08 sierpnia, 2014

Rozdział LIII "zginęłaś jak zwykły mugol"

Aut:
Wreszcie! Myślałam nad ostatnia scena od dobrych paru miesięcy, jednak dopiero pisząc ten rozdział, wszystko zaczęło się układać. Mam nadzieję, że... mimo wszystko będzie się podobać. Do końca jest jeszcze parę rozdziałów, mniej więcej od dwóch do czterech. Zobaczymy jak pójdzie z moją tendencją do wydłużania akcji xD
Tak czy inaczej, koniecznie musicie skomentować i wyrazić swoją opinię. Już się nie mogę doczekać! :D



            Hermiona Granger przewróciła się na drugi bok i jej wzrok padł na maleńką kołyskę tuż obok łóżka. Uśmiechnęła się do siebie i wyciągnęła rękę, aby dotknąć śpiącego Aleksandra. Jego policzki były czerwone, delikatne i gładkie.
            To było takie nie rzeczywiste. Miała syna i była najszczęśliwszą kobietą w Anglii. Nigdy nie sądziła, że takie maleństwo może w tak krótkim czasie wnieść tyle radości. To było wręcz niedorzeczne. Nie powinna się cieszyć – Aleksander urodził się w ciężkich czasach, tuż przed wojną. Wiedziała to wszystko, ale uśmiech nie schodził jej z twarzy. Po prostu nie mogła myśleć o ciężkich sprawach, nie w tej chwili.
            Po urodzeniu, od razu przyszli ją odwiedzić Weasley’owie i Harry. Molly popłakała się patrząc na dziecko, a Harry i Ron nie wiedzieli jak się zachować. Nawet Ginny, słynąca z nieokazywania emocji, uśmiechała się jak głupia.
- To dla Aleksa – mruknął niepewnie Harry, zaglądając do kołyski i kładąc w niej pluszowego misia z czerwoną kokardą.
- Dziękuję. Jest piękny – odparła, poprawiając się na poduszkach.
- To mugole dają dzieciom niedźwiedzie? – zdziwił się Ron, zajmując miejsce w nogach Hermiony. Obydwoje parsknęli cichym śmiechem.
- Nie niedźwiedzie, tylko misie. To naprawdę dziwne, że czarodzieje się nimi nie bawią.
- Powinniście już iść. Panna Granger musi porządnie wypocząć – zawołała energicznie pani Pomfrey wchodząc na salę. Machnęła różdżką i zasłoniła okna, aby zrobić półmrok w pokoju.
            Chłopcy poderwali się z miejsc i pożegnali się z Hermioną. Ginny i pani Weasley przytuliły ją, a pan Weasley pocałował w czoło. Chwilę później została sama z Poppy, która podała jej fiolkę z eliksirem.
- Od razu po nim zaśniesz. Jesteś wykończona, a powinnaś wypocząć. Czeka cię ciężkich parę lat – zachichotała i poszła do siebie.
           
