Wreszcie! Myślałam nad ostatnia scena od dobrych paru miesięcy, jednak dopiero pisząc ten rozdział, wszystko zaczęło się układać. Mam nadzieję, że... mimo wszystko będzie się podobać. Do końca jest jeszcze parę rozdziałów, mniej więcej od dwóch do czterech. Zobaczymy jak pójdzie z moją tendencją do wydłużania akcji xD
Tak czy inaczej, koniecznie musicie skomentować i wyrazić swoją opinię. Już się nie mogę doczekać! :D
Hermiona Granger przewróciła się na drugi bok i jej
wzrok padł na maleńką kołyskę tuż obok łóżka. Uśmiechnęła się do siebie i
wyciągnęła rękę, aby dotknąć śpiącego Aleksandra. Jego policzki były czerwone,
delikatne i gładkie.
To
było takie nie rzeczywiste. Miała syna i była najszczęśliwszą kobietą w Anglii.
Nigdy nie sądziła, że takie maleństwo może w tak krótkim czasie wnieść tyle
radości. To było wręcz niedorzeczne. Nie powinna się cieszyć – Aleksander
urodził się w ciężkich czasach, tuż przed wojną. Wiedziała to wszystko, ale
uśmiech nie schodził jej z twarzy. Po prostu nie mogła myśleć o ciężkich
sprawach, nie w tej chwili.
Po
urodzeniu, od razu przyszli ją odwiedzić Weasley’owie i Harry. Molly popłakała
się patrząc na dziecko, a Harry i Ron nie wiedzieli jak się zachować. Nawet
Ginny, słynąca z nieokazywania emocji, uśmiechała się jak głupia.
- To dla Aleksa – mruknął niepewnie Harry,
zaglądając do kołyski i kładąc w niej pluszowego misia z czerwoną kokardą.
- Dziękuję. Jest piękny – odparła, poprawiając się
na poduszkach.
- To mugole dają dzieciom niedźwiedzie? – zdziwił
się Ron, zajmując miejsce w nogach Hermiony. Obydwoje parsknęli cichym
śmiechem.
- Nie niedźwiedzie, tylko misie. To naprawdę dziwne,
że czarodzieje się nimi nie bawią.
- Powinniście już iść. Panna Granger musi porządnie
wypocząć – zawołała energicznie pani Pomfrey wchodząc na salę. Machnęła różdżką
i zasłoniła okna, aby zrobić półmrok w pokoju.
Chłopcy
poderwali się z miejsc i pożegnali się z Hermioną. Ginny i pani Weasley
przytuliły ją, a pan Weasley pocałował w czoło. Chwilę później została sama z
Poppy, która podała jej fiolkę z eliksirem.
- Od razu po nim zaśniesz. Jesteś wykończona, a
powinnaś wypocząć. Czeka cię ciężkich parę lat – zachichotała i poszła do
siebie.
Severus
Snape pomimo ogromnej euforii nie wszedł do Skrzydła Szpitalnego. Nie zobaczył
Hermiony, nie poznał syna. Zamiast tego zszedł do lochów i ubrał szaty Śmierciożercy.
Miał rolę do spełnienia i musiał wykonać ją najlepiej jak potrafił.
Wyszedł
poza teren szkoły i aportował się do Dworu Malfoy’ów. Furtka, która jak zwykle
była zamknięta dla mniej ważnych Śmierciożerców, przed nim otworzyła się od
razu. Był prawą ręką Czarnego Pana. Mógł wejść wszędzie, gdzie tylko zapragnął.
- Severusie, co cię tutaj sprowadza? Nie było
wezwania… - Lucjusz przywitał go na schodach. On zawsze wiedział o przybyciu
każdej osoby do jego domu. Wszędzie miał szpiegów.
- Muszę porozmawiać z Czarnym Panem i twoim synem –
oznajmił chłodnym tonem. Tak bardzo musiał nad sobą panować, aby się nie uśmiechnąć
i tym samym nie zdradzić.
- Z Draconem? Po co?
- Nie sądzę, abyś był upoważniony do usłyszenia tych
wieści przed naszym Panem – odparł gładko i wyminął go na schodach.
W
pewien sposób lubił Lucjusza – co prawda był mocno perwersyjny i miał spaczony
gust. Uwielbiał wymyślne sposoby tortur i nie wiele rzeczy potrafiło naprawdę
wywrzeć na nim wrażenie. Nie tolerował mugoli i szlam, co akurat nie było
niczym dziwnym. Wszyscy Śmierciożercy, którzy chcieli przeżyć mieli podobne
upodobania. Pomimo typowego okrucieństwa, Malfoy miał styl i to w prawdziwym
tego słowa znaczeniu. Wychował się w bogatym domu, nigdy mu niczego nie
brakowało. Od dzieciństwa wpajano mu dobre maniery i elegancję, która miała
wyglądać na wrodzoną. Pod tym względem był prawdziwym księciem. Nic dziwnego,
że Narcyza go pokochała. Ich małżeństwo było zaaranżowane, ale nie przeszkodziło
im to w pokochaniu siebie. Przez wiele lat wystarczała im tylko swoja obecność.
