. ;cc
A co do rozdziału to mega ciesze się ze Sev ma w końcu tego syna, tylko chce go potępić za te jego postępowanie w stosunku do Hermiony. Nie no się wkurzyłam... Na niego oczywiście.
Czekam na następne rozdziały.
Pozdrawiam,
Lily
Jeny to jest świetne, dodaj kolejny rozdział błagam bo nie wytrzymam :-P
OdpowiedzUsuńMiód Malina * . * cudowny rozdział. Oby tylko Sev pod wpływem emocji nie zrobił czegoś głupiego ;3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny <3 Weny i pomysłów <3
Och, jej, moja najdroższa! <3
OdpowiedzUsuńTen rozdział był piękny!
Severus, bezczelny jesteś, jak mogłeś jej nie odpisywać przez tak długi czas, a potem tylko "Żyję, nie dramatyzuj"?! No jak?!
Oczywiście dalsza cześć rozdziału to wynagradza... ♥ Kocham ♥
Aż mi oczy wyszły z orbit, kiedy zdałam sobie sprawę, że Hermiona rodzi, ot, co.
Miał syna...
Miał syna...
Kurczę, jak to pięknie brzmi, och <3
Miał syna...
No cóż. Jestem osobiście zachwycona tą notką :)
Pozdrawiam i życzę weny :)
Twoja always
P. S. Mam prośbę, mogłabyś informować mnie o nowych rozdziałach? Bo blogger mi ich nie wyświetla -.-
Najleprze opo HG/SS jakie czytałem!!!!
OdpowiedzUsuń~Seba
Nawet nie wiesz jak zawsze przeżywam twoje opowiadanie! A szczególnie kiedy jest wzmianka o SYNU DRACO i wtedy aż mnie szlag trafia c; Mam nadzieję że teraz urodził się z czarnymi włosami i haczykowatym nosem, może wtedy wszyscy zorientują się że coś tu nie gra ;p Z olbrzymią niecierpliwością czekam na następny rozdział i zapraszam do mnie na rozdział 2 na severus-and-hermione.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńAwww.. :3 Boże, jakie to słodkie ♥
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału. Weny życzę. :)
Mam nadzieje,ze ten komentarz uda mi sie wyslac. Probuje po raz ktorys (20 kilka razy napewno) i klapa.Rozdzial przeczytalam jakies 3h po tym jak sie ukazal,a nie moge podziekowac Ci za niego do tej pory. A JEST ZA CO!!! Super! Ewa
OdpowiedzUsuń