            Severus Snape pomimo ogromnej euforii nie wszedł do Skrzydła Szpitalnego. Nie zobaczył Hermiony, nie poznał syna. Zamiast tego zszedł do lochów i ubrał szaty Śmierciożercy. Miał rolę do spełnienia i musiał wykonać ją najlepiej jak potrafił.
            Wyszedł poza teren szkoły i aportował się do Dworu Malfoy’ów. Furtka, która jak zwykle była zamknięta dla mniej ważnych Śmierciożerców, przed nim otworzyła się od razu. Był prawą ręką Czarnego Pana. Mógł wejść wszędzie, gdzie tylko zapragnął.
- Severusie, co cię tutaj sprowadza? Nie było wezwania… - Lucjusz przywitał go na schodach. On zawsze wiedział o przybyciu każdej osoby do jego domu. Wszędzie miał szpiegów.
- Muszę porozmawiać z Czarnym Panem i twoim synem – oznajmił chłodnym tonem. Tak bardzo musiał nad sobą panować, aby się nie uśmiechnąć i tym samym nie zdradzić.
- Z Draconem? Po co?
- Nie sądzę, abyś był upoważniony do usłyszenia tych wieści przed naszym Panem – odparł gładko i wyminął go na schodach.
            W pewien sposób lubił Lucjusza – co prawda był mocno perwersyjny i miał spaczony gust. Uwielbiał wymyślne sposoby tortur i nie wiele rzeczy potrafiło naprawdę wywrzeć na nim wrażenie. Nie tolerował mugoli i szlam, co akurat nie było niczym dziwnym. Wszyscy Śmierciożercy, którzy chcieli przeżyć mieli podobne upodobania. Pomimo typowego okrucieństwa, Malfoy miał styl i to w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Wychował się w bogatym domu, nigdy mu niczego nie brakowało. Od dzieciństwa wpajano mu dobre maniery i elegancję, która miała wyglądać na wrodzoną. Pod tym względem był prawdziwym księciem. Nic dziwnego, że Narcyza go pokochała. Ich małżeństwo było zaaranżowane, ale nie przeszkodziło im to w pokochaniu siebie. Przez wiele lat wystarczała im tylko swoja obecność.  Lucjusz nie potrzebował skoków w bok, całkowicie zauroczony swoją piękną żoną. Niestety po odrodzeniu Czarnego Pana, Malfoy’owie stracili na pozycji, co szalenie irytowało Narcyzę. Powoli odsuwała się od męża, co doprowadziło do tego, że ona wylądowała w łóżku Severusa, a on każdą noc spędzał z inną.
            Niestety ich małżeństwo nie było wyjątkiem w elicie Śmierciożerców. Bellatriks i Rudolfus nigdy się nie kochali. W poznaniu siebie przeszkadzała im obecność Czarnego Pana. Bella maniakalnie się w nim durzyła, a Lestrange nie potrafił być wierny jednej kobiecie.
            Severus był na swój sposób wyjątkiem. Przez wiele lat nie potrzebował miłości, wręcz uważał ją za zbędną i zbyt bolesną. Kochał Lily Evans i przysporzyło mu wiele kłopotów, których dałoby się uniknąć, gdyby w porę zapanował nad emocjami. Nie chciał przechodzić przez to ponownie, jednak nim się spostrzegł u jego boku była Hermiona, radosna i niewinna. Dała mu poczucie bezpieczeństwa, rodzinę i przyjaźń, nie żądając nic w zamian.
- Panie mój – przywitał się, wchodząc do pokoju w którym siedział Voldemort. Ukląkł przed nim i dopiero, gdy pozwolił mu się podnieść, uczynił to, cały czas pokornie patrząc pod nogi.
- Masz jakieś wieści, Severusie? – Czarny Pan nie okazał zbyt dużego zainteresowania, ale nie zmyliło go to. Od jakiegoś czasu wyjątkowo panował na emocjami.
-  Szlama Pottera urodziła dzisiaj dziecko Dracona – oznajmił i przybrał maskę obojętności. Nie mógł sobie pozwolić na jakikolwiek grymas.
- Chłopak wie?
- Tobie pierwszemu powiedziałem… - Snape skłonił lekko głowę.
- Wspaniale, wspaniale. Nie zmienia to jednak naszych planów. Szlama jest twoja i to ty ją zabijesz.
- Z czystą radością to uczynię, mój panie.
- Możesz odejść – Voldemort machnął niedbale ręką i wrócił do jakiegoś starego manuskryptu. Severus jeszcze przez moment stał, po czym wyszedł z pokoju, zostawiając go samego. Teraz musiał porozmawiać z Draco i to miała być zdecydowanie trudniejsza rozmowa.
            Snape zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się. Drąco najprawdopodobniej był u siebie w pokoju, ale może powinien zobaczyć się najpierw z Narcyzą? Skrzywił się na ten pomysł. Nie chciał jej widzieć, nie w takich okolicznościach. Tak naprawdę marzył, aby wreszcie poznać syna.
            Przybrał na twarz maskę obojętności i chłodnego znudzenia, a potem ruszył w stronę schodów. Chłopak miał pokój w sypialnej części dworu – z dala od wrzasków Śmierciożerców.
- Ty tutaj, Snape? – zagadnął Dołohow, mijając go na półpiętrze. Severus niechętnie się zatrzymał i uśmiechnął się nieprzyjemnie.
- Jak widać – był świadomy tego, co mógł sobie pomyśleć. Tylko on został wezwany przez Czarnego Pana, co oznaczało dwie rzeczy – karę lub nagrodę. Nie zamierzał go uświadamiać.
- Nie wracasz do Hogwartu? – ewidentnie był ciekawszy niż powinien. Zaczynało go to trochę drażnić.
- Są wakacje, Dołohow – przypomniał mu chłodno i powoli ruszył – Zastanawiam się, czy nie wprowadzić się tutaj na ten czas – uśmiechnął się pod nosem i odszedł. Antonin z pewnością się odegra, jak tylko się dowie, że kłamie, ale warto było – jego mina była bezcenna.
            Nieco w lepszym humorze, zapukał do pokoju Draco. Przez chwilę panowała cisza, po czym usłyszał znajome warknięcie.
- Nie jestem głodny. Odejdź!
- Draco, to ja – powiedział, marszcząc czoło. Nie minęły dwie sekundy, a drzwi się uchyliły i zobaczył jasną czuprynę chrześniaka.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że to ty – wpuścił Severusa do pokoju i zarumienił się lekko. Wszędzie walały się ubrania – leżały na ziemi, na krześle oraz łóżku. W dodatku panował nieprzyjemny zaduch.
- Młodzieńczy bunt? – zapytał z rozbawieniem Snape, sadowiąc się w fotelu, uprzednio zrzucając rzeczy na podłogę.
- Ja… nie spodziewałem się gości – wydukał w końcu i zajął fotel naprzeciwko. Severus z zadowoleniem zauważył, że przynajmniej było mu głupio. Z drugiej strony nie dziwił się chłopakowi. Gdyby sam miał mieszkać w takim domu, rzuciłby się przez okno.
- Przynoszę dobre wieści – Draco uniósł z nadzieją głowę – Masz… syna – uśmiechnął się lekko i obserwował, jak nastrój Malfoy’a się zmienia. Wyprostował się, a oczy zaczęły przyjemnie błyszczeć. Wreszcie wyglądał na chłopaka w swoim wieku, a nie na ducha przeszłości.
- Naprawdę? – zapytał drżącym głosem, przełykając nerwowo ślinę.
- Uwierz mi, mam co robić – uśmiechnął się drwiąco – Nie mam czasu na bzdury.
- No tak… wybacz – Draco nie mógł się powstrzymać i po chwili jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. – Z Hermioną wszystko w porządku?
- Obiecałem ci, że się nią zajmę – przypomniał mu spokojnie.
- Dziękuję ci, Severusie. Za wszystko… za cały ten rok – Malfoy wstał i wyciągnął rękę w jego kierunku. Snape przez chwilę beznamiętnie patrzył na niego, po czym uścisnął dłoń. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo zniszczył mu życie, z pewnością nie byłby teraz taki grzeczny – wrobił go w syna i podniecił kruchą miłość do Hermiony, przez którą przystąpił do Czarnego Pana. Pewnie zrobiłby to i bez jego udziału, ale on z pewnością w pewien sposób mu pomógł.