Lucjusz nie potrzebował skoków w bok,
całkowicie zauroczony swoją piękną żoną. Niestety po odrodzeniu Czarnego Pana,
Malfoy’owie stracili na pozycji, co szalenie irytowało Narcyzę. Powoli odsuwała
się od męża, co doprowadziło do tego, że ona wylądowała w łóżku Severusa, a on
każdą noc spędzał z inną.
Niestety
ich małżeństwo nie było wyjątkiem w elicie Śmierciożerców. Bellatriks i
Rudolfus nigdy się nie kochali. W poznaniu siebie przeszkadzała im obecność
Czarnego Pana. Bella maniakalnie się w nim durzyła, a Lestrange nie potrafił
być wierny jednej kobiecie.
Severus
był na swój sposób wyjątkiem. Przez wiele lat nie potrzebował miłości, wręcz
uważał ją za zbędną i zbyt bolesną. Kochał Lily Evans i przysporzyło mu wiele
kłopotów, których dałoby się uniknąć, gdyby w porę zapanował nad emocjami. Nie
chciał przechodzić przez to ponownie, jednak nim się spostrzegł u jego boku
była Hermiona, radosna i niewinna. Dała mu poczucie bezpieczeństwa, rodzinę i
przyjaźń, nie żądając nic w zamian.
- Panie mój – przywitał się, wchodząc do pokoju w
którym siedział Voldemort. Ukląkł przed nim i dopiero, gdy pozwolił mu się
podnieść, uczynił to, cały czas pokornie patrząc pod nogi.
- Masz jakieś wieści, Severusie? – Czarny Pan nie
okazał zbyt dużego zainteresowania, ale nie zmyliło go to. Od jakiegoś czasu
wyjątkowo panował na emocjami.
- Szlama
Pottera urodziła dzisiaj dziecko Dracona – oznajmił i przybrał maskę
obojętności. Nie mógł sobie pozwolić na jakikolwiek grymas.
- Chłopak wie?
- Tobie pierwszemu powiedziałem… - Snape skłonił
lekko głowę.
- Wspaniale, wspaniale. Nie zmienia to jednak
naszych planów. Szlama jest twoja i to ty ją zabijesz.
- Z czystą radością to uczynię, mój panie.
- Możesz odejść – Voldemort machnął niedbale ręką i
wrócił do jakiegoś starego manuskryptu. Severus jeszcze przez moment stał, po
czym wyszedł z pokoju, zostawiając go samego. Teraz musiał porozmawiać z Draco
i to miała być zdecydowanie trudniejsza rozmowa.
Snape
zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się. Drąco najprawdopodobniej był u siebie w
pokoju, ale może powinien zobaczyć się najpierw z Narcyzą? Skrzywił się na ten
pomysł. Nie chciał jej widzieć, nie w takich okolicznościach. Tak naprawdę
marzył, aby wreszcie poznać syna.
Przybrał
na twarz maskę obojętności i chłodnego znudzenia, a potem ruszył w stronę
schodów. Chłopak miał pokój w sypialnej części dworu – z dala od wrzasków
Śmierciożerców.
- Ty tutaj, Snape? – zagadnął Dołohow, mijając go na
półpiętrze. Severus niechętnie się zatrzymał i uśmiechnął się nieprzyjemnie.
- Jak widać – był świadomy tego, co mógł sobie
pomyśleć. Tylko on został wezwany przez Czarnego Pana, co oznaczało dwie rzeczy
– karę lub nagrodę. Nie zamierzał go uświadamiać.
- Nie wracasz do Hogwartu? – ewidentnie był
ciekawszy niż powinien. Zaczynało go to trochę drażnić.
- Są wakacje, Dołohow – przypomniał mu chłodno i
powoli ruszył – Zastanawiam się, czy nie wprowadzić się tutaj na ten czas –
uśmiechnął się pod nosem i odszedł. Antonin z pewnością się odegra, jak tylko
się dowie, że kłamie, ale warto było – jego mina była bezcenna.
Nieco
w lepszym humorze, zapukał do pokoju Draco. Przez chwilę panowała cisza, po
czym usłyszał znajome warknięcie.
- Nie jestem głodny. Odejdź!
- Draco, to ja – powiedział, marszcząc czoło. Nie
minęły dwie sekundy, a drzwi się uchyliły i zobaczył jasną czuprynę
chrześniaka.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że to ty – wpuścił
Severusa do pokoju i zarumienił się lekko. Wszędzie walały się ubrania – leżały
na ziemi, na krześle oraz łóżku. W dodatku panował nieprzyjemny zaduch.
