06 lipca, 2013

Rozdział XIV " oficjalnie jutro wszystkich nauczycieli poinformuję, że zgłupiałaś przez te wakacje."




Aut:
Rozdział XIV jest o wiele dłuższy niż poprzednie rozdziały. W Wordzie zajął mi 11 stron! Starałam się jak mogłam, ale nie wiem czy cały jest tak dobry jak chciałam. Momentami mi się podoba, momentami nie. No cóż, oceńcie sami.
To jest ostatni rozdział przed moim wyjazdem. Blog będzie zawieszony od 09.07. - 20.07., bo wyjeżdżam na wakacje. Ale nie martwcie się! Wrócę niewyspana i zmęczona trasą Hiszpania - Polska, ale chętna do pracy xd


Hermiona weszła do Pokoju Wspólnego. Ledwo przekroczyła próg pod portretem Grubej Damy, zastąpił jej drogę Harry. Wyglądał na skruszonego i nieco skrępowanego. Właśnie to w nim lubiła najbardziej. Umiał się przyznawać do błędów. Ron nigdy w życiu nie zniżyłby się do roli osoby przepraszającej. Dlatego jeżeli się z nim kłóciła, awantury były długie i męczące.
- Hermiono, przepraszam. Naskoczyłem na ciebie na kolacji. – wyjąkał, mierzwiąc włosy palcami. Robił tak bardzo często, gdy się czymś stresował.
- Nie ma sprawy. Ja chyba też za bardzo broniłam Snape’a. – powiedziała, spoglądając na przyjaciela. Obydwoje wiedzieli, że to jego wina, ale to nie znaczyło, że zamierzała go pogrążać. Przeprosił i to było najważniejsze.
Hermiona wskazała stolik przy którym siedział samotnie Ron i czekał na nich. Jego wyraz twarzy mieszał się z szacunkiem i politowaniem. Rozumiał zachowanie Harry’ego, ale sam nigdy by tak nie postąpił.
- I co, mamy jutro ten szlaban? – zapytał markotnie Harry.
- Oczywiście. – odpowiedziała chyba zbyt radośnie, bo obaj spojrzeli na nią jakby postradała zmysły. Zignorowała jednak do spojrzenie i wyjęła ze swojej szkolnej torby książki. – Mamy się jutro stawić o dwudziestej w jego gabinecie.
Miała szczerą nadzieję, że to zakończy rozmowę. Musiała koniecznie się zająć zaległymi pracami. Ostatnio w ogóle nie miała głowy do zadań domowych, ale wiedziała również, że nie może przekładać tego w nieskończoność. Teraz, kiedy jako tako udało jej się poskromić emocje, zabrała się za nie z ochotą i nowym zapałem do pracy.
Na pierwszy ogień wzięła numerologię i starożytne runy. W końcu to były jej ulubione przedmioty, więc najszybciej powinna się z nimi uporać. Niestety pomyliła się. Na resztę wieczoru utknęła z tłumaczeniem tekstu. Był on trudny i miał wiele neologizmów, przez co nie szło go szybko przerobić. Wykończona, do dormitorium poszła dopiero dobrze po północy. Na palcach wślizgnęła się do łóżka, nie chcąc budzić współlokatorek, jednak tak jak się spodziewała, nie zasnęła od razu. Zamknęła oczy i jak na zawołanie pojawił się Snape.
Z jednej strony bała się. W końcu to był jej nauczyciel, Mistrz Eliksirów. Osoba poważna, wręcz postrach Hogwartu. Nikt o zdrowych zmysłach nie zbliżał się do niego, jeśli nie musiał. Większość traktowała go jak Harry i Ron. Myśleli o nim jako o starym nietoperzu. Tylko Ślizgoni go tolerowali, bo był opiekunem ich domu. Nie karał ich, ani nie odejmował punktów. Zawsze przymykał oko na wykroczenia, kryjąc ich przed resztą. Z drugiej jednak strony był tylko człowiekiem. Miał również serce, chodź nie wiadomo do końca, czy po tylu latach sarkazmu, kpiny i złości, nie wyparowało. Zdarzało się. Rzadko, ale doświadczyła tego uczucia, że zamieniał się w normalnego, prawie dającego się lubić, mężczyznę. Dbał o nią. W swój pokrętny i tylko przez niego zrozumiały sposób, ale jednak. Martwił się o jej przyszłość. Proponował pomoc w znalezieniu posady, a to przecież nie byle co. Poza tym, krył ją przed Narcyzną Malfoy, narażając tym samym siebie. Pomimo tego, że wiedział, że jej związek z Draconem i tak musi się prędzej czy później wydać, pomógł jej. I najważniejsze. Była między nimi chemia. Dało się to wyczuć z daleka. To jak na siebie patrzyli, z pewnym wyzwaniem, zagadką. Jakby mieli swój szyfr, który nikt inny nie rozumiał. Owszem, denerwowała go. Wręcz wyprowadzała z równowagi, nie słuchając, zadając ciągłe pytania i pyskując. Wtedy, gdy nikt nie odważyłby się choćby pomyśleć o sprzeciwie, ona mówiła to głośno, patrząc mu hardo w oczy. Jednym słowem, byli dla siebie stworzeni.
Hermiona okręciła się na drugi bok i postanowiła się zabrać za ćwiczenie relaksacyjne. Starała się napiąć każdy mięsień, począwszy od palców u stóp, a skończywszy na szyi. Było to długie i nużące zajęcie, ale prawie zawsze działało. Już w połowie ćwiczenia, odpłynęła.