            Hermiona przewróciła się na drugi bok i natrafiła na coś twardego. Na coś, czego nie powinno tam być. Otworzyła powoli oczy i podskoczyła.
- Och, Severus – uśmiechnęła się lekko i podniosła na poduszkach. Wreszcie przyszedł! Ledwie powstrzymała się, aby rzucić mu się na szyję.
- Obudziłem cię – stwierdził, jednak po jego minie widać było, że nie żałuje. Wzruszyła ramionami. Przez chwilę jej się przyglądał, po czym powoli pochylił się w jej kierunku. Odgarnął kosmyk włosów za ucho i pocałował. Od razu się domyśliła, że był u Voldemorta - inaczej pachniał, poza tym, miał związane włosy. Objęła go za szyję i jednym ruchem rozwiązała mu tasiemkę, która opadła na kołdrę. Była czarna, odznaczała się na białej, szpitalnej pościeli.
- W taki sposób możesz mnie budzić codziennie – wyszeptała, odsuwając się od niego kilka centymetrów. Widziała, że kąciki ust mi drgają, jednak nie uśmiechnął się.
- Marzenie ściętej głowy – odparł i odchrząknął niepewnie. Przeniósł spojrzenie na kołyskę, stojącą tuż obok łóżka. Hermiona natomiast nie odrywała wzroku od Severusa.
- Ktoś tu chce cię poznać – powiedziała łagodnie. Wiedziała, że się waha, dlatego sama wzięła Aleksa na ręce, uważając, aby go nie obudzić.
            Pierwszy raz widziała, że Snape był przerażony. Nie miał pojęcia jak się zachować, co zrobić. Nigdy nie miał na rękach małego dziecka. Do tego wchodziły jeszcze wspomnienia. Jego ojciec nie był wzorem do naśladowania, domyślała się, że zrobiłby wszystko, aby nie skończyć jak on.
- Chcesz go potrzymać? – zapytała, uśmiechając się lekko. Wyciągnęła ręce w jego kierunku, ale nie wziął go od niej. – Severusie… to jest twój syn.
            Drgnął i podniósł spojrzenie na Hermionę. Kiwnęła zachęcająco głową i ponownie wyciągnęła ręce. W końcu się przełamał i nieporadnie wziął dziecko.
- Mój syn… - powtórzył za nią i uśmiechnął się niepewnie. Był malutki, ciepły i tak przyjemnie pachniał! Nagle Aleksander otworzył oczy – były duże i niebieskie. Severus zamarł.
- Spokojnie! Kolor oczu zmieni się mniej więcej po jego pierwszych urodzinach – powiedziała szybko, zagryzając wargę, aby się nie zacząć się śmiać.
- Zawsze tak jest?
- Zazwyczaj – szturchnęła go lekko – To jest twój syn. Niech pan przestanie tyle myśleć, panie profesorze – zażartowała i patrzyła jak Aleks ponownie zasypia.
- Niech pani nie będzie taka mądra, panno Granger – mruknął i wstał. Odłożył go do łóżeczka i jeszcze przez chwilę patrzył oczarowany na syna.
- Chciałabym wrócić na noc do twoich komnat – odezwała się w końcu, wzdychając. Przetarła ręką zmęczone oczy. Była czwarta w nocy!
- Lepiej nie. Poppy podniesie alarm, gdy rano nie zastanie cię w łóżku – zażartował, po czym przeciągnął się – Muszę iść. To był ciężki dzień.
- To prawda. Dobranoc Severusie – skrzywił się lekko, jednak w taki sposób, że wzięła to za uśmiech. Pokazała mu język i ułożyła się wygodniej. Chwilę później Snape wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, gasząc uprzednio lampkę nocną. Jedyne światło dawał księżyc za oknem. Hermiona patrzyła na niego, dopóki powieki nie zrobiły się nieznośnie ciężkie i ponownie zasnęła.