- Młodzieńczy bunt? – zapytał z rozbawieniem Snape,
sadowiąc się w fotelu, uprzednio zrzucając rzeczy na podłogę.
- Ja… nie spodziewałem się gości – wydukał w końcu i
zajął fotel naprzeciwko. Severus z zadowoleniem zauważył, że przynajmniej było
mu głupio. Z drugiej strony nie dziwił się chłopakowi. Gdyby sam miał mieszkać
w takim domu, rzuciłby się przez okno.
- Przynoszę dobre wieści – Draco uniósł z nadzieją
głowę – Masz… syna – uśmiechnął się lekko i obserwował, jak nastrój Malfoy’a
się zmienia. Wyprostował się, a oczy zaczęły przyjemnie błyszczeć. Wreszcie
wyglądał na chłopaka w swoim wieku, a nie na ducha przeszłości.
- Naprawdę? – zapytał drżącym głosem, przełykając
nerwowo ślinę.
- Uwierz mi, mam co robić – uśmiechnął się drwiąco –
Nie mam czasu na bzdury.
- No tak… wybacz – Draco nie mógł się powstrzymać i
po chwili jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. – Z Hermioną wszystko w
porządku?
- Obiecałem ci, że się nią zajmę – przypomniał mu
spokojnie.
- Dziękuję ci, Severusie. Za wszystko… za cały ten
rok – Malfoy wstał i wyciągnął rękę w jego kierunku. Snape przez chwilę beznamiętnie
patrzył na niego, po czym uścisnął dłoń. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo
zniszczył mu życie, z pewnością nie byłby teraz taki grzeczny – wrobił go w
syna i podniecił kruchą miłość do Hermiony, przez którą przystąpił do Czarnego
Pana. Pewnie zrobiłby to i bez jego udziału, ale on z pewnością w pewien sposób
mu pomógł.
Hermiona
przewróciła się na drugi bok i natrafiła na coś twardego. Na coś, czego nie
powinno tam być. Otworzyła powoli oczy i podskoczyła.
- Och, Severus – uśmiechnęła się lekko i podniosła
na poduszkach. Wreszcie przyszedł! Ledwie powstrzymała się, aby rzucić mu się
na szyję.
- Obudziłem cię – stwierdził, jednak po jego minie
widać było, że nie żałuje. Wzruszyła ramionami. Przez chwilę jej się
przyglądał, po czym powoli pochylił się w jej kierunku. Odgarnął kosmyk włosów
za ucho i pocałował. Od razu się domyśliła, że był u Voldemorta - inaczej
pachniał, poza tym, miał związane włosy. Objęła go za szyję i jednym ruchem
rozwiązała mu tasiemkę, która opadła na kołdrę. Była czarna, odznaczała się na
białej, szpitalnej pościeli.
- W taki sposób możesz mnie budzić codziennie –
wyszeptała, odsuwając się od niego kilka centymetrów. Widziała, że kąciki ust
mi drgają, jednak nie uśmiechnął się.
- Marzenie ściętej głowy – odparł i odchrząknął
niepewnie. Przeniósł spojrzenie na kołyskę, stojącą tuż obok łóżka. Hermiona
natomiast nie odrywała wzroku od Severusa.
- Ktoś tu chce cię poznać – powiedziała łagodnie. Wiedziała,
że się waha, dlatego sama wzięła Aleksa na ręce, uważając, aby go nie obudzić.
Pierwszy
raz widziała, że Snape był przerażony. Nie miał pojęcia jak się zachować, co
zrobić. Nigdy nie miał na rękach małego dziecka. Do tego wchodziły jeszcze
wspomnienia. Jego ojciec nie był wzorem do naśladowania, domyślała się, że
zrobiłby wszystko, aby nie skończyć jak on.
- Chcesz go potrzymać? – zapytała, uśmiechając się
lekko. Wyciągnęła ręce w jego kierunku, ale nie wziął go od niej. – Severusie…
to jest twój syn.
Drgnął
i podniósł spojrzenie na Hermionę. Kiwnęła zachęcająco głową i ponownie
wyciągnęła ręce. W końcu się przełamał i nieporadnie wziął dziecko.
- Mój syn… - powtórzył za nią i uśmiechnął się
niepewnie. Był malutki, ciepły i tak przyjemnie pachniał! Nagle Aleksander
otworzył oczy – były duże i niebieskie. Severus zamarł.
- Spokojnie! Kolor oczu zmieni się mniej więcej po
jego pierwszych urodzinach – powiedziała szybko, zagryzając wargę, aby się nie
zacząć się śmiać.
- Zawsze tak jest?
- Zazwyczaj – szturchnęła go lekko – To jest twój
syn. Niech pan przestanie tyle myśleć, panie profesorze – zażartowała i
patrzyła jak Aleks ponownie zasypia.