- Jeśli znowu będziemy mieli ze Snape’em… - zaczął wyrażać swoją groźbę Harry, ale reszta zdania utonęła w dźwięku dzwonka, także nie dowiedzieli się co by takiego zrobił. Chwilę później drzwi sali od transmutacji, otworzyły się i stanęła w nich profesor McGonagall. Harry odetchnął z ulgą.
- Nie obraź się, ale wydaje mi się, że trochę się nim nakręcasz. – szepnęła do niego Hermiona, wchodząc do klasy.
- Co masz na myśli? – Harry zrobił się trochę spięty, jakby trafiła w jego czuły punkt.
- Zamiast przełknąć Snape’a bez słowa skargi, żalisz się i jęczysz. Nakręcasz się w ten sposób. – wytłumaczyła, siadając z nim w ławce. Ron spojrzał na nią z irytacją.
- Ty też się nie obraź, ale… - Harry zagryzł wargę, patrząc z pomocą na przyjaciela, który przysłuchiwał się ich rozmowie. - …W tym roku spędzasz z nim zdecydowanie więcej czasu, niż normalnie. Może dzięki temu bardziej go poznałaś… - ostatnie zdanie ewidentnie miało jakieś drugie dno. Hermiona uparcie patrzyła na profesor McGonagall, która jeszcze nie zaczęła lekcji.
- Harry, jeśli masz coś konkretnego do powiedzenia, to mów. Nie zamierzam czytać ci w myślach.
- No dobrze. – odetchnął głębiej, po czym powiedział. – Sądzimy z Ronem…
- Mnie w to nie mieszaj! To twój pomysł! – wtrącił się szybko, unosząc ręce w geście poddania.
- A więc, sądzę, że Snape cię jakoś omamił.
Hermiona spojrzała wreszcie na przyjaciela. Z jego oczu wyczytała, że święcie wierzy w to co powiedział przed momentem. Przez chwilę zastanawiała się, co na to wszystko odpowiedzieć. Tak, omamił ją, ale nie w tym sensie co oni myśleli. Wreszcie zdecydowała się wybuchnąć śmiechem.
- Harry, ja wiem, że się o mnie martwisz, ale naprawdę nie ma powodu. Snape nic mi nie dosypał, ani nie zaczarował. Jestem pewna. Ale z jednym możesz mieć racje… Poznałam go chyba lepiej, niż wy. – spojrzała ostentacyjnie na Rona. – I przy bliższym kontakcie zyskuje. Poważnie.
- Oczywiście… - mruknął Harry, ani trochę nie przekonany. – Ale uważaj na niego. – dodał i wyciągnął książki z torby.
Hermiona zagryzła wargę, ale przytaknęła. Oni byli za spostrzegawczy! Musiała się bardziej pilnować, co wcale nie było takie proste. Nie mogła pozwolić, aby bezkarnie go obrażali. Bez przesady!
Resztę transmutacji przesiedziała, patrząc się bezproduktywnie w okno. Jej myśli nadal zaprzątał Snape. Miała tak silną potrzebę się z nim spotkać, że ledwo mogła wysiedzieć w miejscu, a wiedziała, że spotkają się dopiero o dwudziestej i to w dodatku nie sami! Westchnęła z frustracji. Jakby nie mogła tylko ona dostać tego szlabanu…
- Panno Granger, może powrócisz do świata ludzi? – wyrwał ją dopiero z zamyślenia głos profesor McGonagall. Stała przed jej ławką i wpatrywała się w nią intensywnie. – Ostatnio chodzisz jakaś rozkojarzona. Nie słuchasz na lekcjach, nie udzielasz się. Coś się stało?
Hermiona rozejrzała się. Nawet nie zauważyła, kiedy skończyła się lekcja i została sama w sali. Jak mogła aż tak utonąć w marzeniach? Musiała się naprawę otrząsnąć!
- Przepraszam, pani profesor. Trochę źle się dzisiaj czuje… - mruknęła, słabym tonem, aby to co mówiła, było bardziej wiarygodne.
- Chcesz iść do Skrzydła Szpitalnego? – zapytała z troską McGonagall.
- Nie, nie trzeba. Samo przejdzie. – Hermiona wstała z ławki i zaczęła zbierać książki do torby. – Na szczęście teraz jest drugie śniadanie. Może to dlatego, że jestem głodna…
- Zapewne. W takim razie, smacznego.
Już miała wyjść, kiedy przypomniała sobie o pewnej sprawie.
- Pani profesor… wczoraj mieliśmy zastępstwo z profesorem Snape’em, który powiedział nam, że… załatwia pani sprawy rodzinne w urzędzie. Wszystko w porządku?
McGonagall zdziwiła się. Pokręciła głową i westchnęła.
- Naprawdę tak powiedział? Załatwianie wykupienia mugolskiego mieszkania, tylko w mniemaniu profesora Snape’a może być sprawą rodzinną! Sprawa błaha, ale musiałam się pojawić na tej śmiesznej rozprawie mugoli. Dlatego mnie nie było, panno Granger.
Hermiona pokiwała głową, uśmiechnęła się do nauczycielki i wyszła z sali od transmutacji, kierując się na śniadanie. Nie kłamała, w każdym razie z tym. Naprawdę była głodna, bo nie zdążyła nic zjeść rano. Usiała obok Ginny i nałożyła sobie dwa tosty na talerz.
- Nie chcę cię martwić… ale twój chłopak chyba źle przyjął wiadomość o waszym rozstaniu. Dzisiaj na korytarzu widziałam, jak ta głupia krowa, Parkinson, miziała się z Malfoy’em, który bardzo nieładnie się o tobie wyrażał. – Ginny pokręciła głową, przewracając oczami.
- Domyślałam się tego. Wczoraj, jak byłam u Snape’a, do gabinetu wszedł Draco. Nie był do końca miły.
- Pomimo towarzystwa Snape’a?
- Obaj się dobrze bawili. – mruknęła, kończąc pierwszą grzankę. Wiedziała, że Severus zachowywał się tak tylko dla niepoznaki, ale nie sprawiało jej to radości.