Półtora miesiąca później:

            - Idziemy do kuchni. Idziesz z nami?
- Nie dzięki, nie jestem głodna…
- Jasne.
            Hermiona siedziała w Wielkiej Sali  i obgryzała paznokcie. Za parę godzin miała rozpocząć się Bitwa o Hogwart. Emocje w szkole były wręcz namacalne – nikt nad sobą nie panował, każdy myślał tylko o jednym. Kiedy ten czas minął? Przecież nie tak dawno temu cieszyła się wspólnymi chwilami z przyjaciółmi, z Aleksem i od czasu do czasu z Severusem, chociaż był wiecznie zajęty. A teraz musiała zostawić własnego syna z Andromedą Tonks – namówił ją do tego Dumbledore. To było jedyne rozwiązanie, skoro postanowiła walczyć. Nie żeby nie ufała matce Tonks. Po prostu jej nie znała. Po paru godzinach rozmowy ze Snape’em, w końcu się zgodzili.  Teddy, syn Remusa i Nimfadory również został tam przeniesiony – był nie wiele starszy od Aleksandra.
            Rozejrzała się po ogromnym pomieszczeniu i przeszedł ją dreszcz grozy. Tyle znanych jej ludzi, czekało na ostateczne starcie. Zniknęły wszelkie podzielnia – nie było rozróżnienia na domy, wszyscy teraz należeli do Zakonu Feniksa. Czy się bała? Oczywiście. Nie panowała nad nerwowymi tikami, które ostatnio się u niej pojawiły – obgryzanie paznokci i ruszanie nogą, które nawet nikogo nie denerwowało. Wszyscy byli pogrążeni we własnych ponurych rozmyślaniach.
            Od przedwczoraj nie widziała Severusa – Voldemort go wezwał i od tamtej pory nie wrócił, chociaż kontaktował się z Dumbledore’em. Dowiedzieli się dzięki temu, że Śmierciożercy zaatakują dzisiaj, około północy. Zostało im niecałe sześć godzin, a pomimo tego, nikt nie kładł się spać. Widziała, że Dumbledore, McGonagall, Szalonooki, Flitwick, Lupin i Shackebot pogrążeni są w cichej rozmowie, pochylając się nad magiczną makietą Hogwartu. Harry i Ron poszli do kuchni, aczkolwiek była pewna, że nie byli głodni – po prostu musieli coś robić, aby nie zwariować. Ginny siedziała tuż obok, przysypiając na ramieniu Freda lub George’a. Reszta podobnie jak Hermiona, próbowała nie zacząć krzyczeć – to oczekiwanie było najgorsze.
            Teoretycznie była w grupie chroniącej szkołę, chociaż dyrektor podkreślał wiele razy, że podczas walki wszystko może ulec zmianie – Severus nie mógł zdradzić planu Voldemorta, także działali na ślepo.
            Nagle Dumbledore wyprostował się i cicho odchrząknął, tak, że cichy gwar natychmiast umilkł – to zadziwiające, jaką władzę miał ten człowiek.
- Uważam, że powinniście się przespać, chociaż parę godzin – Hermiona, która uniosła głowę, aby na niego spojrzeć, od razu po tych słowach, wróciła do opierania się o stół. Nie było mowy o żadnym śnie – nie da rady zasnąć -  Jestem pewien, że pani Pomfrey wszystkim chętnym da lekki środek nasenny – kontynuował. Oczywiście, że tak! Przez ostatni tydzień, nie robili nic innego z Severusem, tylko ważyli eliksiry dla Zakonu, w tym Słodkiego Snu. Hermiona wsadziła rękę do kieszeni, aby dotknąć malutkiej fiolki – wywar, który dostała od Snape’a. Miała go zażyć w ostatnim momencie.
            Przełknęła ślinę i wstała. Ktoś musiał zrobić pierwszy krok, inaczej nikt nie pójdzie wypocząć, a to mogłoby się źle skończyć. Zmęczeni na pewno poniosą większe straty w ludziach. W gardle pojawiła jej się wielka gula. Ile osób zginie? Ktoś z jej najbliższych? Severus? Draco? A może Harry’emu nie uda się pokonać Czarnego Pana? Odetchnęła głębiej, aby się uspokoić. Nie zauważyła nawet kiedy zaczęła szybciej oddychać.
            Weszła do swojego starego pokoju i rozejrzała się. W czerwcu myślała, że nigdy już tutaj nie wróci. Położyła się na łóżku i spojrzała w sufit. Nie zamierzała spać, ale powinna odpocząć.