- Niech pani nie będzie taka mądra, panno Granger –
mruknął i wstał. Odłożył go do łóżeczka i jeszcze przez chwilę patrzył
oczarowany na syna.
- Chciałabym wrócić na noc do twoich komnat –
odezwała się w końcu, wzdychając. Przetarła ręką zmęczone oczy. Była czwarta w
nocy!
- Lepiej nie. Poppy podniesie alarm, gdy rano nie
zastanie cię w łóżku – zażartował, po czym przeciągnął się – Muszę iść. To był
ciężki dzień.
- To prawda. Dobranoc Severusie – skrzywił się
lekko, jednak w taki sposób, że wzięła to za uśmiech. Pokazała mu język i
ułożyła się wygodniej. Chwilę później Snape wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego,
gasząc uprzednio lampkę nocną. Jedyne światło dawał księżyc za oknem. Hermiona
patrzyła na niego, dopóki powieki nie zrobiły się nieznośnie ciężkie i ponownie
zasnęła.
Półtora miesiąca później:
-
Idziemy do kuchni. Idziesz z nami?
- Nie dzięki, nie jestem głodna…
- Jasne.
Hermiona
siedziała w Wielkiej Sali i obgryzała
paznokcie. Za parę godzin miała rozpocząć się Bitwa o Hogwart. Emocje w szkole
były wręcz namacalne – nikt nad sobą nie panował, każdy myślał tylko o jednym.
Kiedy ten czas minął? Przecież nie tak dawno temu cieszyła się wspólnymi
chwilami z przyjaciółmi, z Aleksem i od czasu do czasu z Severusem, chociaż był
wiecznie zajęty. A teraz musiała zostawić własnego syna z Andromedą Tonks – namówił
ją do tego Dumbledore. To było jedyne rozwiązanie, skoro postanowiła walczyć. Nie
żeby nie ufała matce Tonks. Po prostu jej nie znała. Po paru godzinach rozmowy
ze Snape’em, w końcu się zgodzili.
Teddy, syn Remusa i Nimfadory również został tam przeniesiony – był nie
wiele starszy od Aleksandra.
Rozejrzała
się po ogromnym pomieszczeniu i przeszedł ją dreszcz grozy. Tyle znanych jej
ludzi, czekało na ostateczne starcie. Zniknęły wszelkie podzielnia – nie było
rozróżnienia na domy, wszyscy teraz należeli do Zakonu Feniksa. Czy się bała?
Oczywiście. Nie panowała nad nerwowymi tikami, które ostatnio się u niej
pojawiły – obgryzanie paznokci i ruszanie nogą, które nawet nikogo nie
denerwowało. Wszyscy byli pogrążeni we własnych ponurych rozmyślaniach.
Od przedwczoraj
nie widziała Severusa – Voldemort go wezwał i od tamtej pory nie wrócił,
chociaż kontaktował się z Dumbledore’em. Dowiedzieli się dzięki temu, że
Śmierciożercy zaatakują dzisiaj, około północy. Zostało im niecałe sześć
godzin, a pomimo tego, nikt nie kładł się spać. Widziała, że Dumbledore,
McGonagall, Szalonooki, Flitwick, Lupin i Shackebot pogrążeni są w cichej
rozmowie, pochylając się nad magiczną makietą Hogwartu. Harry i Ron poszli do
kuchni, aczkolwiek była pewna, że nie byli głodni – po prostu musieli coś
robić, aby nie zwariować. Ginny siedziała tuż obok, przysypiając na ramieniu
Freda lub George’a. Reszta podobnie jak Hermiona, próbowała nie zacząć krzyczeć
– to oczekiwanie było najgorsze.
Teoretycznie
była w grupie chroniącej szkołę, chociaż dyrektor podkreślał wiele razy, że
podczas walki wszystko może ulec zmianie – Severus nie mógł zdradzić planu
Voldemorta, także działali na ślepo.
Nagle
Dumbledore wyprostował się i cicho odchrząknął, tak, że cichy gwar natychmiast
umilkł – to zadziwiające, jaką władzę miał ten człowiek.
- Uważam, że powinniście się przespać, chociaż parę
godzin – Hermiona, która uniosła głowę, aby na niego spojrzeć, od razu po tych
słowach, wróciła do opierania się o stół. Nie było mowy o żadnym śnie – nie da
rady zasnąć - Jestem pewien, że pani
Pomfrey wszystkim chętnym da lekki środek nasenny – kontynuował. Oczywiście, że
tak! Przez ostatni tydzień, nie robili nic innego z Severusem, tylko ważyli
eliksiry dla Zakonu, w tym Słodkiego Snu. Hermiona wsadziła rękę do kieszeni,
aby dotknąć malutkiej fiolki – wywar, który dostała od Snape’a. Miała go zażyć
w ostatnim momencie.