Hermiona siedziała w Pokoju Wspólnym, obłożona książkami. Nikt się do niej nie zbliżał. Wszyscy wiedzieli, że w takich momentach jak ten, bywa najbardziej drażliwa i nie lubiła gdy ktoś jej przerywał. Pisała właśnie esej na historię magii, na trzy stopy pergaminu o wojnach trolli w XIV wieku.
- Ee… Hermiono, chyba powinniśmy się zbierać. – podszedł do jej stolika Harry, patrząc z podziwem na jej esej. – Może dasz mi…
- Nie. Ty przepiszesz, a od ciebie Ron. Nie ma mowy. – warknęła, zwijając pergamin z powrotem w rolkę i pieczętując tak, że tylko profesor Binns mógł go przeczytać. – Okej, możemy iść.
Wstała z fotela i poszła na chwilę do dormitorium. Ubrała cieplejszą pelerynę, przewidując, że w lochach będzie przeraźliwie zimno, pomimo kominka. Poza tym to był szlaban. Snape nie będzie im dogadzać. Zeszła do salonu i razem z Harrym wyszli. Zeszli z Wieży Gryffindoru i ruszyli najkrótszą drogą do lochów.
- Mówił co będziemy robić?
- Nie.
Hermiona zagryzła wargę, nie wiedząc czego się spodziewać. Zawsze już tak będzie? Zawsze będzie się stresować przed spotkaniem ze Snape’em? Jego humor zmieniał się szybciej niż Ronowi. W jednej chwili jest wesoły, a w drugiej bez kija nie podchodź.
- Fajnie było cię poznać. – zażartował Harry, stojąc przed gabinetem Snape’a.
- Ciebie również. – roześmiała się i weszła do środka.
W pokoju nikogo nie było, ale coś jej mówiło, że Severus zaraz się pojawi. I rzeczywiście. Wszedł, zamiatając połami peleryny podłogę. Jego spojrzenie padło na Hermionę i było tak intensywne, że musiała odwrócić wzrok.
- Potter, ty będziesz czyścić kociołki. Z takim zadaniem chyba powinieneś sobie poradzić. Oczywiście, bez użycia różdżki. – na jego twarzy pojawił się kpiarski uśmieszek, po czym wskazał mu ręką, aby przeszedł do sali od eliksirów. Gdy to zrobił, zwrócił się do Hermiony – Granger, ty uwarzysz Szkiele – Wzro, dla pani Pomfrey. Jako, że nie robiłaś jeszcze tego eliksiru, będę ci patrzył na ręce. Receptura nie jest skomplikowana, ale wystarczy źle odmierzyć śluz gumochłona, a kość nigdy nie odrośnie. To jest w ramach twojego szkolenia na Magomedyka.
- Oczywiście, profesorze. – powiedziała Hermiona, przyglądając się Snape’owi. Wyraz twarzy miał surowy, tak samo jak ton, ale oczy mu się śmiały. Właśnie to spojrzenie dodało jej otuchy, bo weszła do sali od eliksirów. Było w niej przeraźliwie zimno, także nie dziwiła się Harry’emu, który czyszcząc kociołek, szczękał zębami. Podeszła do kominka w rogu pokoju i mruknęła insendio. Ogień pojawił się znikąd, wesoło trzeszcząc.
- Dzięki Hermiono. – usłyszała z wdzięcznością Harry’ego, który przysunął się z cynowym kociołkiem do ognia.
Po chwili do sali wszedł Snape i usiadł przy biurku, wraz z naręczem esejów. Poprawił się na krześle i zabrał się do pracy, po drodze rzucając parę uwag w stronę Harry’ego, który zniósł wszystko, bez słowa skargi. Hermiona była z niego dumna.
- Panie profesorze… w eliksirach dla zaawansowanych nie ma receptury Szkiele – Wzro. – odezwała się po chwili, gdy skończyła wertować podręcznik. Nie sądził chyba, że będzie znać ją pamięć?
- To nie problem. – stuknął różdżką w czystą kartkę i chwilę później pojawiła się na niej cała receptura eliksiru. Hermiona wzięła papier i rzucając na niego okiem. Snape miał racje. Wywar nie był skomplikowany, tylko te ciągłe odmierzanie wszystkiego.