            - Z prawej! – krzyknęła, w ostatnim momencie obezwładniając jakiegoś zamaskowanego Śmierciożercę i niewątpliwie ratując Harry’ego.
- Dzięki, Ginn! – uśmiechnął się szeroko i zaczął walczyć z Macnair’em. – Incarcerous – wrzasnął w końcu, krępując sznurami przeciwnika.
            Ginny w tym czasie próbowała nie dać się zabić Mulciber’owi. Mężczyzna poruszał się tak szybko, że nie miała czasu na atak, mogła się tylko bronić a i to nie wychodziło jej najlepiej.
- Impedimento! – udało jej się rzucić i wreszcie miała pole do popisu. Puściła mu oczko – Reducto! – mruknęła i z satysfakcją obserwowała jak niemal wymiotło Śmierciożercę przez okno, wprost na dziedziniec.
            Wszędzie były walczące pary. Bitwa trwała już dobrą godzinę, ale jak na razie nieźle im szło. Może naprawdę uda im się utrzymać zamek?
            Po drugiej stronie korytarza, dostrzegła dwie jasne głowy – prawdopodobnie Malfoy’a i Lunę. Zaciekle walczyli ramię w ramię. Kto by pomyślał, że zżyją się na wojnie? Uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła w tamtym kierunku. Harry pobiegł za nią, osłaniając tyły. Nagle Draco się potknął i zachwiał, tracąc równowagę. Z przerażeniem obserwowała, jak obrywa Sectumsemprą. Upadł na ziemię, a na jego piersi zaczęły pojawiać się głębokie, krwawe rany. Nie słyszała jego wrzasków – był za daleko i za dużo osób krzyczało zaklęcia, aby słyszała i jego. Mogła sobie jednak dokładnie wyobrazić, co teraz przeżywa, drugi raz w życiu. Ku jej ogromnemu zdumieniu, przy jego ciele pojawiła się blada i zmęczona Luna. Machała różdżką nad jego torsem.
- Protego! – pomyślała, kierując zaklęcie na tę dwójkę. Wreszcie udało jej się do nich dobiec. – Spróbuj Velnera Sanantur – wysapała, ocierając pot z twarzy. Luna skinęła poważnie głową. Chyba pierwszy raz w życiu nie miała rozmarzonego spojrzenia.
- Już go wyleczyłam. Zemdlał – zagryzła wargę i uderzyła go mocno w twarz. Moment później Draco otworzył oczy i zaczerpnął głęboko powietrza.
- Drugi raz, Malfoy! – zawołał do niego Harry i wysłał jakiegoś Śmierciożercę w powietrze.
- Odwal się, Potter – odparł słabo i wstał. Ginny pokręciła głową. Od kiedy Harry dowiedział, że jest po stronie Zakonu, zaufał mu.
            Ruszyli dalej. Po drodze spotkali Rona. Rozdzieli się na początku, poprzez zawalenie się jednego piętra – jakiś idiota pomylił zaklęcia i ucierpiała na tym połowa zamku, jednak zginęło kilku Śmierciożerców, więc wyszło na dobre.
- Musimy iść na dwór – zawołał Harry, przekrzykując walczących – Voldemort tam jest!
            Obydwoje skinęli głowami i powoli zaczęli się tam kierować. Szło im dość mozolnie. Przeciwników było znacznie więcej. Ciągle walczyli, a byli już poważnie zmęczeni. Zbiegli po schodach i wreszcie dotarli do drzwi prowadzących na zewnątrz. Otwarte były na oścież, ledwie trzymały się na zawiasach. Śmierciożercy weszli do zamku wyjątkowo gwałtownie.
- O nie! – krzyknęła Ginny, zatykając sobie usta ręką. W jej oczach wezbrały się łzy. Harry spojrzał na nią szybko, nie wiedząc co się dzieje. Pokręciła głową i wskazała na coś ręką.
            Harry i Ron podążyli wzrokiem w tamtym kierunku. Żadne z nich nie potrafiło wydusić z siebie słowa. Na ziemi, trzymając się za ręce leżeli Tonks i Lupin – martwi. Ich twarze zastygły w delikatnym zdumieniu.
- To niemożliwe… - załkała, podbiegając bliżej i rzucając się na kolana. Złapała za szatę Remusa i potrząsnęła. – Obudź się!
- Ginny, to na nic… oni... – Harry urwał i skrzywił się. Wiedział, że na wojnie jest to normalne, ale nie spodziewał się tego. Obydwoje dobrze walczyli, nie powinni tak skończyć. Byli za młodzi, dopiero urodził im się synek.
- Nie żyją - dokończył za niego bezgłośnie Ron. Patrzył na nich, jakby nie do końca rozumiał co się dzieje. Podszedł do siostry i pomógł jej wstać. Potem przytulił do siebie, pozwalając się wypłakać.
- Musimy znaleźć Hermionę – powiedział do Harry’ego, ponad ramieniem Ginny. Pokiwał głową i ostatni raz spojrzał na Nimfadorę i Lupina. Potem wyczarował czarną płachtę i zarzucił na ich ciała. Szybko odwrócił wzrok.
            Rozejrzał się. W pobliżu nie było żadnego Śmierciożercy, co było dziwne. Poprawił różdżkę w ręce, która była już śliska od potu i ruszył powoli w stronę błoni. Pociągająca nosem Ginny i rozdygotany Ron, ruszyli za nim.
            Chciał dostać się do Voldemorta, ale nie miał żadnego planu. Przydałby się Dumbledore, jednak on również gdzieś zniknął. Miał przeczucie, że gdy wreszcie znajdzie Czarnego Pana, odnajdzie również Hermionę i dyrektora. Oby nic jej nie było!