Przełknęła
ślinę i wstała. Ktoś musiał zrobić pierwszy krok, inaczej nikt nie pójdzie
wypocząć, a to mogłoby się źle skończyć. Zmęczeni na pewno poniosą większe
straty w ludziach. W gardle pojawiła jej się wielka gula. Ile osób zginie? Ktoś
z jej najbliższych? Severus? Draco? A może Harry’emu nie uda się pokonać
Czarnego Pana? Odetchnęła głębiej, aby się uspokoić. Nie zauważyła nawet kiedy
zaczęła szybciej oddychać.
Weszła
do swojego starego pokoju i rozejrzała się. W czerwcu myślała, że nigdy już tutaj
nie wróci. Położyła się na łóżku i spojrzała w sufit. Nie zamierzała spać, ale
powinna odpocząć.
-
Z prawej! – krzyknęła, w ostatnim momencie obezwładniając jakiegoś zamaskowanego
Śmierciożercę i niewątpliwie ratując Harry’ego.
- Dzięki, Ginn! – uśmiechnął się szeroko
i zaczął walczyć z Macnair’em. – Incarcerous
– wrzasnął w końcu, krępując sznurami przeciwnika.
Ginny
w tym czasie próbowała nie dać się zabić Mulciber’owi. Mężczyzna poruszał się
tak szybko, że nie miała czasu na atak, mogła się tylko bronić a i to nie wychodziło
jej najlepiej.
- Impedimento!
– udało jej się rzucić i wreszcie miała pole do popisu. Puściła mu oczko – Reducto! – mruknęła i z satysfakcją
obserwowała jak niemal wymiotło Śmierciożercę przez okno, wprost na
dziedziniec.
Wszędzie
były walczące pary. Bitwa trwała już dobrą godzinę, ale jak na razie nieźle im
szło. Może naprawdę uda im się utrzymać zamek?
Po
drugiej stronie korytarza, dostrzegła dwie jasne głowy – prawdopodobnie
Malfoy’a i Lunę. Zaciekle walczyli ramię w ramię. Kto by pomyślał, że zżyją się
na wojnie? Uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła w tamtym kierunku. Harry pobiegł
za nią, osłaniając tyły. Nagle Draco się potknął i zachwiał, tracąc równowagę. Z
przerażeniem obserwowała, jak obrywa Sectumsemprą.
Upadł na ziemię, a na jego piersi zaczęły pojawiać się głębokie, krwawe rany.
Nie słyszała jego wrzasków – był za daleko i za dużo osób krzyczało zaklęcia,
aby słyszała i jego. Mogła sobie jednak dokładnie wyobrazić, co teraz przeżywa,
drugi raz w życiu. Ku jej ogromnemu zdumieniu, przy jego ciele pojawiła się
blada i zmęczona Luna. Machała różdżką nad jego torsem.
- Protego!
– pomyślała, kierując zaklęcie na tę dwójkę. Wreszcie udało jej się do nich
dobiec. – Spróbuj Velnera Sanantur –
wysapała, ocierając pot z twarzy. Luna skinęła poważnie głową. Chyba pierwszy
raz w życiu nie miała rozmarzonego spojrzenia.
- Już go wyleczyłam. Zemdlał – zagryzła
wargę i uderzyła go mocno w twarz. Moment później Draco otworzył oczy i
zaczerpnął głęboko powietrza.
- Drugi raz, Malfoy! – zawołał do niego
Harry i wysłał jakiegoś Śmierciożercę w powietrze.
- Odwal się, Potter – odparł słabo i
wstał. Ginny pokręciła głową. Od kiedy Harry dowiedział, że jest po stronie
Zakonu, zaufał mu.
Ruszyli
dalej. Po drodze spotkali Rona. Rozdzieli się na początku, poprzez zawalenie
się jednego piętra – jakiś idiota pomylił zaklęcia i ucierpiała na tym połowa
zamku, jednak zginęło kilku Śmierciożerców, więc wyszło na dobre.
- Musimy iść na dwór – zawołał Harry,
przekrzykując walczących – Voldemort tam jest!
Obydwoje
skinęli głowami i powoli zaczęli się tam kierować. Szło im dość mozolnie.
Przeciwników było znacznie więcej. Ciągle walczyli, a byli już poważnie
zmęczeni. Zbiegli po schodach i wreszcie dotarli do drzwi prowadzących na
zewnątrz. Otwarte były na oścież, ledwie trzymały się na zawiasach.
Śmierciożercy weszli do zamku wyjątkowo gwałtownie.
- O nie! – krzyknęła Ginny, zatykając
sobie usta ręką. W jej oczach wezbrały się łzy. Harry spojrzał na nią szybko,
nie wiedząc co się dzieje. Pokręciła głową i wskazała na coś ręką.
Harry
i Ron podążyli wzrokiem w tamtym kierunku. Żadne z nich nie potrafiło wydusić z
siebie słowa. Na ziemi, trzymając się za ręce leżeli Tonks i Lupin – martwi.