Hermiona zabrała się za robienie eliksiru. Najpierw wzięła wszystkie potrzebne składniki z prywatnego składziku Severusa. Dostała jednorazowe pozwolenie na skorzystanie z niego. Dopiero, gdy wszystko było dokładnie pokrojone i odmierzone, zaczęła dosypywać składniki do kociołka. Robiła wszystko powoli, dwa razy sprawdzając, czy aby na pewno teraz ma dodać ten składnik. Chciała, aby eliksir wyszedł idealny. Od czasu do czasu patrzyła na Harry’ego, który krzywiąc się i stękając czyścił kolejno kociołki. Zdecydowanie dostała lepsze zadanie i była wdzięczna przyjacielowi, że nie skomentował tego na głos. Chyba nadal czuł się winny, za rozpoczęcie kłótni, albo uważał, że lepiej sobie poradzi ze sprzątaniem niż z robieniem eliksiru. Jeśli przeważało to drugie, to zgadzała się z nim w stu procentach. Nie znał się na eliksirach. Po dwóch godzinach podszedł do niej Snape. Stał za nią i zaglądał do kociołka. Przemieszał i powąchał wywar, nie komentując niczego. Potem, gdy Hermionie wydawało się, że już odszedł, poczuła rękę na swoim ramieniu. Ścisnął j, po czym uścisk zelżał, a potem całkowicie zniknął.
Serce Hermiony oszalało. Najpierw zamarło, aby potem zacząć bić jak szalone. To, że Severus tego nie usłyszał, było aż niemożliwe. Wydawało jej się, że każdy w Hogwarcie, słyszy jak bije. Pomimo tego, nie zareagowała. Siedziała grzecznie, nawet na niego nie spojrzawszy. Miała świadomość, że każdy taki ruch, może zostać zobaczony przez Harry’ego, który co prawda siedział do nich tyłem, ale istniała możliwość, że się odwróci. Zawsze musieli mieć się na baczności.
- Skończyłem. – powiedział w końcu Harry, prostując się. Minę miał nietęgą i wcale mu się nie dziwiła. Odwalił kawał dobrej roboty.
- Możesz wracać do Wieży Gryffindoru, Potter. Granger, ty musisz dokończyć eliksir. – warknął, nie spojrzawszy nawet na czyste kociołki. Harry zacisnął ręce w pięści i wyszedł bez słowa z gabinetu.
- Szkiele – Wzro jest gotowy. Wystarczy przelać do fiolek. – Powiedziała drżącym głosem, ostatni raz mieszając wywar. Wreszcie została z nim sam na sam.
- No to na co czekasz? Zabieraj się do roboty.
Hermiona wstała i z magazynku wzięła parę probówek, do których zamierzała przelać eliksir dla pani Pomfrey. Kontem oka widziała, jak Snape segregował papiery do poszczególnych teczek. Każda była w innym kolorze, zależnie od domu. Wiedziała już dawno, że jest bardzo poukładany, ale mimo wszystko zrobiło to na niej wrażenie. Sama lubiła porządek. Chaos i bałagan, którzy wyznawali Harry i Ron nieco ją irytował.
Gdy się ze wszystkim uporała, opadła na krzesło przed biurkiem Snape’a. Spojrzał na nią zdziwiony, ale nie odezwał się słowem.
- Wszystko podpisałam i umieściłam w magazynie. Kociołek umyłam. – odezwała się, na co Severus pokiwał tylko głową. – Mogę o coś zapytać?
Snape westchnął, po czym wreszcie na nią spojrzał. W jego oczach czaiło się coś w rodzaju zrozumienia i irytacji.
 Chodź. – wstał od stołu i otworzył przed nią drzwi od prywatnych pokoi. Hermiona tylko przez moment się wahała, po czym weszła dumnie unosząc głowę. Poprowadził ją do niewielkiego salonu. Ostatnim razem w nim nie była, więc głowa kręciła jej się na wszystkie strony. Usiadła niepewnie na kanapie, nie spuszczając z niego wzroku. Sam usiadł na fotelu naprzeciwko niej. Pstryknięciem przywołał skrzata domowego, który pojawił się za pomocą teleportacji.
- Przynieś… na co masz ochotę? – Spojrzał niepewnie na Hermionę.