            Hermiona okręciła się na pięcie i rzuciła nieme Expelliarmus. Nie trafiła i musiała odparować śmiertelne zaklęcie Bellatriks Lestrange.
- Tym razem zabiję cię, mała szlamo Pottera! – wrzasnęła i zaniosła się szaleńczym śmiechem. Rzucała klątwy z przerażającą łatwością, jakby nie stanowiły dla niej żadnego problemu, nawet te najtrudniejsze. Taką ochotę w zadawaniu bólu widziała tylko u Severusa – wtedy w domu, gdy zginęli jej rodzice.
- Drętwota – wysapała i od razu się schyliła, widząc, że kolejne zaklęcie leci w jej stronę. Minęło ją zaledwie o centymetr. Odetchnęła głębiej i szybko się podniosła. Nie miała czasu na odpoczynek, a z pewnością go potrzebowała.
- Defido! Conjunctivitis! Confrigo! – rzucała wszystkie zaklęcia, jakie przychodziły jej do głowy. Severus byłby z niej dumny! Nie dawała za wygraną. Nagle ktoś wrzasnął i to było zgubą Belli. Spojrzała w tamtą stronę i w tym momencie Hermiona rzuciła zaklęcie. Lestrange upadła na ziemię i uderzyła głową o kamień.
- Kto by pomyślał… zginęłaś jak zwykły mugol – mruknęła, podchodząc do jej ciała. Uśmiechnęła się z satysfakcją i odwróciła w drugą stronę. Jakieś dwadzieścia metrów od niej stał Severus.