Ich twarze zastygły w delikatnym zdumieniu.
- To niemożliwe… - załkała, podbiegając
bliżej i rzucając się na kolana. Złapała za szatę Remusa i potrząsnęła. – Obudź
się!
- Ginny, to na nic… oni... – Harry urwał
i skrzywił się. Wiedział, że na wojnie jest to normalne, ale nie spodziewał się
tego. Obydwoje dobrze walczyli, nie powinni tak skończyć. Byli za młodzi,
dopiero urodził im się synek.
- Nie żyją - dokończył za niego
bezgłośnie Ron. Patrzył na nich, jakby nie do końca rozumiał co się dzieje.
Podszedł do siostry i pomógł jej wstać. Potem przytulił do siebie, pozwalając
się wypłakać.
- Musimy znaleźć Hermionę – powiedział
do Harry’ego, ponad ramieniem Ginny. Pokiwał głową i ostatni raz spojrzał na
Nimfadorę i Lupina. Potem wyczarował czarną płachtę i zarzucił na ich ciała.
Szybko odwrócił wzrok.
Rozejrzał
się. W pobliżu nie było żadnego Śmierciożercy, co było dziwne. Poprawił różdżkę
w ręce, która była już śliska od potu i ruszył powoli w stronę błoni.
Pociągająca nosem Ginny i rozdygotany Ron, ruszyli za nim.
Chciał
dostać się do Voldemorta, ale nie miał żadnego planu. Przydałby się Dumbledore,
jednak on również gdzieś zniknął. Miał przeczucie, że gdy wreszcie znajdzie
Czarnego Pana, odnajdzie również Hermionę i dyrektora. Oby nic jej nie było!
Hermiona
okręciła się na pięcie i rzuciła nieme Expelliarmus.
Nie trafiła i musiała odparować śmiertelne zaklęcie Bellatriks Lestrange.
- Tym razem zabiję cię, mała szlamo
Pottera! – wrzasnęła i zaniosła się szaleńczym śmiechem. Rzucała klątwy z
przerażającą łatwością, jakby nie stanowiły dla niej żadnego problemu, nawet te
najtrudniejsze. Taką ochotę w zadawaniu bólu widziała tylko u Severusa – wtedy
w domu, gdy zginęli jej rodzice.
- Drętwota
– wysapała i od razu się schyliła, widząc, że kolejne zaklęcie leci w jej
stronę. Minęło ją zaledwie o centymetr. Odetchnęła głębiej i szybko się podniosła.
Nie miała czasu na odpoczynek, a z pewnością go potrzebowała.
- Defido!
Conjunctivitis! Confrigo! – rzucała wszystkie zaklęcia, jakie przychodziły
jej do głowy. Severus byłby z niej dumny! Nie dawała za wygraną. Nagle ktoś
wrzasnął i to było zgubą Belli. Spojrzała w tamtą stronę i w tym momencie
Hermiona rzuciła zaklęcie. Lestrange upadła na ziemię i uderzyła głową o
kamień.
- Kto by pomyślał… zginęłaś jak zwykły
mugol – mruknęła, podchodząc do jej ciała. Uśmiechnęła się z satysfakcją i
odwróciła w drugą stronę. Jakieś dwadzieścia metrów od niej stał Severus.
Ginny
otarła oczy i puściła Rona. Muszą być w każdej chwili gotowi do walki! Nie może
się rozklejać, po drodze zobaczą jeszcze wiele ciał, możliwe, że bliskich. Zacisnęła
dłoń w pięść i pobiegła za Harrym.
Pięćdziesiąt
metrów dalej wreszcie zobaczyli ludzi. Stali na polanie, tuż obok Zakazanego Lasu.
Widok z góry był niesamowity. Walczący rzucali przeróżne w kolorze zaklęcia,
które z daleka przypominały fajerwerki. W samym centrum stał Voldemort i walczył
z Dumbledore’em i McGonagall. Harry zaczerpnął głębiej powietrza i puścił się w
ich stronę. Domyślała się, że nie chciał dopuścić do kolejnej śmierci, przez
niego. Ginny i Ron wymienili spojrzenia i pobiegli za nim.
- Hermiona! Tam jest! – krzyknął Ron i
gwałtownie zmienił kierunek. Harry wyraźnie nie wiedział co ma robić. Pomóc
przyjaciółce, czy kierować się w stronę Czarnego Pana? W końcu jednak ruszył za
Ronem.
Ginny
w tym samym momencie co Hermiona, zobaczyła Snape’a. Serce jej zamarło. Niebezpiecznie
szybko w jej stronę zbliżał się Rudolfus Lestrange. Ona go nie widziała, dalej
będąc w euforii, po zabiciu Belli i
widokiem Severusa.