- Wystarczy sok dyniowy. – mimo, że bardzo starała się, aby głos jej nie zdradził, Snape od razu rozpoznał, że się denerwuje. Uśmiechnął się pod nosem, a potem odprawił skrzata skinieniem ręki.
- Może coś mocniejszego? Wydajesz się spięta. – Severus wstał i podszedł do małego barku. Wyciągnął z niego whisky, którą nalał do dwóch szklanek. Jedną podał zdziwionej Hermionie. – No co? Skończyłaś przecież siedemnaście lat, prawda?
- Tak, ale… jesteś moim nauczycielem. Rozpijasz uczennicę.
- Również nie powinienem z nią sypiać, zapraszać do prywatnych pokoi i robić wszystko, aby została po lekcjach. Alkohol jest akurat najmniejszym moim przewinieniem.
- Robisz wszystko, abym została po lekcjach? – Hermiona zarumieniała się delikatnie. Szybko wzięła łyka trunku, aby ukryć własne dziwienie.
- A co tu robisz? Wystarczyło odebrać punkty Gryfonom i po sprawie. – Snape pokręcił głową nad jej głupotą. Potem na raz wypił całą whisky, lekko się wzdrygając. Jak widać nie tylko jej chciał dodać otuchy.
Hermiona starała się nie okazywać, jak miło jej się zrobiło, po jego słowach. Nigdy nie sądziła, że w rzeczywistości Snape również się nią interesował. Zawsze jej się wydawało, że wina jest tylko po jej stronie, a tu taka niespodzianka.
- Ja… Severusie… - nadal nie mogła się przyzwyczaić do tego, aby mówić do swojego Mistrza Eliksirów po imieniu. Jasne, wcześniej nawet krzyczała jego imię, wbijając paznokcie w tors, ale to było w całkiem innych okolicznościach. Teraz obydwoje byli ubrani i siedzieli naprzeciwko siebie. – Już wcześniej chciałam cię o to zapytać, ale… ale nie odważyłam się przyjść znowu do Skrzydła Szpitalnego. Powiedziałeś mi wtedy, że to Voldemort cię tak urządził. Domyślam się, że to dlatego, że nie poinformowałeś go o tym, że chodziłam z Malfoy’em. Ale w ogóle dlaczego miałbyś cokolwiek mu mówić?!
- Granger, zadajesz zbyt dużo pytań. Dobrych pytań. – warknął Snape, dolewając sobie whisky. Znowu zrobił się spięty, a jego oczy ciskały błyskawice. Nie chciała go denerwować, ale musiała wiedzieć.
- Na to musisz mi odpowiedzieć. Widziałam na twojej ręce wypalony mroczny znak. Wiem, że to zamknięta historia i wiem również, że stoisz po stronie dobra. Dumbledore ci ufa, więc ja też. Zresztą… chyba nawet gdybyś był śmierciożercą, nadal…
- Nie waż mi się dokańczać zdania! – zawołał podnosząc się z fotela i siadając na kanapie obok niej. Jego spojrzenie było tak uważne, że musiała odwrócić wzrok. W jego oczach było tyle bólu i cierpienia, że miała ochotę go jakoś pocieszyć. Wyciągnęła rękę i przyłożyła ją do jego policzka. Trzęsła się ze strachu i przejęcia całą sytuacją, ale Severus zdawał się tego nie zauważać. – Nie jestem dobrym dla ciebie kandydatem. Nie powinno cię tu być. Wraz z Potterem i Weasley’em powinnaś wieszać psy na mnie, na eliksirach i na skończonym szlabanie. A już na pewno nie powinnaś dotykać mnie z taką czułością jak w tej chwili.
- Daj spokój. A kto niby jest dla mnie dobrym kandydatem? Malfoy nie, bo jego rodzice są śmierciożercami, ty nie, bo jesteś w coś zamieszany. Zdecyduj się. – mruknęła, opuszczając dłoń. Sam dotyk ręką przestał jej wystarczać. Miała ochotę go przytulić.
- Żaden Ślizgon nie jest dla ciebie dość dobry. Najlepszy był by Potter. Weasley to kretyn, nie możesz się wiązać z idiotą. Jeszcze dzieci miałabyś rude…
- Chcę ciebie. Przeżyje nawet jeśli dzieci będą miały czarne włosy i haczykowate nosy. I na pewno będą inteligentne.
- Nie rób tego. Nie snuj planów…