            Ginny otarła oczy i puściła Rona. Muszą być w każdej chwili gotowi do walki! Nie może się rozklejać, po drodze zobaczą jeszcze wiele ciał, możliwe, że bliskich. Zacisnęła dłoń w pięść i pobiegła za Harrym.   
            Pięćdziesiąt metrów dalej wreszcie zobaczyli ludzi. Stali na polanie, tuż obok Zakazanego Lasu. Widok z góry był niesamowity. Walczący rzucali przeróżne w kolorze zaklęcia, które z daleka przypominały fajerwerki. W samym centrum stał Voldemort i walczył z Dumbledore’em i McGonagall. Harry zaczerpnął głębiej powietrza i puścił się w ich stronę. Domyślała się, że nie chciał dopuścić do kolejnej śmierci, przez niego. Ginny i Ron wymienili spojrzenia i pobiegli za nim.
- Hermiona! Tam jest! – krzyknął Ron i gwałtownie zmienił kierunek. Harry wyraźnie nie wiedział co ma robić. Pomóc przyjaciółce, czy kierować się w stronę Czarnego Pana? W końcu jednak ruszył za Ronem.
            Ginny w tym samym momencie co Hermiona, zobaczyła Snape’a. Serce jej zamarło. Niebezpiecznie szybko w jej stronę zbliżał się Rudolfus Lestrange. Ona go nie widziała, dalej będąc w euforii, po zabiciu Belli  i widokiem Severusa.
- Nie… - wyszeptała, nie mogąc nic zrobić. Znowu była za daleko, mogła tylko biernie obserwować. Widziała, jak Snape podnosi różdżkę, zapewne po to, aby zabić Śmierciożercę biegnącego w jej stronę. Ona w tym czasie, wyciągnęła coś z szaty i podniosła do ust. Spojrzała na Ginny i uśmiechnęła się niepewnie. Jakby… na pożegnanie?
- Drętwota! – ryknął Severus, celując w Lestrange. Hermiona jednak w tym samym momencie ruszyła i oberwała klątwą. Okręciła się w locie i upadła na ziemię. Różdżka wypadała jej z ręki i potoczyła się po trawie.
- HERMIONA! – wrzasnęli jednocześnie Harry i Ron, wymijając ją i biegnąc w stronę leżącej przyjaciółki. Ginny zatrzymała się i spojrzała na Snape’a. Miał dziwny wyraz twarzy, jednak opamiętał się na tyle i jednym ruchem zabił Rudolfusa.
            Ginny przeniosła spojrzenie w stronę Hermiony. Zdążyli już do niej dobiec i próbowali wybudzić. Ona jednak znała prawdę i wiedziała, że to na nic. Zdusiła w sobie jęknięcie i ruszyła ich stronę. Chłopcy na przemian rzucali „Rennervate”, ale bez skutku.
- Przestańcie – wyszeptała. Żaden na nią nie spojrzał. – Przestańcie! – powtórzyła głośniej. Dopiero teraz wrócili na nią uwagę, cali bladzi i przerażeni. Domyślali się prawdy, jednak ktoś musiał powiedzieć to na głos – Ona… nie żyje. Nie pomożecie jej już – zagryzła wargę, aby nie wybuchnąć płaczem. Straciła przyjaciółkę, na zawsze.
- Ona żyje, oczywiście, że tak – warknął Ron, kręcąc głową i szarpnął ponownie ciało Hermiony. – Przecież to była zwykła Drętwota!
- Drętwota Snape’a… jego najwyraźniej są tak mocne, że… zabijają – jęknęła i nie wytrzymała. Opadła na kolana i zaczęła płakać. To nie mogło się tak skończyć. Ona nie mogła odejść, nie była na to gotowa!
- Nie… nie…! – Harry pokręcił głową i wstał ziemi. Nie zwracał nawet uwagi na to, że ma potłuczone okulary i rękę we krwi. Ostatni raz spojrzał na Hermionę i zawył głośno. Potem puścił się biegiem, prawdopodobnie tam, gdzie znajdował się Voldemort.
            Ron dalej trzymał szatę Hermiony i nie potrafił jej puścić. Ginny siedziała po turecku i zanosiła się płaczem. Byli na tyle daleko od głównej walki, że nikt ich nie atakował. Wszyscy byli zajęci sobą, próbując zabić przeciwników.
- Ona nie mogła umrzeć… - wycharczał Ron, dotykając jej policzka – kochałem ją… powinienem jej powiedzieć! Być tutaj z nią!
- To nie jest twoja wina! – wyszeptała Ginny, zagryzając wargę. Musi się uspokoić, nie może się załamać w takiej chwili – To nie była niczyja wina… to był przypadek.
- Snape! To on ją zabił! – powiedział, jakby w ogóle jej nie słuchał. Zerwał się na równe nogi i z dzikim okrzykiem pobiegł w stronę Snape’a.
            Ginny została sama. Na czworakach podeszła do Hermiony, starając się, nie wybuchnąć ponownie płaczem. Leżała na ziemi. Wyraz twarzy miała zadziwiająco spokojny, nie tak jak Tonks i Lupin. Można byłoby wręcz powiedzieć, że się uśmiecha.
- Co ja bez ciebie zrobię…? – wyszeptała i załapała za rękę. Ścisnęła ją – była ciepła i tak bardzo żywa. – Zajmę się Aleksem. Przysięgam, nie zostawię go samego – powiedziała zdławionym głosem, ocierając oczy. Nie mogła jej zostawić, po prostu nie potrafiła. Musiała jednak pomóc Harry’emu. Możliwe, że będzie mu potrzeba jej pomoc. Na chwiejnych nogach wstała z ziemi i odeszła, za wszelką cenę starając się nie oglądać. Wiedziała, że jeśli się odwróci, nie będzie stanie zmusić nóg do poruszania się. Hermionie już nie pomoże, Harry’emu natomiast tak. 