- Nie… - wyszeptała, nie mogąc nic
zrobić. Znowu była za daleko, mogła tylko biernie obserwować. Widziała, jak
Snape podnosi różdżkę, zapewne po to, aby zabić Śmierciożercę biegnącego w jej
stronę. Ona w tym czasie, wyciągnęła coś z szaty i podniosła do ust. Spojrzała
na Ginny i uśmiechnęła się niepewnie. Jakby… na pożegnanie?
- Drętwota!
– ryknął Severus, celując w Lestrange. Hermiona jednak w tym samym momencie
ruszyła i oberwała klątwą. Okręciła się w locie i upadła na ziemię. Różdżka
wypadała jej z ręki i potoczyła się po trawie.
- HERMIONA! – wrzasnęli jednocześnie Harry
i Ron, wymijając ją i biegnąc w stronę leżącej przyjaciółki. Ginny zatrzymała
się i spojrzała na Snape’a. Miał dziwny wyraz twarzy, jednak opamiętał się na
tyle i jednym ruchem zabił Rudolfusa.
Ginny
przeniosła spojrzenie w stronę Hermiony. Zdążyli już do niej dobiec i próbowali
wybudzić. Ona jednak znała prawdę i wiedziała, że to na nic. Zdusiła w sobie jęknięcie
i ruszyła ich stronę. Chłopcy na przemian rzucali „Rennervate”, ale bez skutku.
- Przestańcie – wyszeptała. Żaden na nią
nie spojrzał. – Przestańcie! – powtórzyła głośniej. Dopiero teraz wrócili na
nią uwagę, cali bladzi i przerażeni. Domyślali się prawdy, jednak ktoś musiał powiedzieć
to na głos – Ona… nie żyje. Nie pomożecie jej już – zagryzła wargę, aby nie wybuchnąć
płaczem. Straciła przyjaciółkę, na zawsze.
- Ona żyje, oczywiście, że tak – warknął
Ron, kręcąc głową i szarpnął ponownie ciało Hermiony. – Przecież to była zwykła
Drętwota!
- Drętwota
Snape’a… jego najwyraźniej są tak mocne, że… zabijają – jęknęła i nie wytrzymała.
Opadła na kolana i zaczęła płakać. To nie mogło się tak skończyć. Ona nie mogła
odejść, nie była na to gotowa!
- Nie… nie…! – Harry pokręcił głową i
wstał ziemi. Nie zwracał nawet uwagi na to, że ma potłuczone okulary i rękę we
krwi. Ostatni raz spojrzał na Hermionę i zawył głośno. Potem puścił się biegiem,
prawdopodobnie tam, gdzie znajdował się Voldemort.
Ron
dalej trzymał szatę Hermiony i nie potrafił jej puścić. Ginny siedziała po
turecku i zanosiła się płaczem. Byli na tyle daleko od głównej walki, że nikt
ich nie atakował. Wszyscy byli zajęci sobą, próbując zabić przeciwników.
- Ona nie mogła umrzeć… - wycharczał Ron,
dotykając jej policzka – kochałem ją… powinienem jej powiedzieć! Być tutaj z
nią!
- To nie jest twoja wina! – wyszeptała Ginny,
zagryzając wargę. Musi się uspokoić, nie może się załamać w takiej chwili – To nie
była niczyja wina… to był przypadek.
- Snape! To on ją zabił! – powiedział,
jakby w ogóle jej nie słuchał. Zerwał się na równe nogi i z dzikim okrzykiem pobiegł
w stronę Snape’a.
Ginny
została sama. Na czworakach podeszła do Hermiony, starając się, nie wybuchnąć ponownie
płaczem. Leżała na ziemi. Wyraz twarzy miała zadziwiająco spokojny, nie tak jak
Tonks i Lupin. Można byłoby wręcz powiedzieć, że się uśmiecha.
- Co ja bez ciebie zrobię…? – wyszeptała
i załapała za rękę. Ścisnęła ją – była ciepła i tak bardzo żywa. – Zajmę się
Aleksem. Przysięgam, nie zostawię go samego – powiedziała zdławionym głosem,
ocierając oczy. Nie mogła jej zostawić, po prostu nie potrafiła. Musiała jednak
pomóc Harry’emu. Możliwe, że będzie mu potrzeba jej pomoc. Na chwiejnych nogach
wstała z ziemi i odeszła, za wszelką cenę starając się nie oglądać. Wiedziała,
że jeśli się odwróci, nie będzie stanie zmusić nóg do poruszania się. Hermionie
już nie pomoże, Harry’emu natomiast tak.
Aut:
Nie bulwersujcie się zbytnio. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jaką miałam satysfakcję, pisząc końcówkę! Czekałam na ten moment przez większość bloga! ^^
Komentujcie, komentujcie, komentujcie :D
Nie wiem czy krzyk na komputer coś da :o
OdpowiedzUsuńJak ,mogłaś?!?!?
Ja chcę następny rozdział!