- Wracając do wątku głównego… - Snape skrzywił się. Naprawdę prawie mu wyszło zmienienie tematu. -… Co ty robisz dla Voldemorta?
W salonie zapanowała głucha cisza. Severus chyba zastanawiał się nad odpowiedzią, a Hermiona go nie pośpieszała. Wiedziała, że ta informacja może ją doprowadzić do śmierci, ale nie bała się. W każdym razie nie chciała okazywać strachu.
- O tym o czym ci teraz powiem, wiedzą tylko dwie osoby na świecie. Dumbledore i ja. Nikt więcej i najlepiej byłoby gdyby tak pozostało…
- Chcę wiedzieć. – powiedziała z mocą, patrząc mu w oczy.
- W wielkim skrócie, chodzi o to, że jestem… szpiegiem Dumbledore’a.
- Nie rozumiem. – przyznała i pokręciła głową. – Powiedz coś więcej.
- Na brodę Merlina, Granger! A podobno jesteś taka inteligentna!
- Nie wyżywaj się na mnie, tylko powiedz coś więcej. – warknęła, wypijając do końca alkohol i odstawiła pustą szklankę na stolik.
- Czarny Pan myśli, że stoję po jego stronie i jestem szpiegiem Dumbledore’a. W rzeczywistości jest odwrotnie. To jego szpieguję…
Hermiona zagryzła wargę, nie wiedząc co o tym myśleć. Jeśli to wszystko prawda, to Snape musi być niewiarygodnie odważny. Oklumencję musiał mieć opanowaną do perfekcji.
- To dlatego na piątym roku, dyrektor kazał ci uczyć Harry’ego! Jesteś najlepszy. Przewyższasz nawet Voldemorta!
Severus pokiwał głową, krzywiąc się. Jak widać, żaden z nich nie wspominał dobrze tych lekcji. Hermiona ukryła twarz w dłoniach, oddychając głębiej. To co właśnie usłyszała było wiadomością roku! Ile Harry by oddał, aby się tego dowiedzieć… oczywiście zaraz zaczął by go podejrzewać, że tak naprawdę oszukuję Dumbledore’a, a nie Voldemorta. Dlatego ktoś taki jak on, nie może się dowiedzieć. Zaczynała rozumieć powagę sytuacji.
- Czyli, wtedy gdy cię znalazłam, Sam – Wiesz – Kto ukarał cię za to, że nie powiedziałeś mu o moim związku z Draconem. Boże, naprawdę jestem w niebezpieczeństwie!
- Wiesz co… oficjalnie jutro wszystkich nauczycieli poinformuję, że zgłupiałaś przez te wakacje. Wszyscy ci to tłumaczą od początku roku! McGonagall, Dumbledore i nawet ja! JESTEŚ W NIEBEZPIECZEŃSTWIE!
Hermiona otworzyła szerzej oczy, wpatrując się w Severusa. Nie spodziewała się po nim takiego wybuchu. Zawsze wydawał jej się opanowany. Musiał być, zadając się w Voldemortem. Jak widać teraz zaważyły czucia nad zdrowym rozsądkiem.
- Zrozumiałam… - mruknęła niepewnie.
- I oczywiście nie muszę ci powtarzać, że to ma pozostać między nami, prawda?
- Jasne, że nie. Nikomu nie powiem. Nie jestem dzieckiem.
- Fizycznie może i nie, ale emocjonalnie zdecydowanie tak. – Snape prawie się uśmiechnął, widząc jej oburzoną minę. – Zachowujesz się jak mała dziewczynka! Kierujesz się uczuciami, zamiast rozsądkiem. Tak postępują tylko ci, którzy nie zaznali w życiu bólu. – Pochylił się w jej stronę. Teraz dzieliły ich tylko centymetry, a nie pół metra, jak jeszcze przed chwilą. – I lepiej nich pozostanie tak jak najdłużej. – wyszeptał i pocałował ją namiętnie w usta.
Hermiona przyłożyła mu ręce do policzków, oddając pocałunek. Zaskoczył ją po raz kolejny dzisiaj, ale tym razem pozytywnie. Nie zastanawiając się wiele, usiadła mu na kolanach i zaczęła rozpinać szatę. Tym razem przynajmniej wiedziała jak to zrobić. Nie przestając go całować, udało jej się odsłonić tors. Znowu zobaczyła blizny, ale tym razem nie zapytała o nie. Wiedziała, że wiele wycierpiał, nabywając je. Przejechała tylko delikatnie, opuszkami palców, po największej. Starała się być jak najdelikatniejsza, chociaż wiedziała, że one go już nie bolą. Rany już dawno się zabliźniły.