Aut:
Nie bulwersujcie się zbytnio. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jaką miałam satysfakcję, pisząc końcówkę! Czekałam na ten moment przez większość bloga! ^^
Komentujcie, komentujcie, komentujcie :D 

18 komentarzy:

  1. Nie wiem czy krzyk na komputer coś da :o
    Jak ,mogłaś?!?!?
    Ja chcę następny rozdział!
    Ona ma żyć!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż się łezka w oku zakręciła :( bardzo się zżyłam z tą historią i nie mogę przyjąć do wiadomości że ona może się niedługo skończyć :( czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To się na pewno da odkręcić. Czekam na szybki cd. Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. A tak na prawde to Hermiona zyje prawda ? Nie wiem czy bylabym w stanie ci wybaczyc usmiercenie Hermiony.
    Biedny Draco tak mi go zal ;/ Wlasciwie w tym rozdziale zal mi wszystkich nawet Belli xd
    Czekam na nowy rozdzial
    Weny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wierzę! Nie, to nie może być prawda!!To może śni się Harry'emu albo jeszcze komuś... Mam taką nadzieję, w końcu Hermiona jest główną bohaterką...
    Czekam na następny rozdział i szczęśliwe zakończenie :D
    Dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaajeee :* Super rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. NIE , NIE , NIE ona musi żyć , przecież jest Aleksander jak tak można :(

    OdpowiedzUsuń
  8. Ona na pewno żyje. Po prostu wypiła eliksir który powodował to że człowiek wygląda jakby umarł, a tak naprawdę żyje, a wszystko to po to żeby przechytrzyć Voldemorta. To jest moja wersja mam nadzieję że się sprawdzi ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak pomyślałam, kiedy Hermiona niby umarła przypomniałam sobie o tym eliksirze Snape'a :)

      Usuń
  9. Ona żyje!
    Eliksir!
    Och czekam na kolejny rozdział, dawaj go jak najszybciej!
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam nadzieje,ze to tylko czesc planu Severusa, który mial zabic Hermione,ale Severus jak to on,wykiwa "czarnego przyglupa",pomoze usmiercic w/w,i ....i do ciezkiej anielki,nie wiem co,ale blagam,ONA przeciez musi zyc,prosze...Ewa

    OdpowiedzUsuń
  11. Bardzo dobrze, że Bellatrix zginęła jak mugol, dobrze jej tak XD Ale jak mogłaś pozwolić Hermionie umrzeć?! Mam nadzieję, że jednak żyje. Czekam z niecierpliwością na nową notkę.

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział :D Tak coś mi się wydaje , że Hermiona żyje, chociaż to mogła być trucizna, żeby nie musiała cierpieć :D Ale wierzę w to, że nie zginęła ^^ Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i życzę ci weny! ;*
    Tylko tak dalej! :D

    Zapraszam na mój nowy blog z miniaturkami :D http://miniaturkidosme.blogspot.com/

    Pozdrawiam BellatriX ^^

    OdpowiedzUsuń
  13. Na pewno nie zginęła, tylko wypiła coś typu Wywar Żywej Śmierci i zaplanowała to z Severusem. Szczerze mam na to nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej, kochana!
    Przepraszam za ponowne opóźnienie... Mam ostatnio straszny zajazd ;-;
    Może... Wiesz, moje reakcje na ten rozdział były takie:
    1. Aleksander. Jej, Miona ma synka!
    2. Jep, biedny Draco i biedny Severus, że musi go oszukiwać w taki sposób, który jego samego na pewno też boli.
    3. Severus i Hermiona... mrrr ♥
    4. O jacie.... Zaraz bitwa....
    5. Jep, tylko nie mów, że Hermioniie coś się stanie...
    6. Nie!
    7. Ahahah, Harry i Ron, głupole, przecież to była zwykła Drętwota, hahahahaha xD
    8. Ginny, no, przecież to zwykła Drętwota!
    9. DRĘTWOTA SNAPE'A.
    10. O. JA. PIERDZIELE.
    11. NIE. CZEMU MI TO ROBISZ...
    12. KONIEC. MNIE JUŻ NIE MA. ÓMARŁAM.

    Łaaaaaaaj?! :'(
    I co.... że jak... dlaczego... ty...
    Yep.
    No nie.
    Ryczałam, wiesz? Serio. Zmoczyłam poduszkę, bo czytałam przed snem.
    Kurczę...
    Weny,
    always

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytałam całego twojego bloga przez 3-4 dni i bardzo mnie ,, wciągnął" ...Do końca nwm czy mi się tak w 100% podoba ale wciągnął mnie chociaż nie przepadam za Severmione (dla mnie poprostu NIE) za to bardzo lubie parę ,, Hermiona i Draco " ...No ale cóż (dokońca miałam nadzieję że będą jeszcze razem) ...Mam nadzieję na następne rozdziały...

    OdpowiedzUsuń
  16. Ona wypiła Wywarł Żywej Śmierci !
    A jak nie to może da się to jakoś odkręcić
    ONA MA ŻYĆ!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  17. Śmierć przez drętwotę? Serio? -.-'

    OdpowiedzUsuń

Obserwuję Nie Spamuję