Ona ma żyć!!!!
Aż się łezka w oku zakręciła :( bardzo się zżyłam z tą historią i nie mogę przyjąć do wiadomości że ona może się niedługo skończyć :( czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńTo się na pewno da odkręcić. Czekam na szybki cd. Pozdrawiam i weny życzę.
OdpowiedzUsuńA tak na prawde to Hermiona zyje prawda ? Nie wiem czy bylabym w stanie ci wybaczyc usmiercenie Hermiony.
OdpowiedzUsuńBiedny Draco tak mi go zal ;/ Wlasciwie w tym rozdziale zal mi wszystkich nawet Belli xd
Czekam na nowy rozdzial
Weny <3
Nie wierzę! Nie, to nie może być prawda!!To może śni się Harry'emu albo jeszcze komuś... Mam taką nadzieję, w końcu Hermiona jest główną bohaterką...
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział i szczęśliwe zakończenie :D
Dużo weny :*
Zaajeee :* Super rozdział ;)
OdpowiedzUsuńNIE , NIE , NIE ona musi żyć , przecież jest Aleksander jak tak można :(
OdpowiedzUsuńOna na pewno żyje. Po prostu wypiła eliksir który powodował to że człowiek wygląda jakby umarł, a tak naprawdę żyje, a wszystko to po to żeby przechytrzyć Voldemorta. To jest moja wersja mam nadzieję że się sprawdzi ;-)
OdpowiedzUsuńTeż tak pomyślałam, kiedy Hermiona niby umarła przypomniałam sobie o tym eliksirze Snape'a :)
UsuńOna żyje!
OdpowiedzUsuńEliksir!
Och czekam na kolejny rozdział, dawaj go jak najszybciej!
Weny.
Pozdrawiam,Lili.
Mam nadzieje,ze to tylko czesc planu Severusa, który mial zabic Hermione,ale Severus jak to on,wykiwa "czarnego przyglupa",pomoze usmiercic w/w,i ....i do ciezkiej anielki,nie wiem co,ale blagam,ONA przeciez musi zyc,prosze...Ewa
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że Bellatrix zginęła jak mugol, dobrze jej tak XD Ale jak mogłaś pozwolić Hermionie umrzeć?! Mam nadzieję, że jednak żyje. Czekam z niecierpliwością na nową notkę.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :D Tak coś mi się wydaje , że Hermiona żyje, chociaż to mogła być trucizna, żeby nie musiała cierpieć :D Ale wierzę w to, że nie zginęła ^^ Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i życzę ci weny! ;*
OdpowiedzUsuńTylko tak dalej! :D
Zapraszam na mój nowy blog z miniaturkami :D http://miniaturkidosme.blogspot.com/
Pozdrawiam BellatriX ^^
Na pewno nie zginęła, tylko wypiła coś typu Wywar Żywej Śmierci i zaplanowała to z Severusem. Szczerze mam na to nadzieję.
OdpowiedzUsuńHej, kochana!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za ponowne opóźnienie... Mam ostatnio straszny zajazd ;-;
Może... Wiesz, moje reakcje na ten rozdział były takie:
1. Aleksander. Jej, Miona ma synka!
2. Jep, biedny Draco i biedny Severus, że musi go oszukiwać w taki sposób, który jego samego na pewno też boli.
3. Severus i Hermiona... mrrr ♥
4. O jacie.... Zaraz bitwa....
5. Jep, tylko nie mów, że Hermioniie coś się stanie...
6. Nie!
7. Ahahah, Harry i Ron, głupole, przecież to była zwykła Drętwota, hahahahaha xD
8. Ginny, no, przecież to zwykła Drętwota!
9. DRĘTWOTA SNAPE'A.
10. O. JA. PIERDZIELE.
11. NIE. CZEMU MI TO ROBISZ...
12. KONIEC. MNIE JUŻ NIE MA. ÓMARŁAM.
Łaaaaaaaj?! :'(
I co.... że jak... dlaczego... ty...
Yep.
No nie.
Ryczałam, wiesz? Serio. Zmoczyłam poduszkę, bo czytałam przed snem.
Kurczę...
Weny,
always
Przeczytałam całego twojego bloga przez 3-4 dni i bardzo mnie ,, wciągnął" ...Do końca nwm czy mi się tak w 100% podoba ale wciągnął mnie chociaż nie przepadam za Severmione (dla mnie poprostu NIE) za to bardzo lubie parę ,, Hermiona i Draco " ...No ale cóż (dokońca miałam nadzieję że będą jeszcze razem) ...Mam nadzieję na następne rozdziały...
OdpowiedzUsuńOna wypiła Wywarł Żywej Śmierci !
OdpowiedzUsuńA jak nie to może da się to jakoś odkręcić
ONA MA ŻYĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!
Śmierć przez drętwotę? Serio? -.-'
OdpowiedzUsuń