- Po raz kolejny dzisiaj mówię, że nie jestem dla ciebie dobry… Niepotrzebnie się przy mnie narażasz.
- Daj mi spokój. – mruknęła i zamknęła mu usta pocałunkiem. Poczuła jego ręce na swoich piersiach. Ścisnął je lekko, a potem zdarł z niej szatę, kładąc ją tym samym na kanapie. Nie była ona jakoś specjalnie duża, a spokojnie się na niej mieścili.
Brązowe loki okalały jej bladą od podniecenia twarz. Życie z Severusem różniło się zdecydowanie, od życia z Draconem, który był nieodpowiedzialny. Żył w przeświadczeniu, że rodzice obronią go przed całym złem tego świata. Był po prostu arystokratą. Severus za to, znał życie. Wiedział, że nie można nikomu zaufać, nie wolno kochać. Jeśli ci zależy, to już przegrałeś. Hermiona natomiast chciała mu udowodnić, że bliskie osoby mogą bardzo pomóc. I to właśnie ona chciała być dla niego tą bliską osobą.
Po chwili leżała pod nim, rozebrana, tylko w bieliźnie. On natomiast nadal był ubrany w szatę, w każdym razie od pasa w dół. Szybko ją z niego zdjęła. Po chwili obydwoje byli już nadzy. Severus przez chwilę napajał się jej widokiem. Hermiona znowu odniosła wrażenie, że dawno nie był z żadną kobietą, a już na pewno nie taką młodą. Objęła go lekko za szyję, przyciągając do siebie. Pocałowała czule i jednocześnie namiętnie. Jęknęli w tym samym momencie, czując się dobrze we własnym towarzystwie. Hermiona złapała się poręczy od kanapy, przymykając oczy z podniecenia. Przejechała ręką po jego plecach, starając się nie wbijając mu paznokci w skórę. Jęczała cicho do ucha, pokazując tym samym jak jest jej dobrze. Snape napierał na nią, jednocześnie starając się być delikatny, aczkolwiek średnio mu to wychodziło. Jego ruchy były gwałtowne i mocne, ale nie przeszkadzało jej to. Właśnie to podobało jej się w starszym od siebie mężczyźnie. Nie zmieniał swoich przyzwyczajeń specjalnie dla niej.
- Powinnaś iść. – powiedział w końcu Snape. Leżał na plecach, zajmując większość miejsca na kanapie. Hermiona była wciśnięta między oparcie na Severusa. Przytulał ją do siebie jedną ręką. Było im zdecydowanie ciasno, ale i tak lepiej niż gdzieś indziej.
- Nie mogę zostać do rana…? – jęknęła, podnosząc głowę, aby na niego spojrzeć.
- Nie ma takiej opcji. Potter doskonale wie gdzie cię zostawił. Poza tym już dwa razy u mnie nocowałaś. Moje pokoje to nie hotel!
Hermiona przewróciła teatralnie oczami, ale podniosła się. Przeturlała się przez Severusa i usiadła na skraju sofy, aby się ubrać. Zeszło jej trochę dłużej, niż przy normalnym ubieraniu, bo Severus od czasu do czasu całował ją po karku, co ją mocno dekoncentrowało.
- Wybiła północ. – odezwała się, słysząc dzwon wybijający dwanaście uderzeń. – Księżniczka musi wrócić do rzeczywistości…
- Księżniczka? Jesteś Gryfonką z brudną krwią! Pełnokrwiste Ślizgonki mogą używać miana księżniczki, ale na pewno nie ty. Ty mi pasujesz bardziej do roli wojowniczki.
Hermiona uniosła brwi, patrząc na niego. Nie spodziewała się takiego wyznania, ale schlebiało jej to. Na pierwszy rzut oka ją obraził, ale wiedziała, że nie o to mu chodziło. Jego wypowiedź, jak zawsze miała drugie dno.
- Spotkamy się… dzisiaj? – ostatnio również zadała to pytanie i dostała stanowczą odmowę. Tym razem zobaczyła tylko kpiarski uśmieszek, ten sam, który ofiarował jej na początku roku, gdy uwarzyła Amortencję. Było to w jej mniemaniu zaproszenie do gry.

11 komentarzy:

  1. Rozkręcasz się, świetny rozdział! :D
    Harry jakby nabrał troszkę rozumu. Severus jest cudowny, awww *,*
    Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział, życząc udanych wakacji w jakże wspaniałej Hiszpanii! :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;*
      Tak, chciałabym aby było widać, że Harry wreszcie doznaje olśnienia i chyba o wiele bardziej pokazane to będzie w kolejnym rozdziale, nad którym pracuje ;D
      A wakacje były udane, a jakże <3

      Usuń
  2. Rozdział super, są tylko malutkie literówki ale to taki szczegół xD weny życzę i udanych wakacji <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem rozdarta przez Twoje opowiadanie ale KOCHAM JE <3
    wracaj i szybko dodawaj nastepny rozdział bo jestem strasznie ciekawa co się dalej stanie ;D z jednej strony żal mi Draco bo jego uwielbiama z drugiej strony cieszę się że Hermiona jest ze Snapem bo jego również uwielbiam i na jej miejscu sama nie wiedziałabym kogo wybrać.
    Dodaje cię do czytanych! i zapraszam do siebie :
    http://wspomnienia-smierciozercy.blogspot.com/

    Pozdrawiam Avad ka ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, dziękuję Ci bardzo <3
      Na tym właśnie polega urok Hogwardzkiego Trójkątu. Ty nie możesz się zdecydować, to pomyśl przez co musi przechodzić Hermiona xd
      Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa ;D

      Z pewnością do Ciebie zajrzę jak wreszcie będę mieć trochę więcej czasu, aby w spokoju przeczytać :)

      Usuń
  4. Rozdział świetny ;)
    Znalazłam kilka błędów, ale nie utrudniają one odbioru tekstu.
    Życzę weny :)
    miona22

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*
      Rozdział przeczytam jeszcze raz i postaram się wyłapać wszystkie błędy :)

      Usuń
  5. Potter musiał czyścić kociołki.. w sumie mogłam się tego spodziewać, bo przecież Sanpe go nie lubi. No ale jestem dumna z Severusa, że opowiedział jej choć kawałek swojej historii.. dzięki temu Hermiona wie, że on jej odrobinę ufa..

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że to nie skończy się dla nich przykrością. Choć w głębi wciąż liczę na Draco i Mionę~~ Zielonooka

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojj, czyżby Harry się domyślał? ;o jestem ciekawa jak to wszystko się potoczy. Lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń

Obserwuję Nie Spamuję